W kościele panowała
głucha cisza. Wzrok garstki zgromadzonych wpatrywał się tępo w podłogę, a ich
usta poruszały się prawie niewidocznie, szepcząc regułki modlitwy. On stał przed trumną. W samym środku
kamiennego budynku, w którym czuł się nieswojo. Ściany i sufit sprawiały
wrażenie, jakby zaraz miały się zapaść, a przy tym bił od nich wielki majestat,
który przytłaczał przybyłych. W
powietrzu czuć było napiętą atmosferę, a jedynym dźwiękiem, którym było słychać
do szloch z tyłu kościoła. Malfoy nie miał siły nawet obrócić się i spojrzeć na
osobę, która cierpiała po stracie Narcyzy. Stał wyprostowany, wpatrując się w
zdjęcie zmarłej. Nie mógł przestać. Było to dla niego ostatnie pożegnanie…, po
którym już nigdy więcej jej nie zobaczy. Msza skończyła się, a ludzie powoli
opuszczali kościół. Ich wzrok spoczywał przez moment na chłopaku, lecz szybko
kręcili głową i odchodzili za tłumem. Chcieli mu pomóc, lecz znali jego
charakter jeszcze lepiej… on nie potrzebował wsparcia, uścisku, słowa
pocieszenia. Nie było mu to potrzebne. Uważali, że najlepiej będzie dla niego,
jeśli sam poradzi sobie ze stratą. Nie miał im tego za złe. Nie spodziewał się
nawet, że ktokolwiek przyjdzie z zaproszonych na pogrzeb jego matki. Mimo, że
przybyła tylko jej najbliższa rodzina, Malfoy i tak czuł, że Narcyza byłaby
zadowolona. Zawsze starała się wyplewić kłamstwo z ich domu, nienawidziła
ludzi, którzy podlizywali się, aby coś osiągnąć. Może właśnie, dlatego
poróżnili się tak bardzo z ojcem. Westchnął zdając sobie sprawę, że dwóch mężczyzn
przyszło właśnie, aby zabrać trumnę. Kiwnął tylko głową i odsunął się od
wzniesienia. Mężczyźni wynieśli jego matkę, lecz on został wpatrując się w puste
miejsce, na którym pozostało już tylko zdjęcie.
Podszedł do niego i po raz ostatni spojrzał w oczy swojej matki. Na jego ustach pojawił się smutny uśmiech.
-Pragnęłaś dla mnie jak
najlepiej- westchnął i objął dłonią ramkę.- I co za to dostałaś?
Przewrócił zdjęcie dołem do blatu. Pozostały mu już tylko wspomnienia. Chwile, które
sprawiały, że mógł poczuć się kochany. Tylko ona napełniała jego życie
miłością, dzięki której znalazł w sobie siłę, aby dalej funkcjonować. Przyłożył
dłoń do twarzy i pokręcił głową. Poczuł jak w środku jego ciała zaczęła buzować
złość, którą spowodowały myśli o mordercy Narcyzy.
-Chciałeś
zemsty…-wyszeptał i odwrócił się, kierując swoje kroki do wyjścia z kościoła.-
Dostałeś ją, lecz teraz czekaj na mój ruch.
-Draco!-Usłyszał
głos, który wybudził go ze wspomnień.
Spojrzał
w górę i z przymrużonymi oczami, zauważył swoich przyjaciół, którzy przyglądali się mu ze zmartwionymi
minami. Musiał pewnie spędzić w takiej pozycji dość długi czas. Zasłonił dłonią
padające zza nich światło z kuli ognia, która wisiała w szklanej kuli na
suficie w szatni. Rozszerzył powieki, a usta rozciągnął w wymuszonym uśmiechu.
-Gotowe
księżniczki?-Spytał, próbując zbić ich z tropu.- To dobrze!
Odpowiedział,
nie otrzymując wcześniejszego potwierdzenia. Wstał, ignorując ich spojrzenia i
zajął miejsce na środku niewielkich rozmiarów przebieralni. Zagwizdał, a wzrok zgromadzonych tam uczniów,
momentalnie skierował się w jego stronę.
-Mamy
przed sobą dość ciężki mecz- rozpoczął. – Nie oszukujmy się, że Krukoni to
łatwa do pokonania drużyna, ponieważ taka nie jest. Ich atutem będzie taktyka, będą próbowali
grać nieprzewidywalnie i będą chcieli nas za wszelką cenę wybić z naszego
ułożenia. A jaka jest główna reguła?!
-Zostań
na miejscu, choćby nie wiem co!- Krzyknęli chórem.
Na
ustach Dracona pojawił się uśmiech. Chwycił trzonek swojej miotły i poniósł ją
do góry.
-Kto
dzisiaj wygra?!-Krzyknął.
-Slytherin!-Odpowiedzieli.
* * *
Hermiona,
gdy tylko zjadła obiad, zostawiła wesoło rozmawiających przyjaciół i ruszyła w
stronę błoń. Cieszyła się, że Harry i Ginny ponownie się dogadują. Wróżyła im
jak najlepiej i miała nadzieję, że gdy wszystko sobie wyjaśnią, ponownie do
siebie wrócą. Wiedziała, że to tylko i wyłącznie kwestia czasu, jeśli
oczywiście Harry odważy się ponownie przyznać się do swoich uczuć przed Rudzielcem.
Jej myśli zaprzątał również Daniel. Miała mieszane uczucia co do tej jego
pomocy, lecz musiała przyznać, że jeśli to on pomaga czarnowłosemu, to jego
rady są bardzo przydatne i co najważniejsze działają. Nie chciała się wtrącać
pomiędzy ich znajomość, lecz jeśli kiedykolwiek zauważy, że zagraża ona
Harry’emu, wtedy na pewno będzie interweniowała. Pchnęła mocno drzwi wyjściowe,
a na jej ustach pojawił się wielki uśmiech. Na niebie widniało okrągłe słońce,
nieprzysłonięte przez żadną z chmur, które kłębiły się na niebie. Wiał
delikatny, ciepły wiatr, który poruszał pożółkłymi liśćmi na drzewach. Kilka z
nich oderwało się od gałęzi i wraz z powiewami, wzlatywało i spadało, jakby
poruszały się w swoistym tańcu jesieni. Przyroda powoli opadała w stan letargu,
oczekując na zimę, która miała pokryć ją grubą warstwą puszystego śniegu. Swoje kroki skierowała w stronę jeziora.
Twarz wystawiała w stronę słońce, które swoimi ciepłymi promieniami, ogrzewało
jej policzka. Jej blada cera nabrała
różowych kolorów, a włosy pokręciły się przez panująca przy jeziorze wilgoć.
Przysiadła na brzegu jeziora, wpatrując się na lekko falowaną taflę, która
ciągnęła się dalej i dalej. Skrzyżowała nogi, rękami oparła się za plecami, a
twarz uniosła do góry, zamykając oczy. Wsłuchiwała się odgłosy przyrody, która
ją otaczała. Słyszała ćwierki ptaków, szum dochodzący spod tafli jeziora oraz
ciche szelesty, spowodowane przez poruszane przez wiatr liście. Nagle do jej
uszu doleciał głośny śmiech. Otworzyła powieki i rozejrzała się dookoła. Jej
uwagę przykuło boisko do Quidditcha, na którym odbywał się mecz. Wzruszyła
ramionami i wróciła do swojej czynności, którą ponownie przerwał donośny,
dziewczęcy śmiech. Podenerwowana wstała i ruszyła brzegiem rzeki, kierując się
za usłyszanym wcześniej dźwiękiem. Gdy tylko podeszła do wielkiego dębu, przy
którym tak bardzo uwielbiała siedzieć, zauważyła osobę, przez którą jej idealny
dzień, został zniszczony. W jej środku zaczęła buzować czysta nienawiść.
Wszystkie moment związane z tą dziewczyną powróciły do jej głowy, domagając się
zemsty. Hermiona jeszcze nigdy nie czuła, aż tak okropnych emocji, które teraz
ciągnęły ją do najgorszego.
-Hermiona?-Usłyszała
swoje imię, wypowiedziane przez niego.
Jego
głos brzmiał inaczej niż się spodziewała. Był jakiś dziwny, słyszała w nim
zdziwienie, zaciekawienie, lecz nie wrogość.
Oderwała wzrok od zdezorientowanej Lavender i spojrzała na Rona, który
szybko próbował pozbyć się z kolan niezadowolonej blondynki. Obydwoje wstali i
ustawili się przed szatynką. Brown westchnęła teatralnie i chwyciła pasmo
swoich włosów, które zaczęła kręcić na palcu.
-Nie
wiesz co to jest prywatność?-Syknęła, a jej głos przepełniony był wrogością.
Jej zachowanie nawet w najmniejszym stopniu nie zaskoczyło Gryfonki.
-Bardzo
dobrze wiem, co to jest prywatność i umiem ją uszanować, lecz gdy jakaś
piszcząca paniusia przeszkadza mi odpoczywać, muszę zainterweniować- warknęła,
zbliżając się na niebezpieczną odległość do blondynki.
Ta
rozumiejąc, że nie wskóra nic wrogim nastawieniem, złapała Rona za rękę i
cofnęła się o krok.
-Ona
mi grozi!-Poskarżyła się, robiąc smutną minę.
Hermiona
fuknęła pod nosem.
-Ja
tylko ładnie proszę, aby umieć zachować, choć odrobinę ciszy i przyzwoitości-
przerwała i zmierzyła ją wzrokiem.- Wiem, że w twoim wypadku to będzie bardzo
trudne.
Nie
mogła powstrzymać się od końcowego komentarza. Miała po dziurki w nosie
zachowania dziewczyny. Panoszyła się po szkole jak jakaś wielka diwa, która
uważa, że wszystkim rządzi.
-Coś
ty powiedziała?!-Uniosła się.
-To
co słyszałaś-odwarknęła szybko i spojrzała na Rona. Jego oczy wodziły po
obydwóch dziewczynach ze zdezorientowaniem, a jego dłoń mocno ściskała dłoń
blondynki. Hermiona pokręciła głową.- Przetłumaczysz swojej dziewczynie, aby
zachowywała się ciszej?
Chłopak
spojrzał prosto w kasztanowe oczy Gryfonki, od których biła wrogość.
-Możemy
porozmawiać?-Spytał.
-Jeśli
tylko ona sobie pójdzie- odpowiedziała, chcąc jak najszybciej pozbyć się z
widoku tej ropuchy.
-Nie
ma mowy!-Krzyknęła i usiadła na kamieniu przy drzewie.-Ja i Ron nie mamy przed
sobą tajemnic, prawda Ron?
Pokiwał
tylko głową, lecz to wystarczyło, aby blondynka posłała Hermionie triumfalny
uśmiech.
-Dobra-
poddała się.- I tak nie zajmie nam to dużo czasu…
-Czemu
taka jesteś?
-Jaka?-Zapytała
zdezorientowana.- Zła, wredna, bezczelna? O to ci chodzi tak? Niech pomyślę…
Przyłożyła
palec do podbródka, a wzrok skierowała do nieba. Pstryknęła nagle palcami i wskazała palcem na
Lavender.
-Właśnie
przyłapałam cię na obściskiwaniu się z dziewczyną, z którą mnie zdradziłeś we
wakacje, pamiętasz? Czy może mam ci to przypomnieć? Wspaniale udawałeś na
peronie miłość do mnie, aż prawie ci uwierzyłam. Zapewniałeś mnie, że chcesz
dla mnie jak najlepiej, strzegłeś przed Malfoyem jak prawdziwy rycerz… szkoda
tylko, że wszystkim tym kierowały twoje egoistyczne pobudki!
Nastała
cisza. Wzrok Rona spoczął na ziemi, a swoje palce złączył, aby nie bawić się
nimi nerwowo. Dopiero teraz uświadomił sobie jak bardzo zranił dziewczynę. Może
to głupie i idiotyczne, że dopiero teraz, ale wcześniej… nie zdawał sobie
sprawy z tego co robi. Żył chwilą. Pragnął mieć je dwie dla siebie. Wszystko
się pozmieniało… Widział wzrok Malfoy’a, który posyłał jej wtedy na peronie.
Właściwie nie mógł od niej go oderwać. Czuł się wtedy niewidzialny.Wiedział, że to nie
usprawiedliwia jego wcześniejszego wybryku, lecz… miał głupią nadzieję, że
Hermiona nigdy się o nim nie dowie.
-Jesteś
żałosna!- Zaśmiała się blondynka.
-Może
i jestem, ale przynajmniej nie puszczam się na prawo i lewo!-Odpowiedziała
zdenerwowana.
-Ron!-Krzyknęła
i wstała ze swojego dotychczasowego siedzenia.
Chłopak
spojrzał na Hermione i pokręcił głową. Ze swoich wspomnień nie mógł wymazać Malfoya, przez to rosła w nim tylko i wyłącznie chora zazdrość.
-Idź
do swojego Malfoya-warknął tylko i ponownie złapał za rękę swoją dziewczynę.
Gryfonka
spojrzała na swojego byłego chłopaka ze zdziwieniem. Chciała zapytać się go,
czemu przytacza do ich rozmowy Malfoya. Pragnęła odpowiedzi. Jego dziwne zachowanie, wyraz zniesmaczenia,
podczas, gdy widział ich razem… Wszystko to nagle połączyło się w jedną całość, którą
Gryfonka uważała za zbyt nierealną, aby mogła być prawdziwa. Lecz była to prawda. Poczuła złość. Ron
myślał, że coś łączy ją z Draconem. Zachowywał się jak zazdrosny dzieciak,
któremu ktoś zabrał zabawkę, lecz nawet, gdy dostał nową, nie potrafił zapełnić
pustki po starej. Pragnął, aby poczuła się winna. Chciał sprawić, żeby problemy w ich związku
spadły tylko na nią, lecz ona na to nie pozwoli. Uśmiechnęła się delikatnie,
obrzucając ich dumnym spojrzeniem.
-Oczywiście,
że pójdę- odpowiedziała, podnosząc do góry podbródek.
***
Grupka
Ślizgonów wracała po wygranym meczu do szkoły. Między nimi panowała wspaniała
atmosfera, która spowodowana była wysokim zwycięstwem nad Krukonami.
-Zmiażdżyliśmy
ich!-Krzyknął po raz setny Diabeł i zaśmiał się szaleńczo.- Nie było co z nich
zbierać. A ty Dracze tak się przejmowałeś!
-Zawsze
wolę być ubezpieczony- odpowiedział z uśmiechem.
-Cały
on!- Usłyszał przesłodzony głos Pansy.- Obserwowałam cię.
Podeszła
i przyłożyła dłoń do jego klatki piersiowej, a palcem zaczęła kreślić na niej
kółka.
-Może
urządzimy małą imprezę po zwycięstwie?-Zapytała i przybliżyła się do niego,
szepcząc mu.- Tylko ja i ty…
Blondyn
spojrzał z paniką w oczach na przyjaciół, którzy wymienili ze sobą rozbawione
spojrzenia. Pierwszy zareagował Nott, który głośno klasną w ręce.
-To
wspaniały pomysł!-Krzyknął, a wszyscy zwrócili swoją uwagę na niego. Draco
wykorzystując moment nieuwagi zdezorientowanej dziewczyny, odsunął się od niej
na bezpieczną odległość.
-Pansy
zgłosiła się do organizacji dzisiejszej imprezy z okazji wygranej- uśmiechnął
się do dziewczyny, a ta spojrzała na niego zdziwiona.- Wierzymy w twój
wspaniały gust i mamy nadzieję, że wieczorem będziemy mogli odpowiednio
świętować ten wspaniały dzień.
Dziewczyna
spojrzała na Dracona, który westchnął i wzruszył ramionami.
-Tylko
musisz się śpieszyć- dopowiedział Zabini.- Nie zostało ci dużo czasu.
Ślizgonka
jeszcze raz rzuciła wzrokiem w stronę blondyna i uśmiechnęła się, gdy w jej
głowie zagościł wspaniały pomysł. Urządzi tę imprezę, że nawet za kilka lat
żadna inna nie będzie mogła się z nią równać. Będzie potrzebowała dużo
Ogniestej… a jak wiadomo nawet Draco po Ognistej nie jest odporny na jej
zaloty.
-Chodź
Zabini!-Złapała czarnoskórego pod ramię.- Będę potrzebowała twojej pomocy.
Chłopak
nie zdążył nawet zaprotestować, gdy już zniknęli za zakrętem w stronę lochów.
Theo zaśmiał się szczerze i poklepał Dracona po plecach.
-Tobie
się udało, ale jakaś ofiara zawsze musi być- westchnął.
-Diabeł
da sobie radę- odpowiedział i zawtórował przyjacielowi śmiechem.
Odwrócił
głowę w stronę okna, które wychodziło na błonia. Przy wejściu do szkoły, na
jednej z kamiennych ławek siedziała ona. W swoich dłoniach trzymała jakąś
książkę, a jej skupiony wzrok skakał po tekście, pochłaniając każdą literę z
dużą pasją.
-Wrócę
później- powiedział do kolegi, który powędrował za jego wzorkiem. Uśmiechnął
się i podniósł jedną brew do góry.
-Mam
powiedzieć Pansy, że nie będzie cię na imprezie?- Spytał, dobrze wiedząc, że
przyjaciel o wiele bardziej woli towarzystwo Gryfonki niż księżniczki
Slytherniu.
-Czytasz
mi w myślach przyjacielu?- Zaśmiał się.- Czy jestem, aż tak bardzo
przewidywalny?
-Do
drugie kochasiu- powiedział, za co oberwał w ramię.- Idź do niej, a ja jakoś
delikatnie przekażę Pansy, że cię nie będzie. Co powiesz, że nagle złapała cię
biegunka?
-Wymyśl
coś lepszego, bo znając ją… będzie chciała jeszcze przyjść do mnie i pomóc mi
dojść do zdrowia.
Na
ustach Theo pojawił się szczery uśmiech. Poklepał Dracona po plecach, po czym
chłopak odszedł, kierując się do wyjścia ze szkoły. Ślizgon wpatrywał się jeszcze
przez chwilę w korytarz, w którym przed chwilą zniknął blondyn. Cieszył się.
Cieszył się, że Draco w końcu zaufał mu bardziej. Ich przyjaźń była inna od
wszystkich. Zaczęła się tak samo jak jego przyjaźń z Diabłem. W szeregach
Voldemorta byli dla siebie wsparciem. Pewnego rodzaju ekipą, która zawsze
trzymała się razem. Tak pozostało, aż do teraz. Przeżyli ze sobą te dobre jak i
te złe chwilę, które tylko umocniły ich w przekonaniu, że ich przyjaźń jest
czymś więcej. Bez niej żaden z nich nie będzie już taki sam. Spojrzał za okno i
uśmiechnął się na widok zezłoszczonej Hermiony, której Malfoy zabrał książkę.
-Jak
dzieci- westchnął, gdy Gryfonka zaczęła gonić blondyna po błoniach, z celem
odzyskania swojej własności.
***
-
Malfoy!- Wrzasnęła po raz setny, a jej głos poniósł się wraz z wiatrem i odbił
echem.
Przystanęła
i złapała się za brzuch. Czuła rosnący i kłujący ból, który spowodował
morderczy bieg za tym idiotą. Wypuściła z płuc powietrze i wciągnęła świeże,
które trochę ukoiło jej rozgrzane ciało. Podniosła wzrok z ziemi i uspokoiła
swój oddech. Zauważyła uśmiechniętego
blondyna, który opierał się o drzewo, w ręce trzymał jej książkę i wymachiwał
nią, zadowolony ze swojej zdobyczy. Gryfonka warknęła pod nosem i uniosła wzrok
ku górze.
-Merlinie…
daj mi cierpliwość!
-Co
tam mamroczesz?!-Krzyknął do niej.-Chyba się nie poddajesz, co Granger?
Na
jej policzkach pojawiły się rumieńce złości, spojrzała na chłopaka spod byka.
Warknęła pod nosem i ruszyła w przeciwną stroną. Miała już dość tej jego
zabawy. Nie wiedziała co chce tym osiągnąć. Cała ta sytuacja była dla niej
przedziwna i nie chciała ciągnąć jej dalej. Doskonale zrozumiała aluzję z
poddaniem się, wiedziała, że później nawiązałby do odwagi Gryfonków, ale ona nie
miała siły się z nim kłócić, cały czas, bowiem miała w swojej pamięci kłótnie z
Ronem. Usiadła na ławce i spojrzała w stronę Malfoy’a, który ze zdziwieniem
kierował się w jej stronę. Przysiadł obok niej, a na jej kolana położył zabraną
wcześniej książkę. Hermiona złapała ją do ręki i uderzyła twardą okładką w
ramię blondyna.
-Jak
ty mi działasz na nerwy!- Warknęła i odwróciła od niego wzrok.
-Taka
moja rola Granger- westchnął i położył swoją dłonie na końcach ławki. Jedna znajdowała się niebezpiecznie blisko jej pleców.- Beze mnie było by nudno…
Hermiona
zaśmiała się i pokiwała głową.
-W
to nie wątpię- odpowiedziała z ironią, a na jej ustach nadal widniał
uśmiech.
-Narażasz
się Granger, oj narażasz- powiedział i spojrzał na jej profil.
Promienie
słońca oświetlały jej alabastrową karnację, dzięki czemu mógł zauważyć na jej
nosie kilka piegów. Oczy miała zamknięte, a jej powieki drgały, gdy tylko
czuła, że spogląda prosto w nie. W końcu je otworzyła, a jej czekoladowe
tęczówki, spojrzały na niego z rozbawieniem.
-Czemu
mi się przyglądasz?-Spytała.
Blondyn
wzruszył ramionami. Jego wzrok nagle przeskoczył na osoby znajdujące się za
plecami szatynki. Na jego ustach pojawił się cwany uśmiech.
-Nie
tylko ja się tobie przyglądam-odpowiedział, a Hermiona odwróciła się.
Zauważyła
Rona, który szedł powolnym krokiem, trzymając za rękę Lavender i przyglądając
się jej z irytacją. Widziała, że jego policzki przybrały kolor purpury, a wolna
ręka zwinęła się w pięść. Nie wiedziała wtedy nią kieruje, lecz chciała,
aby cierpiał tak jak ona cierpiała przez niego. Odwróciła się w stronę Malfoya
i wbiła się w jego wargi. Zaskoczony chłopak, na początku nie oddał pocałunku
dziewczyny, lecz po chwili przyciągnął ją do siebie, a w jej włosy wplótł swoje
dłonie. Czuł przyjemne ciepło, które powędrowało z ciała dziewczyny do niego.
Czuł jej delikatne usta, które muskały jego. Wszystko zwolniło. Nie liczyło się
nic dookoła. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jakaś niewidzialna siła zbliża
ich do siebie coraz bardziej i bardziej. Nagle. Ustało. Hermiona odsunęła się
od niego, a jej policzki poróżowiały ze wstydu. Od środka zżerały ją wyrzuty
sumienia, które nie pozwoliły spojrzeć chłopakowi w oczy. Bała się. Jego
reakcja mogła być przeróżna, a ona nie wiedziała, na co ma się przygotować. Na
gniew? W końcu Malfoy wiedział, czemu to zrobiła. Na zadowolenie? Pragnęła tego
bardzo, ale również obawiała się tego. Kiedy go pocałowała, chciała, aby był to
nic nieznaczący całus, jakim i on obdarował ją na początku roku, aby rozbudzić
zazdrość Rona. Lecz poczuła coś więcej...
-Poszli
już sobie- odezwał się pierwszy, a z tonu jego głosu nie potrafiła, odczytać
jego uczuć.-Udało ci się. Wieprzlej był naprawdę zły.
W
końcu odważyła się podnieść wzrok. Na jego ustach pojawił się sztuczny uśmiech,
lecz to oczy, mówiły za niego wszystko. Widać w nich było smutek, który chciał
za wszelką cenę przed nią ukryć, jednakże marnie mu to wychodziło.
-Powiedzmy,
że jesteśmy kwita-powiedziała szybko, aby przerwać niezręczną ciszę pomiędzy
nimi.
-Kwita?-
Zaśmiał się i podniósł do góry swoją brew.- O nie kochana! Ty już się na mnie
zemściłaś za pocałunek w Wielkiej Sali…teraz moja kolej.
Uśmiechnął
się cwanie, a po jej plecach przeszły ciarki.
-Ale
spokojnie…- odpowiedział, widząc jej zdziwioną i przestraszoną minę zarazem.-
Znaj moją dobroć… będziesz moją dłużniczką.
-To
chyba wolę zemstę- odpowiedziała, na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
-Oj
uwierz- przerwał i odwzajemnił jej uśmiech-… nie wolisz.
- O to 14! Wiem, wiem pewnie wszyscy są zdziwieni, że dodaję drugi rozdział w tym samym miesiącu, ale muszę przyznać, że początek pisałam w przypływie weny, która spowodowała, że prawie skończyłam ten rozdział. Boje się waszej opinii co do końcówki, ale mam skrytą nadzieję, że przypadnie Wam do gustu! :) Pozdrawiam! ;*