niedziela, 28 września 2014

Miniaturka cz.2 "Strona z mojego życia"

Salon Ślizgonów był o wiele większy niż cała wieża Gryfonów. Panowała tutaj mroczna i niepokojąca atmosfera, w której nie można było wyczuć ani odrobinki ciepła. Całe pomieszczenie wyłożone było jasnym kamieniem, a meble najczęściej były zrobione z ciemnego drewna z zielonymi obiciami i dodatkami. Wszędzie znajdowały się motywy węży. Na sofach ustawionych na środku pomieszczenia, siedziała dwójka Ślizgonów, którzy przerwali swoją rozmowę, gdy tylko usłyszeli otwieranie się drzwi do tajnego korytarza. Dziewczyna o brązowych włosach przyjrzała się uważnie Draconowi, a później zwróciła uwagę na skuloną dziewczynę koło niego. Hermiona przed wejściem zdążyła założyć na głowę kaptur bluzy, tak, więc jej twarz przykrywał kawałek materiału. Zrobiła to również po to, aby Ślizgoni nie zauważyli jej czerwonych od wstydu policzków, które jak zawsze niekontrolowanie dawały o sobie znać w najgorszych sytuacjach. Jej serce zabiło mocniej ze strachu, gdy poznała przyjaciela Dracona, który ochoczo kierował się w ich stronę. Pozostawiając siedzącą obok niego dziewczynę w niemrawym humorze. Diabeł uśmiechnął się od ucha do ucha i wykrzyknął:
-Ooo! Smoczku, kto to dziś u ciebie zawita?- zapytał, prawie spoglądając pod kaptur dziewczyny.
Na szczęście blondyn był szybszy, pociągnął Gryfonkę za rękę, przechodząc obok chłopaka, który zdziwił się zachowaniem towarzysza. Zawsze był skory do chwalenia się swoimi nowymi zdobyczami.  
-Nie twoja sprawa- warknął, nie racząc go ani jednym spojrzeniem.
Czarnoskóry chłopak podniósł ręce w geście obronnym, nie chcąc narażać się blondynowi. Czuł, że biła od niego złość, a podpadnięcie mu w takim momencie nie byłoby dla niego dobre. Odszedł od dwójki i ponownie przytulił szatynkę do siebie, szepcząc jej kilka słów na ucho. Dziewczyna zachichotała, a jej zły nastrój wyparował. Przeklinała pod nosem Dracona i jego podboje miłosne, jednak nadal wierzyła, że któregoś dnia w końcu do niej wróci. Hermiona szła popychana przez rękę Dracona, którą niedelikatnie trzymał na jej ramieniu. Chciała odwrócić się, krzyknąć, uderzyć… cokolwiek. Jednak nie potrafiła. W lochach czuła się jak mała dziewczynka, która zawędrowała do tajemniczej i mrocznej piwnicy, nie zwracając uwagi na ostrzeżenia rodziców. Gdy wyszli zza rogu jej oczom ukazał się ogromny żyrandol, który oświetlał dalszy ciąg salonu. Ozdabiające go kryształy, mieniły się przeróżnymi kolorami, które odbijały się na suficie tworząc tęczę. Jej wzrok ilustrował każdy nawet najdrobniejszy szczegół, lecz po chwili poczuła mocne szarpnięcie za rękaw, a gdy tylko zwróciła wzrok przed siebie, zauważyła, że znajduje się w jednym z dormitoriów.
-Co to miało być?!-krzyknął.
Malfoy zamknął za nimi drzwi i zabezpieczył pomieszczenie kilkoma zaklęciami. Po plecach Hermiony przeszedł dreszcz.
-O mało, co cię nie rozpoznali!- warknął.- Ciesz się, że przez to co masz na twarzy, jesteś prawie nierozpoznawalna.
Odwrócił się w jej stronę i posłał jej szybkie spojrzenie, w którym zdążył zauważyć jak bardzo zdenerwowana jest. Podał jej małe lusterko, a ona przejrzała się w nim. Z jej oczu spływał czarny tusz, który pokrywał prawie całą część jej twarzy. Rzeczywiście z mokrymi włosami, które proste opadały na jej ramiona i z zamazaną twarzą, nie wyglądała jak ona. Odłożyła z hukiem lusterko na komodę obok.
-Nic mnie nie obchodzi jak wyglądam-odpowiedziała. Chce wiedzieć po co zaprowadziłeś mnie tutaj? Jeśli tylko po to, aby uciec przed Filch’em. To nie trudź się dłużej i wypuść mnie, abym mogła wrócić do swojego dormitorium.
Hermiona mocno gestykulowała rękami, a jej twarz zrobiła się czerwona ze złości. Zauważył również, że przez jej ciało przeszedł dreszcz, a zęby zaszczękały o siebie. Jej spojrzenie w końcu spotkało się z jego, jednak blondyn szybko opuścił wzrok. Wypowiedział zaklęcie i w kominku zapłonął ogień, który ogrzał średniej wielkości pokój. Uśmiechnęła się delikatnie na ten gest, jednak później przybrała poważny wyraz twarzy.
-Wytłumaczysz mi to wszystko?-zapytała ponownie z niecierpliwością.
Blondyn uśmiechnął się, przypominając sobie zawziętość i ciekawość Gryfonki. Zdjął swoją marynarkę, którą powiesił na oparciu krzesła. Podszedł do barku i przez chwilę zastanawiał się nad wyborem trunku, w końcu jego dłoń zatrzymała się na szyjce od Ognistej. Wyciągnął trunek, obejrzał jej etykietę i uśmiechnął się pod nosem. Tego mu było trzeba. Nalał sobie go do szklanki, sięgnął po drugie naczynie, lecz Hermiona stanowczo zaprzeczyła głową.
-Nie piję-odpowiedziała nerwowo, zerkając, co chwilę na niego.
Blondyn wzruszył ramionami, czując satysfakcję z wprowadzenia dziewczyny w stan niepewności. Rozsiadł się na zielonym fotelu i wskazał dłonią taki sam obok. Gryfonka niechętnie zajęła miejsce obok i zaczynając bawić się swoimi palcami. Wyglądając na przytłoczoną tym miejscem. Spojrzała na niego, ale chłopak nadal nie zamierzał się odzywać, a na jego ustach widniał delikatny uśmiech. Uwielbiał ją denerwować, a ta sytuacja była dla niego idealna. Gryfonka wiedziała, że blondyn zacznie się tłumaczyć, lecz zanim to uczyni, będzie chciał się z nią podrażnić. Postanowiła nie dać mu tej satysfakcji. Korzystając z okazji rozejrzała się po pomieszczeniu. Pokój chłopaka był podobny do jej. Na środku pomieszczenia znajdował się mały, drewniany stolik z dołożonymi fotelami, na których właśnie siedzieli. Za nimi wielkie łóżko z baldachimem, które stało pośrodku dwóch stoliczków nocnych. Na jednym z nich świeciła się lampka, która rzucała delikatne światło, a na drugim leżał stos ksiąg. Po lewej stronie stał regał wypełniony książkami oraz wielka szafa. Po prawej natomiast drzwi i biurko, którego blat pokryły pergaminy. Jako prefekci naczelni dostali oddzielne pokoje, które pozwalały im na większą swobodę w nagrodę za dobre stopnie i zachowanie. Gryfonka mimowolnie prychnęła pod nosem, a chłopak popatrzył na nią zaciekawiony. Oglądając z bliska jej profil zauważył, że na jej małym, zadartym nosku były piegi. Jej czekoladowe oczy zerkały we wszystkie strony, usilnie próbując skupić swoją uwagę na innym obiekcie niż on. Gdy w końcu spojrzała wprost w jego oczy, chłopak poczuł się dziwnie. Widział w nich złowrogie iskierki, które nijak nie pasowały do opanowanego i spokojnego wyrazu twarzy.
-Od czego więc mam zacząć?-zapytał rozbawiony.
-Malfoy… jak ty mi działasz na nerwy-warknęła.
-Taka moja rola-odpowiedział, poszerzając swój uśmiech.
-Po co odstawiasz tę szopkę? Nie możesz mnie po prostu stąd wypuścić?
-Tak się składa, że nie za bardzo- odpowiedział i upił łyk trunku.- Filch wpadł w szał, a jeśli zobaczyłby cię na korytarzu, na pewno nie skończyłoby się to dla ciebie dobrze.
-Odkąd to ci zależy na tym, czy mnie przyłapie, czy nie?-zapytała, wykrzywiając twarz w grymasie.
Chłopak speszył się nieznacznie, lecz szybko wyprostował się i spojrzał na nią wrogo.
-Coś jeszcze?-zapytał, a w oczach dziewczyny zauważył iskierki triumfu.
-Nie ma stąd innego wyjścia? Przecież możesz komunikować się za pomocą kominka
-Nie mogę.
-Każdy prefekt może!- krzyknęła.
-Niestety, mój przywilej został mi odebrany w zeszłym tygodniu, gdy twój głupi Wieprzlej rzucił się na mnie z pięściami.
-Po pierwsze to zostałeś słusznie ukarany, a po drugie to ty się na niego rzuciłeś- dodała z wyrzutem.
Blondyn uśmiechnął się na wzmiankę o tym feralnym dniu.
-Należało mu się- odpowiedział bez emocji.
Hermiona spojrzała na niego wrogo i po chwili wstała z fotela. Zaczęła przechadzać się w te i z powrotem, a jej serce biło jak szalone. Cały czas powtarzała sobie w myślach, że gdzieś na pewno znajduje się tutaj dodatkowe wyjście, jednak nie znała zbyt dobrze lochów i bała się, że jej samotna wycieczka skończy się w ślepym zaułku, a ona nie będzie miała pojęcia jak się z niego wydostać. Nagle zatrzymała się, gdy do jej myśli doleciało nurtujące ją pytanie.
-Czemu Filch nie wykrył drzwi, przez które przeszliśmy?-zapytała.
-Przykro mi, ta informacja jest ściśle tajna- rozpoczął, uśmiechając się rozbawiony.-Nie… nawet mi nie przykro. Po prostu nie musisz o wszystkim wiedzieć, Granger.
Dziewczyna założyła ręce na piersi i zmierzyła go wrednym spojrzeniem, jednak chłopak był nieugięty. Westchnęła, wiedząc, że nie wyciągnie od niego więcej.
-Gdzie jest łazienka?
Blondyn zakrztusił się, popijanym trunkiem.
-Że co?
-Łazienka-powtórzyła.- Pomieszczenie, gdzie jest wanna, toaleta…
-Wiem co to jest!
-Nie sądzę-odpowiedziała pod nosem, niestety, zbyt głośno.
Malfoy zerknął na nią, posyłając najgorsze i najwredniejsze spojrzenie, na jakie było go stać. Gryfonka najwidoczniej idealnie wpasowała się w miejsce, w którym się znalazła. Czuł, że bije od niej pewność siebie, lecz dobrze wiedział, że nadal pozostawał w niej strach. Uśmiechnął się nieznacznie. Będzie ciekawie, pomyślał i wstał z fotela. Wciągnął lewą rękę i skierował ją w stronę drzwi.
-Zaraz przygotuję ci ręcznik-odpowiedział.
Hermiona posłała mu triumfalny uśmiech, a on przyjął go ze skruchą. Role się odmieniły, czuł, że ona dopiero zaczyna, a on musi być twardy, aby przejść przez to bez okazywania uczuć. Gryfonka postawiła sobie za punkt, że spróbuje dziś odkryć co kryje ta zimna fasada arystokraty. Co dziwne, chciała go poznać i sprawdzić, kim tak naprawdę jest. Jeden wieczór, który może zmienić wszystko. I zmienił…
Blondyn zaraz powrócił do pokoju, a jego mina była skwaszona jak po zjedzeniu cytryny. Czuł, że podstęp wisi w powietrzu. Mógł wypuścić ją z pokoju, jednak… nie chciał. Szybko potrząsnął głową i nalał sobie do szklanki alkoholu. Jedyna rzecz, która pozwoli mi się uspokoić, wypił zawartość szklanki za jednym razem. A gdy rozejrzał się po pokoju, dostrzegł tylko, zamykające się drzwi od łazienki. Westchnął i opadł na fotel. Sam nie wiedział, czemu zabrał ją tutaj. Zaczął przejmować się tymi dziwnymi emocjami, które ponownie pojawiły się w jego sercu. Rozbiły w nim namioty i urządziły walkę, na to które z nich będzie teraz panowało.
Szatynka chwilę opierała się o drzwi do łazienki. Wsłuchiwała się w odgłosy z pokoju, jednak nie zdołała nic usłyszeć. Przetarła dłonią twarz, a włosy zmierzwiła kilka razy. Przejrzała się w lustrze. Naprawdę wyglądała okropnie. Oczy były podkrążone ze zmęczenia, czerwone od płaczu, jednak nadal iskrzyła się w nich wesoła iskierka. Nic nie mogło jej zgasić. Odkręciła wodę i kiedy poleciała z kranu ciepła, przemyła dokładnie twarz. Ponownie spojrzała w swoje odbicie w lustrze i przetarła twarz ręcznikiem. Rozejrzała się po pomieszczeniu, które wyłożone było biało-czarnymi kafelkami. Na  środku stała wielka wanna w perłowym kolorze. Przy umywalce toaleta, a po prawej stronie drewniana szafka, na której leżał śnieżnobiały ręcznik z wyszytym wężem na jego środku. Dziewczyna przejechała po nim dłonią i zdziwiła się delikatnością materiału. Jej wzrok przykuła biała koszula, która leżała obok. Przy górnej kieszeni wyszyte srebrną nicią, widniały inicjały D.M. Uśmiechnęła się pod nosem. Podeszła do wanny i odkręciła kurek, który nastawiła na ciepłą wodę. Z półki obok wyciągnęła cytrynowy płyn, który wlała do środka. Pomieszczenie wypełnił orzeźwiający cytrusowy zapach. Ponownie zerknęła do szafki i wybrała sole do kąpieli w kolorze bursztynu. Wsypała je szybko i obserwowała jak pod wpływem gorącej wody, zmieniają swoją barwę na przezroczystą. Zdjęła z siebie ubrania i wskoczyła do wody. Wszystkie zmartwienia odpłynęły, a czas zatrzymał się w miejscu. Nie obchodziło ją nic co dzieje się dokoła, jednak gdy ciepło uciekło, a przez jej ciało przeszedł dreszcz zimna, musiała wyjść. Szybko wytarła się ręcznikiem, a na swoje ciało założyła koszulę chłopaka. Przejrzała się w lustrze, wzięła głęboki wdech i wyszła z łazienki. Podeszła do miejsca gdzie zostawiła różdżkę i kilkoma skinieniami osuszyła włosy. Malfoy przyglądał się uważnie, gdy jej chuda dłoń robiła okrążenia, a jej wąskie usta szeptały zaklęcia. Czuł się jak w amoku, patrząc jak panna Granger wraca  do swojego normalnego wyglądu. Nie mógł oderwać od niej spojrzenia. Niby wyglądała tak jak zwykle, jednak on szczególnie zwrócił uwagę na oczy, które żarzyły się przyjaźnie. Nie zauważył w nich nienawiści ani wrogości. Czoło, które zawsze w konfrontacji z nim marszczyła, dziś było gładkie, a policzki oblały się różowym rumieńcem. Wyraźnie się uspokoiła, a jej ciało rozluźniło się, sprawiając wrażenie, jakby czuła się przy chłopaku dobrze i bezpiecznie. Blondyn uśmiechnął się widząc, że ubrała jego koszulę. Musiał przyznać, że w naturalnym wydaniu wyglądała przepięknie. Odstawił szklankę, karcąc się w myślach za rozmyślanie o niej. Zniknął za drzwiami łazienki, zostawiając zdziwioną dziewczynę samą. Hermiona wskoczyła na łóżko i przykryła się jedwabną kołdrą. Poczuła się jak księżniczka, która została uwięziona w wysokiej wieży. Wtuliła się w poduszkę, a do jej nosa dotarł zapach wody kolońskiej chłopaka. Uśmiechnęła się mimowolnie i zamknęła oczy. Zmęczenie wygrało i już po chwili zasnęła.

Myślami powróciła do realnego świata. Jej powieki uchyliły się powolnie, jakby nie chciały być budzone z tak wspaniałego snu. Krajobraz przykryła ciemność nocy, a przez wiejący wiatr, fale stały się większe i z coraz większą siłą uderzały o brzeg. Podniosła się szybko z murku i ruszyła dalej plażą. Jej myśli nadal krążyły wokół blondyna i tej nocy, która zmieniła ich relacje. Wyobrażała sobie jak wychodzi z łazienki, jak przeklina na nią, że zajęła mu łóżko, a później łagodnieje. Siada na brzegu i spogląda na jej spokojną twarz, która pogrążona była w słodkim śnie. Później kładzie się koło niej, przytulając ją z całej siły. Pozbywając się wszystkich wątpliwości. Dając jej uczucie bezpieczeństwa. Uśmiechnęła się smutnie, przypominając sobie jak często później zdarzały się podobne noce. Gdy ona nie mogła spać, a on potrzebował rozmowy. Mówili sobie o wszystkim, zapominając o barierach, które kiedyś ich blokowały. Sama nie wiedziała, kiedy ten chłopak stał się dla niej tak ważny.  Ponownie wytarła łzy, które pojawiły się w jej oczach. Podeszła do zamkniętego kramu i przyjrzała się mugolskim gazetom. Wspomnienia ponownie wróciły, a ona niechętnie powróciła pamięcią do Wielkiej Sali, w której to wszystko się skończyło.

Poranek był zimny. Zapowiadał na dziś paskudną pogodę, którą uczniowie obserwowali na zaczarowanym suficie w Wielkiej Sali. Na niebie kłębiły się burzowe chmury, które przesuwały się mozolnie, gdy chłodne powiewy mocnego wiatru, uderzały w ich żagle. Płynęły po niebie, niczym po wzburzonym morzu, które podczas burzy szalało bez pohamowań. Pomieszczenie Wielkiej Sali wypełniało mnóstwo uczniów, którzy kłębili się w niej jak mrówki w mrowisku. Większość zasiadła już do stołów, a niektórzy chodzili, szukając swoich przyjaciół. Szatynka wstała dość wcześnie- jak miała to w zwyczaju- i na śniadanie przyszła, jako pierwsza. Nie lubiła przepychać się przez tłumy, które na ostatnią chwilę schodziły do jadali, aby nakarmić swoje burczące brzuchy przed pierwszą lekcją. Hermiona dawno skończyła jeść swoje kanapki i teraz popijała tylko pomarańczowy sok. W drugiej ręce ściskała opasłe tomisko jednej z książek, którą wczoraj wypożyczyła z biblioteki. Wszystko wydawało się tak jak zwykle. Przy niej siedzieli jej przyjaciele. Ginny wesoło gawędziła z innymi dziewczynami, Harry wpatrywał się w nią ukradkiem, jednak, co po chwilę spuszczał wzrok i potakiwał głową, udając, że słucha wywodu ciągniętego przez Rudzielca. Później, gdy po Sali rozniósł się cichy pomruk dziewczęcych wzdychań, wszedł on. Gryfonka niechętnie oderwała oczy od książki, jednak również i ona oglądała przybycie blondyna. Jak zawsze perfekcyjny…. Draco rozejrzał się po Sali, dostrzegł ją i uśmiechnął się ironicznie. Ich codzienne przekomarzanie się. Hermiona podniosła jedną brew do góry i założyła za ucho pasmo włosów. Wiedziała, że bardzo lubił, gdy to robiła. Chłopak zajął miejsce naprzeciwko jej, tak, aby mieć ją cały czas na oku. Miejsce wokoło niego od razu zrobił się puste, aby za chwilę mogła zająć je reszta jego paczki. Gryfonka opuściła wzrok ponownie na tekst książki, gdy usłyszał słowa Ron’a.
-Panoszy się tu jakby był królem- warknął.-Jest zwykłym śmieciem.
Nie skomentowała uwagi przyjaciela, chociaż każda jej cząstka rwała się do nawrzucania chłopakowi. Nauczyła się panować na emocjami, ukrywać je. Jej rozmyślania przerwały nagłe okrzyki entuzjazmu. Przez dziurę w suficie wleciały sowy, które w swoich szponach trzymały mnóstwo paczek z przesyłkami dla uczniów. Jedna z nich- mała, brązowa płomykówka- zatrzymała się przed Hermioną i wyciągnęła nóżkę, do której przywiązaną miała gazetę. Granger szybko rozwiązała sznurek i zapłaciła sowie. Odwinęła gazetę i przyjrzała się pierwszej stronie. Jej oczy poszerzyły się do wielkości galeonów, a jej serce zaczęło bić coraz szybciej. Podniosła wzrok na blondyna, który przyglądał się jej podejrzliwie. Przełknęła ślinę, która stanęła w jej gardle i spojrzała jeszcze raz na zdjęcie na środku pierwszej strony. Widniała tam ona i Draco. Szli, trzymając się za ręce. Na ustach widniały szczere uśmiechy. Policzki mieli zaróżowione od panującego zimna.
-Jak to możliwe?-myślała na głos.
Byli pewni, że ich wczorajsza wycieczka do wioski, nie zostanie wykryta przez żadnego nauczyciela, ale nawet nie przyszło im na myśl, by ukrywać się przed dziennikarzami. Spojrzała na nagłówek nad zdjęciem. Jej policzki przybrały krwisty kolor, a w jej środku zaczęła buzować złość.
„Najpierw Krum, później Potter…przyszła pora na Malfoya. Kolejne ‘miłosne’ podboje Hermiony Granger”
Cisnęła z całej siły gazetą na stół. Puchar z sokiem, rozlał się na artykuł mocząc dalszy tekst artykułu. Szatynka dziękowała za to w myślach, ciesząc się, że to powstrzymało ją od dalszej lektury.
-Mionka?-Ron spojrzał na nią ze zmartwieniem, a jego dłoń delikatnie dotknęła jej policzka.- Coś się stało?
-Nic- oderwała się od niego, jak oparzona.
Szybko zabrała ze stołu gazetę, żeby schować ją do torebki, jednak nie zdążyła. Silna dłoń Rudzielca wyrwała ją z jej uchwytu.
-Znowu piszą coś o Harrym?-zapytał.- Wiesz, że popiszą chwilę i się im znudzi.
Przyłożył papier do twarzy i spojrzał na artykuł. Jego twarz przybrała kolor pomidora, a ręce ścisnęły mocniej gazetę, powodując, że rozerwała się w kilku miejscach. Opuścił głowę, jednak po chwili spojrzał prosto w jej oczy z wyrzutem.
-Czemu?-zapytał cicho.
Hermiona poczuła, że coś w niej pęka. Nie może wydobyć z siebie żadnego słowa, a nawet, jeśli by mogła, nie wiedziałaby, co ma powiedzieć. Wszystko się posypało. Tak bardzo się bała, że ten dzień nadejdzie i w końcu nadszedł.
-Dlaczego?!
Cała sala zamilkła, a ciekawskie spojrzenia każdego ze zgromadzonych, świdrowały dwójkę przyjaciół. Hermiona poczuła, że w jej oczach wzbierają się łzy. Podniosła się szybko z miejsca i uciekła. Nie chciała pokazać swojej słabości, nie chciała, by ktokolwiek widział ją tak bezbronną. Zdecydowana panna Granger zniknęła i teraz zastąpiła ją mała dziewczyna, która nie ma pojęcia, co dalej zrobić. Zatrzymała się na dziedzińcu i swoimi ramionami oplotła jeden z filarów. Przytuliła się do zimnego kamienia, a jej ciało trzęsło się, gdy próbowała w napływie paniki, wciągnąć powietrze. Z jej oczu w końcu poleciały słone łzy. Usłyszała szelest i obejrzała się za siebie. Przed nią stał Ron. W ręce nadal trzymał gazetę, która ukazywała to, czego już od dawna się spodziewał. Ostrzegał ją, przypominał, kim Malfoy tak naprawdę jest, a ona… nie słuchała go. Patrzyła na niego jak w obrazek, zupełnie zapominając o całym świecie, jak i również o nim.
-Odpowiesz mi w końcu?
-Nie wiem!-krzyknęła, a kolejna fala smutku wypełniła ją od środka.- Nie wiem, dlaczego! Nie wiem…
-Starałem się…myślałem, że to zauważysz. Że…, że w końcu wybierzesz dobrze. Hermiona to, to nie jest chłopak dla ciebie. Zrozum to w końcu! Jak sobie wyobrażasz nim przyszłość? Nie da ci spokojnego życia. Zapewni ci tylko cierpienie! A ja?
Podszedł do niej i starł łzy z jej policzków.
-Dam ci dom, rodzinę, najwspanialsze życie… tylko proszę…
-Odejdź od niej Weasley- warknął Draco.
Gdy tylko usłyszała jego głos, odwróciła się w jego stronę. Zauważyła smutek w jego oczach, gdy zauważył jej łzy. Czuła, że chce do niej podejść, przytulić ją, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze…, ale nie mógł. Przeniósł swój wzrok na Rudzielca.
-Przestań mieszać jej w głowie. To był jej wybór. Wybrała mnie, nie ciebie.
Ron zaczerwienił się bardziej, a swoje dłonie zwinął w pięści.
-Odszczekaj to fretko, inaczej pożałujesz!
-Ron… proszę- wychlipała.
Obydwoje spojrzeli na nią ze zdziwieniem. Jej czerwone oczy, mierzyły obydwóch spokojnym spojrzeniem, które rozpalało w nich nadzieję.
Podeszła do nich bliżej. Złapała obydwóch za rękę i ścisnęła mocno. Nie wiedziała, co ma dalej zrobić. Obydwoje oczekiwali od niej odpowiedzi. Natychmiastowej odpowiedzi. Wiedziała, że to jest ten moment, aby zadecydować. Od dawna już spodziewała się go, jednak chciała go odwlekać w nieskończoność. Los jej na to nie pozwolił. Postawił przed nią przeszkodę i teraz musi przez nią przebrnąć.
-Ze mną będzie ci dobrze Hermiona… Nie będziesz cierpieć. Założymy cudowną rodzinę. Będziemy mieć dwójkę dzieci, a co wieczór będziemy siedzieć przy kominku. Ty będziesz czytała im książkę, a ja będę spoglądać tylko i wyłącznie na ciebie.
Gryfonka uśmiechnęła się do Ronalda. W jej głowie pojawił się przepiękny obraz wspólnych chwil razem. Chciała, aby było tak naprawdę. Chciała zapomnieć o przeszłości i wspólnie przeżyć z nim przyszłość.
Spojrzała w błękitne oczy blondyna. Widziała w nich smutek oraz czuła jak jego optymizm opadł. Czuła, że nie wie, co powiedzieć. Nigdy nie był dobry w przekazywaniu swoich uczuć, lecz miał instynkt, który zawsze wiedział, gdy było jej źle. Złapał jej twarz w dwie ręce i spojrzał ostatni raz w jej piękne, czekoladowe oczy, z których nadal spływały łzy.
-Chcę twojego szczęścia-powiedział.- Dlatego odejdę w cień.
Na jej ustach złożył jeden, ostatni, delikatny pocałunek i zniknął. Spoglądała za nim przez dłuższy czas, lecz nie zrobiła nawet jednego krok. Jej umysł szalał. A gdy poczuła dłonie Ron’a na swojej tali oraz ciepło jego ciała za sobą, przestała myśleć. Blondyn zniknął z jej życia, za jej zezwoleniem. To był ich wspólny wybór. Teraz czekała na nią już wspaniała przyszłość…

Nie potrzebowała słów, potrzebowała czynów. Szkoda, że dopiero teraz zdała sobie sprawę ze swojej pomyłki. Szybko odpędziła od siebie te myśli. Poczuła jak kolec w jej sercu wbija się coraz mocniej, a z jej wnętrza rozlewa się krew i tęsknota za nim. Za każdą chwilą, którą z nim spędziła. Za wszystkim. Po prostu za nim. Jej głupie zachowanie, sprawiły jej i jemu niepotrzebny ból. Głupia, głupia, głupia-narzekała na siebie, kręcąc głową. Każdego dnia musi walczyć z tym okropnym uczuciem, które rozdziera ją od środka. To jej i tylko jej wina. Gdyby nie to… wszystko potoczyłoby się inaczej. Nikt by nie cierpiał. Ponownie wytarła łzy. Za dużo płaczesz, głupia-pomyślała.-Za dużo…
To nie wróci. To nigdy nie wróci. A dlaczego? Przecież mogłaby pobiec do niego, w każdej chwili. Rzucić się w ramiona, przepraszać, błagać. Jednak… to nie wróci. Na potwierdzenie swoich myśli, poszperała w torebce wyciągając ponownie książkę. Jednak nie chodziło jej o czytanie. Otwarła ją na ostatniej stronie, do której dołączony był malutki wycinek z gazety. Przyjrzała się dokładnie ruchomej fotografii, która przedstawiała trójkę ludzi. Wysoką brunetkę o mocnym makijażu oraz skąpym ubiorze, przy niej stał wysportowany mężczyzna z ulizanymi blond włosami. Normalny czytelnik zauważyłby tylko jego uśmiech, który wydawałby się mu być prawdziwy i szczery, tak naprawdę był sztuczny. Co zdradziło tego arystokratę? Małe i smutne płomyki w jego oczach, które sprawiają wrażenie, że jest daleko od miejsca, w którym się znajduje. Jego chuda dłoń, trzymała za ramię chłopca o takich samych blond włosach. Malec miał w ręku misia, którego trzymał mocno, jakby bojąc się, że ktoś mu go zabierze. Hermiona nie zauważyła, jak z jej policzka spadła łza, a jej kropla uderzyła w zdjęcie, mocząc nagłówek. Jego gruba czcionka od razu przykuwała uwagę, a sens słów ponownie sprawił, że świat szatynki powoli zaczął rozpadał się na kawałki.  

„Państwo Malfoyowie wraz ze swoim synkiem, spędzają wolny czas w mugolskim parku rozrywki”.

  • jestem, żyję i cały czas dla Was piszę :D Druga część jak obiecałam, tak pojawiła się w tym tygodniu. Mam nadzieję, że miniaturka się wam spodobała, jeśli do głowy przyjdzie mi jeszcze jakiś pomysł na historię to z chęcią ją napiszę, ale jak na razie wracamy do głównej historii. Zaczęłam pisać już rozdział dziesiąty, więc myślę, że dodam go dość szybko, ale kto wie jak potoczą się sprawy. Dziękuję za komentarze i wsparcie :* 

poniedziałek, 8 września 2014

Miniaturka cz.1 "Strona z mojego życia"

Miłość, to nie pluszowy miś ani kwiaty. 
To też nie diabeł rogaty. 
Ani miłość, kiedy jedno płacze, 
a drugie po nim skacze. 
Miłość, to żaden film w żadnym kinie 
ani róże, ani całusy małe, duże. 
Ale miłość - kiedy jedno spada w dół, 
drugie ciągnie je ku górze.

Powierzchnia morza delikatnie falowała od podmuchów ciepłego wiatru, który niósł ze sobą kropelki bryzy. Wieczorne powietrze było duszne, lecz to nie przeszkadzało pewnej kobiecie z burzą brązowych loków na spacerowanie boso przez żwirową plażę. Spoglądała przed siebie, podziwiając zarysy oddalonych wysp, nad którymi na niebie powolnie chowała się pomarańczowa powłoka zachodzącego słońca. Z każdą chwilą robiło się coraz ciemniej, a w miejscu gdzie niebo przybrało już kolor węgla, zaczęły pojawiać się gwiazdy. Migotały i układały się w konstelację, które Hermiona coraz częściej podziwiała, gdy tylko pozwoliła jej na to pogoda. Sprawiały, że mogła na chwilę oderwać się od otaczającego jej świata i zagłębić się w odległą galaktykę, która była dla niej czymś interesującym i niedostępnym. Usiadła na betonowym murku, kładąc obok swoje japonki, nogi zamoczyła w chłodnej wodzie, która dała jej chwilowe orzeźwienie. Wyciągnęła z torby cienką książkę o poniszczonej okładce. Otworzyła ją w miejscu, w którym wczoraj skończyła czytać i wgłębiła się w lekturę. Wodziła wzrokiem po literkach, na które padało słabe światło z pobliskiej latarni. Szatynka ostatni tydzień spędzała swoje wieczory na czytaniu, rozmyślaniu i knuci planów na przyszłość. Jej wspólny wyjazd na wakacje wraz z jej mężem, okazał się być totalną klapą. Wspólny… był raczej osobny. Gdyby nie mieszkali w jednym pokoju i nie jedli wspólnie posiłków, mogłaby pomyśleć, że zafundowała sobie samotne wakacje, aby odpocząć od natłoku pracy. Szybko pokręciła głową, aby odgonić myśli o Rudzielcu i zająć się lekturą. Nie chciała myśleć o złym wyborze, którego konsekwencje będzie przeżywać, aż do końca swojego życia. Jej wzrok zatrzymał się na fragmencie, które ugodziło prosto w jej naruszone serce. Każda chwila z tobą sprawia, że czuję się żywy. Nie widzisz tego, że jestem w tobie szaleńczo zakochany?! Dzięki tobie mam po co budzić się rano. Bo wiem, że gdy cię zobaczę wszystko co było złe zniknie, a zostaniesz tylko ty. Bo to tylko ty się liczysz. Jesteś moją przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Oderwała wzrok od tekstu, mrugając szybko powiekami, aby pozbyć się łez, które zamgliły jej widoczność.
-Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość- wyszeptała, a gdy ponownie zamrugała z jej oczu poleciało kilka łez.
Opadły na pożółkłe stronnice i pozostawiły po sobie mokre kropki.
Ron był jej pomyłką.
Żałowała, że uświadomiła sobie to dopiero, gdy zostawiła jego. Chciała zrobić mu na złość, sprawić, żeby to on cierpiał tak jak ona cierpiała przez ten głupi incydent. Skąd mogła wiedzieć, że jej chęć zemsty sprawi, że jej plan zagalopuje się, aż tak. Naważyła sobie piwa i musiała je wypić. Kiedy powiedziała Rudzielcowi tak, wiedziała dokładnie, na co się pisze. Wtedy jak głupia marzyła, że blondyn im przeszkodzi. Aż do ostatniego momentu, kiedy stała na ślubnym kobiercu, miała nadzieję, że wpadnie przez drzwi, krzycząc, że się nie zgadza. Jednak ceremonia zakończyła się, a jego nie było. Postąpiła jak naiwna nastolatka i teraz musiała się liczyć, że jej czyny będą miały jakieś konsekwencje. Jedną z nich było to, że ona wyjazd spędzała najczęściej czytając na plaży, albo kąpiąc się w morzu, a jej mąż w towarzystwie ludzi z Ministerstwa ruszał popołudniami na krótką partyjkę golfa.
-Może wynegocjuję z nimi korzystną dla naszego Departamentu umowę…, kto wie. Czuję, że ten wieczór okaże się być kluczowy dla mojej posady-mówił, gdy co wieczór zawiązywał krawat.
Hermiona stała za nim i wpatrywała się smutnym wzrokiem w jego odbicie w lustrze. Mówił tak co wieczór, a ona wiedziała, że ich negocjacje kończą się po dwóch drinkach, po których idą grać, a cały świat nie jest już wtedy ważny. W tym ona.
-Wrócę za chwilę- obracał się do niej i całował ją bez uczucia prosto w czoło.
Szatynka kiwała głową, jednak nawet i ten gest nie zostawał, zauważony przez jej małżonka. Czuła się jak duch, który chodził po pustych korytarzach nawiedzonego domu, krzycząc i rozpaczając nad swoim losem. Jednak nikt go nie widział, nie słyszał… nie pomógł.
Opuściła głowę na tekst z książki. Jej wzrok przykuły dwa słowa Kocham cię. Niby nic, mógłby ktoś pomyśleć. Czemu rozczulasz się na takich słowach?-może by zapytał. Hermiona jednak była świadoma, że ona nigdy nie usłyszy tych słów od swojego męża. Zamknęła z hukiem książkę. Myśli wirowały jej i pchały się, aby wykorzystać swoją chwilę. Jednak ona zawzięcie starała się o niczym nie myśleć… nie czuć. Niestety, gdy tylko przypomniała sobie deszczowy, październikowy dzień, który wprawił w ruch całą maszynę, nie mogła nie wrócić myślami do Hogwartu.

Siedziała po turecku przy olbrzymim dębie na błoniach. Jej oczy błądziły od niechcenia po tafli jeziora, które przybrało czarny odcień. Niebo przysłaniały gęste, burzowe chmury, z których padał deszcz. Kropelki wody spadały na koronę drzewa, a gdy przebiły się przez gęsto rosnące liście, opadały na jej mokre już włosy, które kleiły się do różowych z zimna policzków. Hermiona pierwszy raz nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Gdy pokłóciła się z Ronem, pragnęła chwili spokoju, aby ochłonąć i przemyśleć całe zajście. Było już grubo po ciszy nocnej, dlatego nie mogła udać się do biblioteki ani schować się w którymś z kątów na korytarzu. Była zrozpaczona, lecz nie głupia. Jako Prefekt Naczelny nie mogła sobie pozwolić, aby ktokolwiek ją znalazł. Stary dąb okazał się być idealnym miejscem, które trudno dostrzec ze szkoły. Dodatkowo okropna pogoda działa na jej korzyść. Komu o zdrowych zmysłach chciałoby się wyjść w burzę z Hogwartu? Każdy daleko od deszczu ogrzewał się przy kominku w Pokojach Wspólnych, a ona miała pewność, że dziś jej nikt nie przeszkodzi. Westchnęła i pozwoliła w końcu, by z jej oczu poleciały łzy, które trzymała już od dłuższego czasu. Spływały po jej twarzy, łącząc się z zimnym deszczem, po czym spadały na mokre źdźbła trawy. Ona i Ron? Niemożliwe stało się możliwe, jednak nie było tak jak w bajce, gdzie wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Od powrotu do szkoły chłopak robił jej wyrzuty. Nie podobało mu się, że rozmawiała z innymi uczniami- płci męskiej. A dzisiejsza kłótnia nie dotyczyła niczego innego. Krótka wymiana zdań z Nevillem o Zielarstwie doprowadziła do tego, że czarnowłosy zwiał do pokoju, mierzony przez Ronalda wzrokiem godnym mordercy, a Hermiona nasłuchała się wyzwisk, które Rudzielec kierował w jej stronę. Przetrwam to, dopomagała sobie w myślach. Próbowała wmówić sobie, że z czasem Ron uświadomi sobie, że nie widzi poza nim nikogo innego, jednak nawet i te słowa wypowiedziane w jej umyśle, nie brzmiały dla niej przekonywująco. Ron był chorobliwie zazdrosny, co czasami przerażało ją nie na żarty. Wybuchał przy wszystkich. Chciał, aby wszyscy słyszeli jak w jego oczach ją widzi. A gdy następnego dnia przepraszał ją, odbywało się to najczęściej w najciemniejszym zaułku w szkole, do którego nawet niejeden Ślizgom bałby się wejść. Szatynka kochała go. Jednak czy da radę nadal ciągnąć coś, co, każdego dnia sprawia jej coraz więcej bólu. Związek powinien opierać się na wspólnym dążeniu do celu, na pomaganiu sobie, a nie na zadawaniu sobie niepotrzebnego bólu. Żadne kwiaty, prezenty, ani miłe słówka nie zmienią, że ten związek stacza się coraz bardziej w dół.
-Nie- wyszeptała twardo.- Koniec.
Szybko przetarła rękawem kurtki łzy i podniosła głowę w górę. Nie pokaże już nigdy swojej słabości, skończy z tym, co ją rujnuje. Na niebie pojawiła się pierwsza błyskawica, swoim uderzeniem przestraszyła Gryfonkę, która zbliżyła się bardziej do konara drzewa. Dopiero teraz uświadomiła sobie jak jej decyzja była lekkomyślna. Szybko zebrała się ze swojego miejsca i pobiegła do najbliższego wejścia do szkoły. Gdy otwarła drzwi, zardzewiałe zawiasy zapiszczały głośno. Przeklinała w duchu, że zapomniała o drzwiach, które przysporzyły kłopoty uczniom, którzy wymykali się ze szkoły. Modliła się, aby dzisiejszy patrol nie sprawował Filch. Nie zastanawiając się dłużej, ruszyła w stronę Pokoju Wspólnego, stawiając długie, lecz ciche kroki. W szkole panowała głucha cisza, którą przerywały spadające kropelki deszczu, które uderzały o dach. Gryfonka czuła się jak nieproszony gość, gdy kroczyła po korytarzach. Nie powinna się tutaj znajdować. O tej porze powinna spać w swoim dormitorium, a rano wstać wypoczęta i gotowa do następnych lekcji. Niezmiernie bała się o to, że ktoś ją złapie. Modliła się, aby jej przygoda nie skończyła się szlabanem, a co za tym idzie odebraniem odznaki. O nie! Za ciężko pracowała na tą odznakę, aby teraz się złapać. Skręciła w jeden z mniej odwiedzanych korytarzy i znikła w ciemnościach. Nie odważyła się podnieść różdżki, aby światło nie przyciągnęło nikogo niechcianego. Postanowiła iść po omacku, z końcem różdżki skierowanym na stopy, gdzie dostosowany, słaby płomień oświetlał jej podłogę. Prawą dłonią dotknęła kamiennej ściany szkoły i palcami przesuwała po niej delikatnie i powoli, aby móc znaleźć, chociaż jeden punkt zaczepienia. Serce biło jej jak szalone. Miała nadzieję, że tylko ona słyszy jego mocne uderzenia. Poczuła, że ściana opada w prawą stronę. Uśmiechnęła się niewyraźnie, wiedząc, że już niewiele brakuje jej do wymarzonego łóżka i spokoju. Nagle usłyszała szelest.
-Nox-wyszeptała szybko, a końcówka jej różdżki zgasła.
Zauważyła nikłe światło na końcu korytarza, które z każdą chwilą stawało się bardziej wyraźne. Dosłyszała również cichy głos, którego nie mogła zinterpretować przez dzielącą odległość. Rozejrzała się dookoła, jednak przez panującą ciemność nie mogła zauważyć miejsca, gdzie mogłaby się schować. Przełknęła nagromadzoną ślinę z wysiłkiem i założyła włosy za uszy. Jej myśli krążyły jak szalone, przeklinając ją za głupotę i za to jak łatwo dała się złapać. Jasny punkcik był już kilkanaście metrów przed nią, gdy postać ponowie się odezwała.
-Oj kochaniutka- westchnął.- Myślisz, że to dziś będzie ten szczęśliwy dzień? Te małe gnojki wycwaniły się i wiedzą jak przed nami uciekać…, ale my, my nie poddajemy się tak szybko, co złociutka? Może w końcu, któryś z uczniów wpadnie w nasze łapska, a wtedy… miejmy nadzieję, że Albus przemyślał już moją propozycję. Oj tak… stare sposoby karania od razu dałyby zadawalające efekty. Chodź kochana…
Zakończył, a na potwierdzenie jego słów Hermiona usłyszała ciche miauknięcie jego kotki. Z jej czoła powoli spłynęła kropelka potu, a jej nogi przykleiły się do podłoża jak zamurowane. Czemu musiała być taka nie rozważna?! A jej nieszczęście przyciągnęło tutaj samego Filch’a. To już po mnie, pomyślała. Cały zapał i optymizm opadł z niej, jakby wylano na nią kubeł zimnej wody. Lampa wraz z osobą, która ją niesie przybliżała się wraz z momentem spotkania. Pani Norris ponownie zamiauczała, tym razem w jej tonie słychać było coś oskarżycielskiego.
-Ktoś tam jest kochana?- Zapytał dozorca i podniósł wyżej lampę.
Hermiona zamknęła oczy, oczekując na słowa, których tak bardzo nie chciała usłyszeć. Jednak nie nadeszły. Poczuła jak ktoś łapie ją w pasie, a później jej plecy uderzają o zimną i twardą ścianę. Otwarła oczy ze zdumienia, a gdy zobaczyła osobę, która uratowała ją przed dozorcą… chciała rzucić w niego jak najszybciej jakąś obelgą. Nawet za to, że ją uratował. Jednak, gdy tylko otworzyła usta, chłopak przycisnął do nich swoją dłoń, a palec drugiej ręki podniósł i dotknął nim usta- pokazując, aby zamilkła. Niechętnie zamknęła usta, jednak jej oczy cały czas spoglądały na niego z nienawiścią. Słyszała ciężkie kroki Filch’a oraz jego monolog prowadzony z panią Norris. Rozejrzała się dookoła zauważając, że chłopak schował ich za jedną ze zbroi, ustawionych po lewej stronie korytarza. Jej oddech powoli zwalniał, jednak nadal czuła, że jej serce łopocze. Spojrzała w jego oczy. Szare tęczówki spoglądały, w każdą ze stron, jednak ewidentnie ją omijały. Czuła, że rośnie w niej gniew. Po co ją ratował, jeśli teraz nawet nie chciał na nią spojrzeć? Blondyn jakby odczytując jej myśli, wbił swój wzrok w jej czekoladowe oczy. Nie mogła odczytać żadnych emocji, jednak widziała jak jego klatka piersiowa unosiła się szybko. Ich ciała były zbyt blisko siebie. Ona, jak i on wiedzieli to dokładnie. Jednak najdziwniejsze było to, że nie przeszkadzało im to. Czuli się, że coś, czego dawno potrzebowali stało przed nimi. Kroki ucichły, a światło z lampy zniknęło w innym korytarzu. Oni jednak nadal stali w pozycji, w której schowali się za zbroją. Gryfonka czuła wzrastającą frustrację, czując wpływ blondyna na sobie.
-Odważni Gryfoni- warknął coś pod nosem, jednak nadal nie przestawał spoglądać w jej oczy.
Szatynka oburzyła się, wymawiając wiele niepochlebnych uwag na temat jego zachowania, jednak dźwięki zostały zahamowane przez jego dłoń, powodując, że z jej ust wydobył się bełkot.
-Chyba cię nie rozumiem-odpowiedział, dobrze się bawiąc.
Jednak ona nie miała zamiaru dłużej czuć się przez niego przytłoczona. Może czasami zachowywała się jak szara myszka, jednak przy tym chłopaku budził się w niej instynkt drapieżcy. Otworzyła szeroko usta i z całej siły wbiła się zębami w dłoń blondyna. Chłopak odskoczył od niej jak porażony, trzymając mocno krwawiącą dłoń.
-Tobie już doprawdy odbiło!- krzyknął.- Wariatka!
Szatynka spojrzała na niego obojętnie i wzruszyła ramionami. Żałowała, że nie widziała dokładnie wyrazu jego twarzy, bo była pewna, że maluje się na niej teraz ból. Uśmiechnęła się ironicznie i już otwierała usta, aby rzucić w niego jakąś obelgą, gdy ponownie usłyszała głos dozorcy.
-Nie przesłyszało ci się kochaniutka… ktoś tu był- ton jego głosu, sprawił, że Hermiona od razu wyobraziła sobie jego uśmiech, który odsłaniał zepsute zęby.
Wzdrygnęła się, a przez jej ciało przeszły dreszcze. Spojrzała na Dracona, który uważnie przyglądał się miejscu, z którego dochodził głos Filch’a.
-Chodź!- krzyknął i złapał ją mocno za rękę.
-Zostaw mnie!-Wrzasnęła, próbując wyrwać się z jego uścisku, jednak chłopak nie miał zamiaru jej puścić.
Przebiegli kilka kroków, gdy zatrzymali się przed pustą ścianą. Blondyn puścił jej rękę, a ona poczuła, że dziwnie brakuje jej ciepła jego ciała. Szybko odgoniła te myśli, kierując swoją uwagę na poczynania chłopaka. Nawet w ciemności zauważyła, że uderza we wybrane kamienie ręką, a one usuwają się pod wpływem jego dotyku. Głos charłaka niósł się po pustym korytarzu, powodując, że Hermiona zaczęła obawiać się, że tym razem nie uda się im wymknąć. Nie liczyło się dla niej, że idzie ze swoim wrogiem, jedyną wartością dla niej była odznaka, której nie chciała stracić. Zza rogu pojawiło się słabe światło jego lampy.
-Malfoy! Cokolwiek robisz pośpiesz się- warknęła na niego, próbując, aby nie usłyszał paniki w jej głosie.
Blondyn wymruczał coś pod nosem. Dziewczynie wydawało się, że była to obelga kierowana w jej stronę i pewnie się nie myliła. Gdy dotknął ostatniego kamienia, który wsunął się w głąb, uruchomił jakiś mechanizm. Usłyszeli szczęk kół zębatych i już po chwili ściana przed nimi usunęła się na bok, otwierając przejście przez mroczny korytarz.
-Nie wejdę tam!-Oznajmiła i założyła ręce na piersi.
-No to zostań tu. Droga wolna. Jednak, gdy będziesz odbywać szlaban, przypomnij sobie w jak łatwy sposób dałaś się złapać. A ja…
-Nie mów, że chciałeś pomóc- parsknęła śmiechem.- Nigdy nikomu nie pomagasz. Jesteś egoistycznym dupkiem, który…
-Oni na pewno tu są!- Wykrzyczał dozorca, śmiejąc się do kotki.- W końcu!
Malfoy wzruszył ramionami i wszedł do korytarza. Machnął różdżką, powodując, że płomień z niej rozjaśnił wnętrze pomieszczenia. Korytarz ciągnął się długo prosto. Wyłożony był kamieniem, który porastał mchem. Z sufitu kapała woda, która zbierała się w zagłębieniach w podłodze. Hermiona ponownie pokręciła głową, przełykając ślinę. Jej umysł podzielił się listę na plusy i minusy, jednak nie potrafiła jej rozważyć, słysząc groźne krzyki dozorcy. Malfoy szedł już powoli do przodu, a ona wpatrywała się w jego kroki. Jego chód hipnotyzował, a sama postawa dawała dużo do przemyśleń. Nie szedł dumnie wypięty, jak zawsze zauważała go na korytarzach, szedł z dziwną lekkością, która przedstawiała go w zupełnie innym świetle. Wyciągnął do góry różdżkę, wprawiając w ruch ponownie mechanizm drzwi, które zaczęły się zamykać. Hermiona spojrzała szybko w stronę światła, które było dosłownie przy niej. Czuła na sobie nienawistne spojrzenie Filcha oraz słyszała ciche syki pani Norris. Ponownie zerknęła w stronę tajemniczego korytarza. Drzwi już prawie się zatrzasnęły, jednak ona zwinnie przecisnęła się przez lukę. Chwilę później usłyszała krzyki mężczyzny, który nie mógł nikogo znaleźć. Stała chwilę spoglądając w zamknięte drzwi. Serce biło jej jak szalone, czuła, że adrenalina rozlała się po całym jej ciele. Obróciła się, a gdy nie zauważyła blondyna, przeraziła się, że trafiła do jakiejś pułapki. Pobiegła prosto, a jej nogi ledwo stawiały kroki, trzęsąc się jak z waty. Odetchnęła z ulgą, gdy przed nią pojawiło się nikłe światło z różdżki. Zrównała się krokiem ze Ślizgonem i spojrzała na jego twarz. Na blade czoło opadały rozwalone włosy, a w jego oczach przez moment skakały iskierki, które szybko zakamuflował obojętnością. Kąciki jego ust wygięły się w ironicznym uśmiechu. Hermiona czuła jak buzuje od niego zadowolenie, pewność siebie oraz triumf. Nienawidziła, gdy czuł się tak pewnie, a ona ledwo mogła skleić myśli do kupy. Dzisiejsze wydarzenie przelatywało jej jak szalone przed oczami, a emocje przeżywała dwa razy mocniej, niż dotychczas. Jej oddech się unormował, a serce wróciło do normalnego bicia, jednak nadal się bała. Denerwowała ją postawa chłopaka, jego zachowanie i… cały on, jednak powstrzymała się od uwag i rozpoczynania kłótni. W końcu była teraz na przegranej pozycji, a on dowodził całą akcją-, co najwyraźniej bardzo mu się podobało. Korytarz nadal ciągnął się prosto, a po bokach nie było żadnych rozwidleń. Gryfonka zaciekawiona tym miejscem rozglądała się na boki, próbując zapamiętać każdy szczegół, aby- jeśli będzie to konieczne- wrócić tą samą drogą.
-Dlaczego nikt jeszcze nie znalazł tego korytarza?- Zapytała, a blondyn westchnął poirytowany.
-Myślisz, że ci powiem?-Parsknął śmiechem.- Powinnaś się cieszyć, że tutaj w ogóle jesteś. Powinienem był zostawić cię, abyś radziła sobie sama.
-Ale nie zostawiłeś…
Spojrzała na niego z zainteresowaniem. Jednak on nie pociągnął dalej ich wymiany zdań, gdyż w oddali pojawił się pomarańczowy punkcik. Dracon zgasił różdżkę i wyciągnął z żelaznego uchwytu w ścianie pochodnie, którą oświetlił schody prowadzące w dół. Skierował się w ich stronę, a gdy nie usłyszał kroków dziewczyny, obejrzał się od niechcenia przez ramię.
-Gdzie prowadzi ten korytarz?-Zadała w końcu pytanie, które męczyło ją, od kiedy znalazła się przed otwartymi drzwiami.
-W bezpieczne miejsce- odpowiedział, a gdy ona zmierzyła go wzrokiem, dodał.- Jeśli nie pasuje możesz się wrócić. To jak?
-Masz mi powiedzieć, gdzie prowadzi ten korytarz?!-warknęła i założyła ręce na piersi.
-Do Pokoju Wspólnego Slythenriu- odpowiedział i uśmiechnął się widząc, jej przerażoną minę.
-Bezpieczne miejsce!-Krzyknęła.- To jest twoim zdaniem bezpieczne miejsce?! To jest zbiorowisko żmij, które tylko czekają na okazję, żeby mnie wyśmiać. Gdzie ty masz rozum?!
-Na swoim miejscu- odpowiedział urażony.- Ze mną tam nic ci nie grozi.
Parsknęła pod nosem, lecz poczuła gdzieś głęboko w sercu, że chłopak mówi prawdę i chociaż nie chciała iść z nim, nie widziała innego rozwiązania. Chłopak odwrócił się i zaczął schodzić po schodach. Gryfonka ruszyła w jego ślady, delikatnie i uważnie kładąc nogi na stopniach. Uważała, żeby się nie poślizgnąć, ani nie potknąć się o wystające z nich kamienie. Schody były strome, a po ich stopniach spływały strużki wody, która spadała w sufitu. Gdy już prawie byli na dole, uwagę dziewczyny przykuły ogromne, czarne drzwi, z których biła wielkość i majestat. Nie uważając na kroki, poślizgnęła się i poleciała do przodu. Blondyn obrócił się, gdy tylko usłyszał jej pisk, a ona wpadła wprost w jego ramiona, które złapały ją zdecydowanie. Hermiona przerażona mocno trzymała go w pasie, nie zwracając uwagi na to, że jest jej wrogiem.  Dopiero jego chrząknięcie odłączyło ją od niego. Granger odskoczyła od chłopaka jak poparzona, zdając sobie sprawę z niezręcznej sytuacji, w której się znalazła. Na jej policzkach pojawiły się szkarłatne rumieńce, które tym razem chłopak zauważył. Uśmiechnął się tylko, powstrzymując się od wrednego komentarza. Hermiona ponownie podążyła za nim, narzekając w myślach na swoją głupotę. Gdy klatka schodowa zakończyła się, stanęli przed drzwiami. Chłopak spojrzał na nią.
-Gdy wejdziemy masz się nie odzywać, ani nawet nie patrzeć na osoby będące w salonie, zrozumiano?- Zapytał, a gdy dziewczyna otworzyła usta, aby zapytać go, czemu, odpowiedział.- Potem, Granger.
Otworzył drzwi wpuszczając ją do środka legowiska węży.


  • wiem, długo mnie nie było, ale nie bijcie. Gdy tylko znajdowałam chwilę, zabierałam się za pisanie. Nie myślałam, a raczej nie chciałam dopuścić do świadomości tego, że ten rok szkolny, będzie dla mnie wyjątkowo trudny. Siedzę 7-9 godzin w szkolę i gdy wracam... zanim poćwiczę, zanim odrobię lekcję i nauczę się na następne mija mi mnóstwo czasu i wieczorami zostaje mi niecała godzina do napisania czegoś. Ale macie moje słowo, że będę wykorzystywała każdy moment na pisanie. W weekendy spędzę więcej czasu nad tym i myślę, że bez problemu będę nadal prowadziła tego bloga. A teraz chce przedstawić wam moją pierwszą miniaturkę na tym blogu. Postanowiłam podzielić ją na dwie części, ponieważ wyszła za długa na jedną notkę, a też nie chciałam, abyście czytali ją, myśląc " Kiedy to wreszcie się skończy?!" Mam nadzieję, że się Wam podobało. Pozostaje mi czekać na wasze opinie w komentarzach :*