piątek, 26 grudnia 2014

(Nie) Wesołych Świąt!

Z zachmurzonego nieba sypał biały puch. Opadał na budynki, które powoli zostały usłane jedną wielką śnieżnobiałą kołdrą. W oknach mieszkań, bloków i domków świeciło się światło, a przy oknach można było zauważyć dzieci, które z niecierpliwością doszukiwały się pierwszej gwiazdki. Niezadowolone z braku widoczności, wołały rodziców, aby i oni szukali najbardziej wyczekiwanej gwiazdy, która tylko w ten jeden dzień w roku ma tak wielkie znaczenie, dla uśmiechniętych maluchów. Świąteczny klimat można było wyczuć już na kilometr.  Na wystawach sklepowych widniały wizerunki Mikołaja, reniferów, bałwanów i innych dobrze sprzedających się symboli, w okresie świąt.  Gdzieś w oddali można było dosłyszeć cichy śpiew, który dochodził z pobliskiego domu. W ten jedyny dzień w roku wszyscy gromadzą się wspólnie przy stole. Rodziny, które przez resztę dni w roku są zabiegane, znajdują spokój i odpoczynek, przy kominku, a na ich kolanach siadają ich pociechy. Wszyscy są szczęśliwi i bez wątpienia pełni nadziei na nowy, lepszy rok. Niestety, główny bohater, który przemierzał nieodśnieżone zaspy na chodniku, nie podzielał ich radosnych emocji. Co po chwilę przeklinał pod nosem, gdy kolejna warstwa zimnego śniegu, przedostała się do środka jego buta. Święta. Dla niego był to najgorsze dni w roku, które spędzał samotnie, popijając Ognistą. Dziś postanowił zmienić coroczną tradycję i wyjść z domu, niestety, nie przewidział, że warunki pogodowe okażą się również niesprzyjające i tak samo ponure jak jego humor. Do jego uszu doszedł dźwięk uderzenia w dzwoneczek.
-Jeśli to kolejny dzieciak, który będzie życzył mi wesołych świąt, to… nie pohamuję się- warknął pod nosem, lecz ku jemu zdziwieniu zza drzewa nie wyłoniło się dziecko, lecz staruszek. 
Ubrany był w czerwoną marynarkę, z której kieszeni wystawała zielona chustka w choinki, jego spodnie były w czarnym kolorze, lecz to nie jego dziwny strój przykuwał najbardziej uwagę. Staruszek miał długą, siwą brodę, która sięgała mu go pasa. Jedną dłonią bawił się jej końcówką, a drugą machał dzwoneczkiem. Jego dźwięk ponownie rozległ się w parku. Draco spojrzał na przybysza wrogo i skręcił w inne przejście, aby uniknąć konfrontacji z tym dziwnym mężczyznom.  Czuł się samotny, to fakt, ale nie miał zamiaru wyżalać się pierwszej napotkanej osobie, która stwierdziła, że w święta stanie się milutka i pomocna. Fuknął pod nosem.  Chciał mieć już spokój, od przesłodzonych reklam w telewizji, od świecących ozdób świątecznych i od słów „Wesołych Świąt”, które wszyscy wymawiają na prawo i lewo. Pragnął, aby jak najszybciej ta szopka się skończyła i wrócił szary Londyn, w którym ludzie mijają się jak cienie, nie zatrzymując się, chociaż na chwilę.
-Święta to nie tylko to, co myślisz…- usłyszał głos za sobą.-To czas, w którym spełniają się wszystkie marzenia, kiedy wszystkie relacje mogą się poprawić. Czy myślisz, że w świętach chodzi tylko o prezenty i tradycje? Gdyby o to chodziło, nie byłby to jeden z najwspanialszych dni w roku. Przemyśl to Draco, a na pewno zmienisz zdanie.
Jego ciało momentalnie zastygło w bezruchu, gdy usłyszał swoje imię. Następne słowa docierały do niego, ale jakby ich nie słyszał. Zacisnął ręce w pięści i odwrócił się do staruszka.
-Może i znasz moje imię, lecz nic o mnie nie wiesz… Moje problemy nie są twoim zmartwieniem, więc odejdź stąd i daj mi spokój!
-Nie odejdę dopóki ci nie pomogę- uśmiechnął się od ucha do ucha, ukazując białe zęby, które wyłoniły się spod gęstej brody.
-Znajdź sobie inną osobę, która potrzebuje pomocy- warknął.- Ja będę najszczęśliwszy tylko i wyłącznie wtedy, kiedy sobie pójdziesz.
W oczach staruszka pojawiła się iskierka radości, która wybiła Dracona z rytmu.  Spojrzał na nieznajomego jak na wariata, lecz ten ponownie się uśmiechnął, nic sobie nie robiąc z odmowy blondyna.
-To nie jest prawdą i dobrze o tym wiesz- odpowiedział po chwili ciszy i ponownie złapał się za koniec brody.- Najbardziej na świecie pragniesz spędzić te święta z jedną osobą, o której nie możesz zapomnieć. Nigdy nie chciałeś się z nią rozstawać, lecz los tak chciał, że musiało się tak stać…
-Co?! Za kogo ty się w ogóle uważasz?! Ty…
-Hermiona Granger, tak?-Przerwał mu, a gdy Draco nagle milknie, kontynuuje.- To jest twoje największe marzenie, a przez to, że uważasz, że nigdy się nie spełni… nienawidzisz świąt.
-Nic o mnie nie wiesz!-Upierał się.
-Oh! Draco-westchnął staruszek.- Przejrzyj na oczy i zrozum, że chce ci pomóc.
Blondyn przetarł dłonią twarz, na którą spadło kilka płatków śniegu. Chciał zaufać mężczyźnie, który był dla niego jak stary dobry znajomy.  Rozsiewał dookoła siebie ciepłą i pozytywną aurę, której nawet i on się oparł. Westchnął głośno i spojrzał mu prosto w oczy.
-Jak chcesz to zrobić?-Zapytał, poddając się.
Staruszek zdjął ze swojej dłoni wełnianą rękawiczkę w czerwonym kolorze i włożył ją do kieszeni. Dłoń ustawił od wewnętrznej strony w góry. Nad jej powierzchnią pojawił się mały, biały punkcik, który nagle rozbłysnął jasnym światłem.  Po chwili na jego dłoń upadła fotografia, która przedstawiała jego i Hermionę jeszcze z czasów szkolnych. Blondyn przyjrzał się uważnie zdjęciu i uśmiechnął się smutno, gdy przypomniał sobie moment zrobienia zdjęcia.
-Skąd je masz?-Zapytał.
-Poskładałem ja na nowo, gdy ty wrzuciłeś je do kominka- odpowiedział i wręczył mu je.
Blondyn przyłożył palec do twarzy szatynki i przejechał po niej delikatnie. Utonął w jej czekoladowych oczach, które z radością spoglądały w jego stronę, również w wielkim uśmiechu, który wywołany był przez gilgotki. Potrząsnął głową.
-Czy mogę…
-Zatrzymaj je- odpowiedział.- Zawsze było twoje.
Draco schował fotografię do kieszeni spodni.  Przyjrzał się dłoni staruszka, aż w końcu postanowił zadać nurtujące go pytanie:
-Czy to była magia?
-Czysta, prawdziwa magia świąt, w którą ty nie wierzysz- odpowiedział z uśmiechem.- Chociaż po moim przedstawieniu, myślę, że pojawił się w twoim sercu chodź malutki płomyczek nadziei. Lecz przecież nie przybyłem tutaj, aby dać ci tylko to zdjęcie! Czas przejść do sedna sprawy…
Odrzekł tajemniczo i tym razem podniósł obie ręce do góry, wcześniej wsuwając do środka marynarki dzwonek. Na końcach jego palców pojawił się delikatny blask, który oświetlił twarz Dracona. Mężczyzna wpatrywał się w nieznajomego z szokiem i zaciekawieniem. Jego dłonie unosiły się i opadały, a białe wstążeczki, które wypłynęły z jego palców, powoli otaczały blondyna, sprawiając, że powoli znikał.
-Czekaj!- Krzyknął, próbując przekrzyczeć głośny wiatr, który zebrał się w około nich.- Kim jesteś?!
Staruszek uśmiechnął się tajemniczo, a gdy ostatnia nitka wyleciała z jego palca, a blondyn powoli zaczynał zauważać ciemność, w jego głowie pojawił się jego głos.
-Nazywają mnie świętym Mikołajem.

* * *

Hermiona w pośpiechu krzątała się po kuchni. W piekarniku miała wstawioną pieczeń, której prześliczny zapach zdążył już obiec cały dom, a w garnkach podgrzewała zupę. Wszystko miała już dopięte na ostatni guzik, brakowało tylko… jego. Oparła się o blat i zdjęła czerwony fartuszek. Westchnęła głośno i odwiesiła go na jeden z haczyków, przybitych koło wejścia do salonu. Wyjrzała do wnętrza pokoju i uśmiechnęła się widząc cudownie ozdobioną choinkę, na której wisiały kolorowe bombki, srebrny łańcuch oraz błyszczały czerwone światełka. Klimat dopełniał ozdobiony skarpetami kominek, do którego Hermiona włożyła prezent dla jej chłopaka. Niestety, jej nadal wisiała pusta. Podeszła do stołu i wygładziła śnieżnobiały obrus. Nagle poczuła jak w jej kieszeni zawibrował telefon, szybko otworzyła jego klapkę, a gdy zobaczyła nazwę nadawcy smsa jej serce zabiło mocniej.  Przeczytała tekst i zamknęła telefon, rzucając go na stół. Przyłożyła dłonie do twarzy i zajęła miejsce na jednym z krzeseł. Spodziewała się tego. Kolejne święta musi spędzić sama, ponieważ Ron musiał zająć się sprawami Ministerstwa. Co, jak co, ale chociaż tego jednego dnia, mógł dać sobie spokój. Dobrze wiedział, jak ważny jest dla niej ten czas.  Zdawał sobie sprawę nawet z tego, że zostawia ją samą. Samą w ogromnym domu z wigilijną kolacją. Podniosła wzrok na świeczkę i przyjrzała się jej malutkiemu płomieniowi. Zdmuchnęła ją i wróciła do kuchni. W gniewie wyłączyła wszystkie urządzenia kuchenne, sprawiając, że kilka z garnków i talerzy stojących blisko brzegu blatu, pospadało na ziemię. Wyjrzała zza okno i przyjrzała się uważnie zachmurzonemu niebu, gdy nagle poderwał się nagły wiatr, który rozpędził chmury, ukazując mocno świecący punkcik.
-Nie wesołych świąt, Hermiono!-Pożyczyła sobie i uśmiechnęła się smutno.
Do jej uszu dotarł znajomy dźwięk dzwonka do drzwi, poderwała się szybko i popędziła do nich. Jej myśli krążyły w niewyobrażalnie szybkim tempie, miała nadzieję, że to Ron.  Na pewno chciał jej zrobić głupi żart, a teraz pojawi się z bukietem kwiatów i czekoladkami.  Nie spoglądając przez wizjer, otworzyła drzwi z szerokim uśmiechem, który znikł tak szybko jak się pojawił. Mężczyzną, który stał na tarasie nie był Ronald, tylko…
-Malfoy?
-Witaj Granger- odpowiedział, a kąciki jego ust powędrowały w górę.
Kobieta stała jak wmurowana. Próbowała przez tą chwilę przypomnieć sobie obraz chłopaka, którego zostawiła na peronie w ostatni dzień ich szkolnej nauki. Wtedy na jego twarzy widniał tylko ironiczny uśmiech, który maskował inne uczucia. Pragnęła wtedy dowiedzieć się, co myśli, co czuje, lecz on był taki nieugięty. Pozwolił jej odejść, a ona przystanęła na to. Teraz… stała przed nią zupełnie inna osoba. Jego oczy patrzyły na nią ze smutkiem, nie było w nich tego błysku, w którym kiedyś się zakochała. Jego postawa nie była pewna. Stał skulony, a dłonie schował do kieszeni ciepłej, zimowej kurtki.
-Co tutaj robisz?-Pragnęła, aby zabrzmiało to łagodnie, lecz dosłyszała w swoim głosie niechcianą nutkę wrogości.
-Ja…- przerwał i opuścił wzrok w podłogę. Chwilę stał tak, jakby zastanawiając się, co odpowiedzieć, aż w końcu ponownie spojrzał w jej czekoladowe oczy, w których nie zauważył niechęci, to mu dało odwagę.- Może to głupie, ale chce, aby chociaż w te święta spełniło się moje największe marzenie.
Zanim Hermiona otworzyła usta, aby spytać się, o co mu chodzi, mężczyzna wręczył jej zdjęcie. Wyciągnęła drżącą dłoń i chwyciła delikatnie fotografię. Przyjrzała jej się dokładnie, od razu przypominając sobie dzień, w którym ją zrobili.
-Chcę to naprawić- odezwał się, uznając, że nadszedł właściwy moment.- Chcę naprawić naszerelację. Byłem głupi, gdy pozwoliłem ci odejść. Nie wiedziałem wtedy jak ważna dla mnie byłaś, lecz od pewnego czasu nie mogę normalnie funkcjonować…- przerwał i przyjrzał się jej zdziwionej twarzy.- To jest moje marzenie.
Szatynka przez chwilę wpatrywała się onieśmielona i zdziwiona na Dracona, lecz kiedy do jej głowy przybyły wszystkie ich wspomnienia z ostatniego roku, wszystkie pocałunki, słowa, obietnice… odpuściła.  Odsunęła się od framugi drzwi i zachęcająco spojrzała w jego oczy.
-Wejdź- wyszeptała.
Blondyn wszedł do mieszkania Hermiony, po czym rozejrzał się po jego wnętrzu. Panowała tutaj miła i świąteczna atmosfera, której brakowało mu zawsze. Dom wypełniony był zapachem pieczeni oraz ciastek.  Światło dawały świeczki oraz żarzący się w kominku ogień.  W środku pomieszczenia stała wysoka, żywa choinka, na której wisiało mnóstwo czerwonych bombek.
-Ślicznie tu- zdołał powiedzieć tylko tyle.
Kobieta uśmiechnęła się subtelnie, zakładając za ucho pasmo swoich kasztanowych włosów. Na jej alabastrowej skórze pojawiły się czerwone rumieńce, które dopełniały obraz jego ukochanej. Malfoy przyglądał się jej, nie mogąc oderwać oczu. Wszystkie wspomnienia wróciły, a on mógł jedynie żałować, że pozostawił ją i wrócił dopiero po dwóch latach.
-Dziękuję- wyszeptała, po czym podeszła do stołu i wskazała mu krzesło.-Usiądź. Zaraz wrócę, tylko przygotuję dla nas jedzenie.
-Pomogę ci- od razu zaproponował.
Spojrzała na niego zdziwiona, a w jej głowie pojawił się obraz z dnia, kiedy obydwoje spóźnili się na kolację i poszli do szkolnej kuchni, aby tam sobie coś ugotować… nie skończyło się to dobrze.
-Przecież ty nie potrafisz gotować-zaśmiała się.-Pamiętasz, co się stało ostatnim razem, kiedy chciałeś mi pomóc?
-Nie przypominam sobie-odpowiedział, marszcząc zabawnie czoło i robiąc minę niewiniątka.
-Oj wiem, że pamiętasz- uśmiechnęła się.- Wtedy w końcu pozbyłeś się tej ohydnej koszuli.
-Ej!-Oburzył się i oparł się o ścianę, podczas gdy ona zakładała na siebie fartuszek.- Ona była ładna i to była twoja wina, że sos eksplodował z garnka. Zrobiłaś to specjalnie i nie zapominaj, że wisisz mi koszulę.
-Moja wina?- Zdziwiła się.- To ty uparłeś się, że jak podkręcimy bardziej pokrętło, to szybciej się ugotuje.
Podniosła jedną brew do góry i spojrzała na niego dociekliwie. Blondyn fuknął pod nosem, a Hermiona wiedziała, że tym razem wygrała.
-Ja pamiętam to inaczej- z uśmiechem zakończył temat.- Co nie zmienia faktu, że w kuchni nie masz szans się ze mną równać.
- Zostaw swoje przechwałki, na kiedy indziej. Mam już wszystko gotowe- zapaliła światło w kuchni i nagle cofnęła się do tyłu.
Malfoy zaskoczony jej zachowaniem, zerknął do środka.
-Huragan tędy przeszedł czy co?- Zapytał rozbawiony, a gdy zauważył, że na policzkach jego towarzyszki pojawił się rumieniec, dopowiedział.- Huragan o nazwie Granger.
Spojrzała na niego srogo i uderzyła go w ramię. Mógł myśleć, że jest zła za jego komentarz, lecz wszystkiemu przeczył delikatny uśmiech na jej ustach.
Malfoy kucnął i zaczął zbierać odłamki porcelany. Hermiona natomiast zabrała szmatkę i ścierała wszystkie zaschnięte plamy, które skapały z mebli na podłogę. Po chwili w kuchni nie panował już taki chaos. Podłoga była w miarę czysta, a co najważniejsze nie walały się po niej odłamki stłuczonych talerzy.
-Tworzymy zgraną grupę- skwitował ich pracę, wyrzucając ostatnie odłamki do kosza.
Szatynka skinęła tylko głową, zerkając, co po chwilę na chłopaka, który przyglądał się potrawą, próbował ich oraz doprawiał.
-Tutaj może trochę pieprzu, nie sądzisz?-Spytał.
Hermiona przyglądała mu się nadal zaciekawiona, zaschło jej w gardle, więc zdołała tylko kiwnąć głową. Chłopak dosypał przyprawy, po czym nałożył trochę na łyżkę i podał jej.
-I jak?
-O wiele lepsze-odpowiedziała z delikatnym uśmiechem.
-A nie mówiłem- zaśmiał się.- Jestem mistrzem w kuchni.
Szatynka fuknęła pod nosem i podeszła do niego. Obydwoje zabrali się za dopracowywanie prawie gotowych dań. W swoim towarzyskie zachowywali się swobodnie, jakby czas rozłąki nigdy nie istniał. Dopełniali się oraz idealnie się rozumieli. Rozmowa toczyła się w miłej atmosferze, poruszali wszystkie tematy, często się śmiali i żartowali. Nie obyło się bez kilku wrogich spojrzeń oraz przewracania oczami, lecz to wszystko miało dla nich większe znaczenie. Właśnie w tym momencie uświadomili sobie, jak bardzo brakowało im ich drugiej połówki. Obydwoje zagłuszali ból, próbując zapomnieć, lecz gdy osoba, za którą tak bardzo tęsknili się pojawiła, nie mogli wymazać już tych wspomnień. Wszystko wróciło. A oni nie chcieli żeby uczucia, które towarzyszyły im w ten wieczór, zniknęły.

* * *
Po skończonej kolacji rozsiedli się na kanapie, naprzeciwko kominka. Hermiona wyciągnęła z piwnicy stare wino, a Draco otworzył je i rozlał do kieliszków. Siedzieli w ciszy, która jednak im nie przeszkadzała. Była potrzebna, aby każde z nich mogło pozbierać myśli.  Hermiona nie mogła wyobrazić sobie lepszych świąt. Dzień, który miała spędzić samotnie okazał się być dniem, w którym ponownie poczuła w swoim sercu ciepło. Draco natomiast cieszył się, że spełniło się jego marzenie. Chciał, aby ta chwila trwała wiecznie, lecz zdawał sobie sprawę z tego, że ich historia nie może zakończyć się happy endem. W końcu on nie zasłużył na jej miłość, uznanie, czy… przerwał, czując jak głowa szatynki powoli opada na jego ramię. Próbował spojrzeć w jej oczy, odnaleźć w nich wytłumaczenie jej zachowania, lecz przeszkadzały mu w tym włosy. Odgarnął z jej czoła niesforne kosmyki i założył za jej ucho. Hermiona spojrzała na niego, a w jej oczach odnalazł coś, czego nie oczekiwał. Patrzyła na niego z uznaniem, dobrocią oraz pewnością siebie. Otworzyła usta, lecz szybko je zamknęła. Draco chcąc wiedzieć, czego boi się powiedzieć, złapał ją za podbródek, tym sposobem sprawiając, aby ponownie spojrzała w jego oczy.
-Cieszę się, że tu jesteś- wyszeptała i ponownie oparła głowę na jego ramieniu, nie chcąc, aby wpatrywał się w jej oczy.
Wywoływał w niej tyle uczuć, a ona nie potrafiła nad nimi zapanować. Wszystko było takie nierealne. Pokręciła głową i upiła łyk wina.
-Dziękuję- odpowiedział.- Dziękuję, że spełniłaś moje marzenie.
Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Wyprostowała się i zdołała spojrzeć w jego oczy. Na jego twarzy tańczyły płomienie ognia, które padały od strony kominka, powodowały, że w jego oczach pojawiła się iskierka. Tęskniła z nią tak bardzo…
-Ja…-zaczęła, pesząc się.-Chcę stąd uciec. Gdzieś daleko…
Blondyna zdziwiło jej wyznanie. Gdy otworzył usta, aby powiedzieć, szybko zaczęła mówić ponownie.
-Chcę wyjechać, gdzieś z tobą. Odnaleźć te uczucia, które wzbudziłeś we mnie, gdy chodziliśmy do szkoły. Potrzebuję przerwy od życia. Potrzebuję ciebie.
-Zgadzam się na wszystko- odpowiedział zahipnotyzowany.- Możemy jechać nawet teraz, gdziekolwiek zechcesz… zabiorę cię wszędzie.
Uśmiechnął się od ucha do ucha i pogładził ją po zarumienionym policzku.
-Zrobię… zrobię dla ciebie wszystko.
-Dziękuję- wyszeptał mu do ucha.
Zostali jeszcze przez jakiś czas przytuleni do siebie na kanapie w jej salonie. Wszystko dookoła nie miało dla nich najmniejszego znaczenia. Liczyli się tylko oni i chwilę, które mogli ze sobą spędzić. Draco spojrzał za okno i uśmiechnął się, gdy zauważa, że ponownie na polu zaczął sypać śnieg. Wszystko powoli się zmieniało, pomyślał i przyciągnął do siebie Hermionę. Spojrzał w jej zamknięte oczy, wyczuwając jej miarowy oddech. Zasnęła. Delikatnie położył ją na kanapie i przykrył ją kocem.  Przez chwilę stał nad nią, wpatrując się w jej spokojną twarz. Nastała cisza, którą przerywało tylko spalające się drewno w kominku, gdy nagle Dracon usłyszał donośne wołanie:
-Ho ho ho! Tylko tego nie zepsuj młodzieńcze.
Wyciągnął z kieszeni zdjęcie, które podarował mu staruszek i przyjrzał mu się dokładnie. Na jego ustach pojawił się uśmiech.
-Nie zepsuje tego ponownie.




  • Tak jak obiecałam oto krótka świąteczna miniaturka. Mam nadzieję, że się Wam spodobała. Zachęcam do komentowania, ponieważ jak większość pewnie wie, jest to wielka motywacja do dalszego pisania. Na koniec chce życzyć Wam wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku! Mam nadzieję, że wszystko o czym marzycie spełni się w nowym, lepszym roku! :) :* 

niedziela, 14 grudnia 2014

—12.Pretty face; electric soul.

Rozdział nie jest poprawiony. Mogą pojawić się błędy. 
Muzyka 

Zatrzasnął za sobą drzwi. Spojrzał w głąb niewielkiego pokoju, który wypełniony był przez ciemność.  Jedynym źródłem światła stał się księżyc, który oświetlał swoim blaskiem podłogę oraz biurko przy łóżku Dracona. Chłopak czuł się okropnie, miał wrażenie, że wszystko, do czego dążył, jednej nocy rozprysło, jak przy użyciu magii. Nie potrafił sobie wybaczyć swojego zachowania, chociaż w głębi duszy cały czas powtarzał sobie, że zrobił słusznie, że tak właśnie musiało być. Nie chciał… nie mógł dać jej nadziei, że się zmienił. W jej oczach musiał pozostać jego starym odbiciem, którego tak bardzo nienawidził, które kojarzyło mu się z najgorszą i najokrutniejszą osobą na świecie… z jego ojcem.  Nie chciał być widziany tak jak on, lecz nie mógł również dać jej nadziei. Nie może mu ufać. Nie może myśleć, że go rozumie. Nie może mu współczuć. Wtedy… wszystko się pokruszy. Mur runie, a on ukarze jej prawdziwego siebie. Powie co tak naprawdę się wydarzyło podczas wojny, powie jak bardzo nie chciał tego zła, które wyrządził i powie… jak bardzo chciał być wtedy po ich stronie. Walczyć przy jej boku, mieć nadzieję, czuć, że walczy za coś co jest dobre i właściwe.
-Nie…nie…nie- powtarzał, kręcąc głową.
Musiał ją do siebie zniechęcić… to było jedyne, właściwe wyjście, dzięki któremu zachowa siebie oraz znajdzie rozwiązanie na niewytłumaczone zjawisko w lesie. Westchnął i opadł na fotel przy biurku. Miał dość cierpienia, dość tych wszystkich uczuć, które w nim buzują. Jego nowa odsłona dawała mu tylko ból. Wspomnienia zdołały się przedostać przez postawiony mur w jego głowie, a uczucia rozgrzały jego zamrożone serce.  Zacisnął pięści i zamknął oczy. W ciemności swojego umysłu zauważył posadzkę w jego domu. Wielką kałużę krwi, w której leżała ona. Blada, zimna i bez życia. Jej szaroniebieskie oczy wpatrywały się w niego, lecz to nie były te same oczy.  Kiedyś przepełnione miłością, dające mu nadzieję na lepsze jutro, wtedy zimne, nieruchome. Nadal utkwione w jego twarzy, jednak patrzące gdzieś daleko, jakby nie zauważały jego osoby.  Pamiętał dobrze, każdą chwilę, którą spędził nad jej ciałem. Upadł na kolana, złapał ją za lodowatą rękę i splótł z nią swoje palce. Cierpiał. To wtedy poczuł, że w jego sercu nie gości tylko nienawiść. To wtedy poczuł, że tylko ona mogła wprowadzić do jego życia jakąś zmianę. Mama, mamusia…, która teraz już nie żyła.  Położył głowę na jej niepodnoszącej się klatce i próbował wychwycić, chociaż jedno uderzenie serca. Nic. Tylko śmiertelna cisza, którą przerywały uderzenia piorunów za oknem. Otworzył oczy.   Otworzył jedną z szuflad w biurku i wyjął pakunek, na którym widniała pieczęć ministerstwa.  Na początku zabrał do ręki list, spojrzał na niego i szybko przełamał pieczęć.

Szanowny Panie Malfoy,
Pragniemy poinformować, że pańska prośba została rozpatrzona pozytywnie, a po wykonaniu obowiązkowych badań odsyłamy różdżkę Narcyzy Malfoy w pańskie ręce.
Ohanala Hugtarns

Oderwał wzrok od listu i położył go na blacie biurka. Przyjrzał się teraz kwadratowemu pudełku, które sprawiało, że jego serce zaczęło bić szybciej. Pakunek czekał już tak długo, a on nie chciał go nigdy otworzyć.  Był wdzięczny, że Granger skupiła jego uwagę, ponieważ mógł zwlekać z rozpakowaniem pudełka, które skrywało w sobie jedynie bolesne wspomnienia. Do jego głowy przybył obraz Gryfonki. Burza kasztanowych włosów, które jak małe sprężynki skaczą w górę i w dół, gdy tylko poruszy swoją głową. Blada cera, na której doskonale widać jej czerwone policzka, które zmieniają swoje odcienie wraz z przypływem złości albo niepewności, czy wstydu. Kilka piegów na jej drobnym nosie i pełne usta, które często wyginają się w delikatny uśmiech. Wszystko jest niczym w porównaniu z jej oczami, które są odbiciem jej prawdziwej osoby. Można wyczytać z nich wszystko, jeśli tylko ktoś wpatrzy się głębiej. Wszystko ulegnie zmianie…
Westchnął. Koniec wspominania, postanowił, rozdzierając papier.
-Czas w końcu zmierzyć się z przeszłością- dopowiedział, gdy powolnie z brązowego papieru wyciągał drewnianą różdżkę.
Wiąz. 14 cali. Włos z ogona jednorożca. Obrócił ją między palcami czując w niej małe, pulsujące zasoby magii. Z jej końca wydobyło się nikłe światło, które oświetliło jego przerażoną twarz. Szybko opuścił kawałek drewna na biurko. Różdżka potoczyła się po blacie i z hukiem spadła na podłogę.  Czuł nadal rozchodzące się po jego ramieniu ciepło magii, którą przelała na niego różdżka matki. Przez moment wydawało mu się, że jej dłoń ściska mu rękę, a jakiś szmer szepcze mu do ucha słowa pocieszenia. Przetarł dłonią swoją twarz i ponownie podniósł różdżkę. Nic się nie wydarzyło.  Drżącymi dłoni zapakował przedmiot w kawałek materiału i odłożył go w najgłębszy zakamarek szuflady. Nie tak miało wyglądać jego pożegnanie z przeszłością. Zapoczątkował tym sposobem więcej pytań, które nie miały odpowiedzi.

* * *
Następnego wieczora Hermiona, gdy tylko wyszła z biblioteki, wybrała się na błonia.  Zachodzące słońce, sprawiało, że chmury przybrały różową barwę. Wiał delikatny, lecz mroźny wiatr. Liście, które zdążyły opaść z drzew, tańczyły wraz z jego powiewami. Dziewczyna otuliła się mocniej swoim płaszczem, a do czyi docisnęła czerwony szalik z godłem Gryffindoru. Westchnęła głośno i zamknęła oczy. Czuła jak jej włosy rozwiewają się we wszystkie strony, a na jej policzkach tworzą się rumieńce, które zaczynają delikatnie szczypać, przez panujący chłód. Zbliża się zima, a wraz z nią… bal.  Przedtem myślała, że to wspaniały pomysł. Wybierze się tam z przyjaciółmi, z… chłopakiem. Teraz wszystkich straciła. Chociaż o jedną relację będzie starała się walczyć to o tą drugą niekoniecznie. Gdy tylko jej umysły przywoływał obraz Rona, w jej sercu czuła ból, pewne ukłucie, które z każdym kolejnym razem rosło. Miała mu za złe, że ją tak potraktował. Zostawił ją w najgorszym momencie… samą, bez nadziei i wsparcia. Gdy zobaczyła go pierwszego dnia na peronie była zdolna mu to przebaczyć, w końcu również stracił ważne dla niego osoby, lecz teraz…, gdy prawda wyszła na jaw. Nie mogła. Nie chciała.  Przepełniała ją tylko i wyłącznie nienawiść, która była dla niej zgubnym uczuciem. Jeszcze nigdy nie czuła się tak wypełniona tym zwodniczym uczuciem. Nawet wkurzający Malfoy nie mógł wywołać u niej tak skrajnych emocji. Bo on… nie był przyjacielem, nie był chłopakiem.  Czyż nie boli najbardziej zdrada bliskiej osoby? Ron był dla niej najważniejszy. Kochała go, uważała go za przyjaciela, w którym pokładała nadzieję. A on? Zniszczył to wszystko. Przez jego cholerne wybryki ucierpiało wiele osób. Nie tylko ona, również związek Ginny i Harry’ego, którzy musieli się rozstać, nawet głupia Lavender, która musiała patrzeć, gdy na początku roku Ron wyznawał jej miłość.
-Przecież to nie ludzkie- westchnęła i zatrzymała się przy jeziorze.
Jego tafla delikatnie falowała, a gdzieś w oddali zauważyła dwie wystające głowy trytonów, którzy przyglądali się jej ze zdziwieniem. Uśmiechnęła się pod nosem i usiadła na końcu kładki. Gdyby było cieplej, pewnie zamoczyłaby swoje w stopy w jeziorze, jak zwykła to robić. Teraz musiała oddać się innej przyjemności, którą również uwielbiała. Ze swojej torby wyciągnęła jedną z książek, którą wypożyczyła z biblioteki i przejechała dłonią po jej skórzanej okładce.  Otworzyła ją, a do jej nosa dodarł przyjemny zapach pergaminu.  Spojrzała na spis treści i gdy już chciała otworzyć na wybranej stronie, coś zwróciło jej uwagę. Trytony szybko skryły się pod tafle wody, wydając przy tym okropne jęki. Podniosła głowę, zauważając, że ktoś właśnie wyszedł z Zakazanego Lasu. Szybko wstała i zarzuciła na ramię swoją torbę. Zbiegła z kładki i szybkim krokiem ruszyła w stronę obrzeży lasu. Jej serce biło jak szalone, a w jej żyłach buzowała adrenalina. Jako prefekt naczelna musiała zareagować, w końcu wstęp do Zakazanego Lasu był wzbroniony, co sprawiało, że ten uczeń będzie musiał się zmierzyć z nią, a później z wyznaczonymi przez dyrektorkę konsekwencjami. Hermiona coraz bardziej zbliżała się do nieznajomej postaci,a z postury mogła już wywnioskować, że był nim dość wysoki i dobrze zbudowany chłopak. Przeklęła pod nosem. Nienawidziła pewnych siebie chłoptasiów, którzy myślą, że wszystko im wolno. Przez ułamek sekundy pojawił się w niej niepokój, lecz szybko zagłuszyła go pewnością siebie, powtarzając sobie, kim jest i do czego jest zdolna. Niestety, do jej głowy doleciały obrazy wojny, jej niemoc, gdy ginęli niewinni ludzie, przez coraz bardziej jej postawiona ściana pewności rozpadała się.  Gdy chłopak przystanął ona przyśpieszyła swojego kroku. Już po chwili stała z nim twarzą w twarz i niestety poznała, z kim ma do czynienia. Na jej policzkach pojawił się rumieniec, który zamaskowała nadchodząca noc.
-Pani prefekt?- Zapytał, uśmiechając się zniewalająco.- To zaszczyt spotkać panią w ten piękny wieczór, lecz czy nie boisz się przebywać o tak późnej porze, tak blisko Zakazanego Lasu? Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że chciałaś tam wejść…a przecież- zniżył głos i przybliżył swoją twarz do jej ucha.- To wbrew zasadą.
-Które właśnie złamałeś- odsunęła się od niego z grymasem na ustach.- Nie wywiniesz się Khal. Idziesz ze mną do dyrektorki, a ona z radością pozbędzie się ciebie ze szkoły.
-Pozbędzie?- Zaśmiał się szyderczo.- Co najwyżej mogę dostać miesiąc pracy z cherłakiem. A uwierz mam sposoby na tego niemagicznego głupka, żebym spędziły ten czas nie tak jak sobie to wyobrażasz.
Na jego ustach pojawił się ironiczny uśmiech, który działał Gryfonce na nerwy. Miała go dość, każda cząsteczka jej ciała nienawidziła chłopaka i krzyczała, aby jak najszybciej odejść i mieć od niego spokój, jednakże sprzeciwiał się temu rozum, który aż wrzeszczał o wyciągnięcie konsekwencji z zachowania chłopaka.
-Twoja kara będzie zależała od profesor McGonagall, nie ode mnie-odpowiedziała, starając się uspokoić swój głos.- A teraz za mną!
-A jeśli odmówię?
Zmarszczyła czoło i odwróciła się w jego stronę, mierząc go nienawistnym spojrzeniem. Zbliżyła się do niego, podnosząc jedną rękę, z której jeden palce wskazywał prosto w jego uśmiechniętą twarz.  Hermiona czuła, że chłopak był zbyt pewny siebie. Emanowała od niego dziwna aura, która dawała jej dużo do myślenia.
-Będę zmuszona użyć innych środków, aby zaprowadzić cię do gabinetu dyrekcji…- uśmiechnęła się cwanie, wprowadzając chłopaka w zakłopotanie.
-Co złapiesz mnie za rączkę i zaciągniesz mnie na dywanik?- Zaśmiał się i spojrzał prosto w jej oczy, sprawiając, że po jej plecach przeszły ją ciarki.-Jestem od ciebie silniejszy, sprytniejszy i mądrzejszy. Jeśli spróbujesz chodźmy jakiejkolwiek sztuczki na mnie, to…
Gryfonka w końcu znalazła w swojej torbie różdżkę, którą teraz trzymała skierowaną wprost na wkurzonego Ślizgona.  Westchnęła i odgarnęła ze swojego czoła pasmo włosów, które przykleiło się do niego. Uśmiechnęła się pod nosem i wyszeptała pod nosem zaklęcie. Bezwładne ciało chłopaka podniosło się o kilka centymetrów nad ziemię.
-Chyba jednak nie wywiniesz się od tej kary- odpowiedziała i ruszyła wraz z lewitującym obok niej kolegą do gabinetu dyrektorki.

*  * *
Blondyn był zły. Nadzieja, która przed chwilą w nim gościła, rozpłynęła się w powietrzu.  Mógł przysiąść, że przeszukał każdy kawałek tej cholernej ziemi w miejscu, w którym był świadkiem tego dziwnego zjawiska. Nic. Jakby nic nigdy się tu nie wydarzyło. Oparł się plecami o pień drzewa i przetarł spoconą twarz. Dochodziła północ, a on zaczął powoli odczuwać skutki braku snu. Jego myśli zaprzątało tyle spraw, że gdy zasnął chwilę później musiał wstać na lekcje, na których również nie mógł skupić swoich myśli na niczym innym niż na szukaniu dowodów, czy na pewnej nieznośnej Gryfonce, która za wszelką cenę starał się go unikać. Rozumiał jej zachowanie i powinien czuć się zadowolony, że zostawiła go w spokoju, lecz nie potrafił. Czasami ich wzrok się spotykał, lecz ona zawsze pierwsza opuszczała go i kręciła głową, jakby próbując wymazać ze wspomnień osobę, którą uważała za godną jej zaufania. Bolało. Jednak czy ważniejszy był jego ból, czy późniejszy zawód, gdy okaże się, że nie podoł jej wymaganiom. Zawiał zimny wiatr, który sprawił, że na jego ciele pojawiła się gęsia skórka. Postanowił spróbować jeszcze raz, wypowiedział zaklęcie i z końcówki różdżki wyłoniła się nikła smuga światła, która oświetlała ziemię pod jego stopami. Szedł powoli, rozglądając się i wytężając wzrok. Przeszedł pod zwalonym drzewem i gdy już miał się wyprostować coś zwróciło jego uwagę. Koło korzeni konaru znajdowała się dziura, w której błyszczał pewien przedmiot. Zwrócił w tamtą stronę różdżkę i przyjrzał się zostawionemu w szczelinie skarbowi. Był to śliczny, przeźroczysty kryształ, który wyglądem przypominał diament. Draco zabrał go do ręki i obejrzał dokładnie.
-Jak to możliwe, że wcześniej cię nie znalazłem?- Uśmiechnął się zadowolony.
Podrzucił kryształ w górę, złapał go i ścisnął mocno, przyglądając się mu z zaciekawieniem.  Poczuł ogromną satysfakcję, lecz wraz z nią pojawiły się pytania:, Co to jest? Do czego służy? I dlaczego komuś zależało na ukryciu tego? Włożył znalezisko do kieszeni i jeszcze raz skierował strugę światła do dziury. Przekopał dłonią trochę ziemi, lecz nie znalazł już nic więcej.  Westchnął i skierował strumień światła w miejsce, gdzie wydarzyło się spotkanie z nim i nieznajomą osobą. Zmarszczył czoło, gdy uświadomił sobie, że w ziemi znajdują się nieregularne wgłębienia, które mogły wytworzyć tylko i wyłącznie oderwana gałęź, która leżała kilka kroków od niego. Odszedł i przyjrzał się jej dokładnie. Na jej listkach znalazło się dużo ziemi, a mniejsze patyki były połamane, prawdopodobnie od zacierania śladów. Ktoś musiał to dotrzeć przed nim. Wszystko stanęło pod większym znakiem zapytania niż było przedtem, lecz on obiecał sobie, że się nie podda. Postanowił pokazać matce, że potrafi znaleźć w sobie odrobinę pewności siebie oraz uwierzyć w swoje możliwości. To dla niej stanie się bohaterem. Uśmiechnął się, uświadamiając sobie, że Narcyza starałaby się teraz go wesprzeć, przytulić, chodź pewnie chciałby ją odepchnąć, ona uparcie dążyłaby do celu.
-Tęsknię- wyszeptał i wyprostował się, ściskając mocniej różdżkę w jego dłoni. -Znajdę osobę odpowiednią za ten atak oraz dowiem się, czemu rozmawiała z Bellatrix. Dla ciebie mamo.

* * *

Wrócił do dormitorium około godziny pierwszej. Rozsiadł się na kanapie, a jednym ruchem różdżki sprawił, że w kominku rozpalił się ogień, który oświetlił pomieszczenie. Również za pomocą magii przywołał do siebie butelkę z Ognistą i szklankę. Nalał sobie do niej bursztynowego trunku i wypił go za jednym razem. Jego ciało powoli się ogrzewało, przez krążący w jego organizmie alkohol oraz ciepło rozchodzące się z kominka. Za głowę założył poduszę i oparł się o nią. Spojrzał w sufit. Czuł, że jego powieki powoli opadają, lecz coś nie dawało mu spokoju. Wydawało mu się, że w pomieszczeniu jest za cicho. Nie zauważył również na wieszaku płaszcza jego współlokatorki.  Gdy postanowił sprawdzić, czy jest w pokoju, drzwi do salonu otworzyły się i weszła przez nie jego zguba.  Jej włosy stały we wszystkie strony, na twarzy widniało zmęczenie i zdenerwowanie, co jeszcze bardziej zaciekawiło blondyna. Gryfonka zdjęła płaszcz i powiesiła go na haczyku, po czym nie podnosząc głowy, skierowała się w stronę łazienki.
-Nie chciałbym ci zaleźć za skórę Granger- powiedział, nie kontrolując przepływu myśli.
Dziewczyna zdziwiona podniosła wzrok i zmierzyła chłopaka morderczym spojrzeniem.
-Nie patrz się tak na mnie-podniósł ręce do góry.- Bo serio zaczynam się ciebie bać. Mów, kto jest, aż takim debilem żeby z tobą zadzierać?
Alkohol spowodował, że do jego ust cisnęły się wszystkie jego myśli. Wiedział, że lepiej dla niego było by zakończyć z nią rozmowę, lecz nie mógł się powstrzymać. Widok jej wkurzonej miny, był dla niego, chociaż jednym dowodem, że Gryfonka nie stała się wobec niego obojętna. Nienawiść przecież też jest w pewnym sensie uczuciem.
-Nie twoja sprawa Malfoy i radzę ci się zamknąć, jeśli i ty nie chcesz podpaść- warknęła.
-No nie bądź taka- uśmiechnął się i podniósł jedną brew do góry.- Jakiś pierwszak chodził minutę po ciszy nocnej po korytarzu? Nie… to nie to! A może… Już mam! Tajemna schadzka zakochanych w składziku na miotły. Tak to mogło się zdenerwować, przecież…
-Zamknij się!- Wybuchła, a na jej policzkach pojawiły się czerwone od złości wypieki.- Problem jak zawsze tkwi w Ślizgonach. Myślicie, że wszystko wam wolno! Jesteście w wielkim błędzie! Rozumiesz? Jeśli jeszcze raz ktokolwiek z twojego domu przekroczy choćby jedną stopą granicę Zakazanego Lasu to obiecuję, że dopilnuję, aby został uziemiony!
Draco ze zdziwienia rozszerzył oczy, a pusta szklanka po kolejnym trunku upadła na podłogę, roztrzaskując się na kawałki. Przyglądał się zezłoszczonej Grofonce, której jeszcze nigdy nie widział, aż tak bardzo przejętej jakąś sprawą. Zakazany Las. Ktoś był w Zakazanym Lesie? Ktoś, kto pozbył się śladów, ale ominął jedną dziurę, która może kosztować go bardzo wiele.
-Kto to był?-Zapytał, podnosząc się z kanapy.
-Nie twój zakichany interes!-Krzyknęła i zatrzasnęła za sobą drzwi, zostawiając jeszcze bardziej zmobilizowanego do okrycia prawdy blondyna.

* * *

Minęło kilka dni od tej feralnej nocy. Poranek był pochmurny i nieprzyjemny. Na niebie kłębiły się deszczowe chmury, które skutecznie zniechęcały uczniów od spędzenia czasu na błoniach. Wszyscy postanowili spędzić wolny czas przed obiadem w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, grając w gry, rozmawiając z przyjaciółmi, czy tak jak Hermiona wpatrując się z trzaskający ogień w kominku. Chciała spędzić dzisiejszy dzień z dala od ich… dormitorium.  Nie chciała spotkać Malfoya na swojej drodze, dlatego uciekła tam gdzie jego sidła nie mogły jej dopaść. Dawniej uwielbiała przebywać w tym pomieszczeniu wraz z przyjaciółmi.  Wspólne wieczory przemijały w jej głowie jak przyśpieszony film. Sceny były pełne śmiechu i radości. Wszystko było naturalne. Łączyła ich szczera przyjaźń, która teraz została wystawiona na wielką próbę. Nagle do pomieszczenia wpadła para wcześniej skłóconych ze sobą przyjaciół. Na ich ustach jawił się wielki uśmiech, przez który Hermiona poczuła przyjemne ciepło w jej wnętrzu. Tak bardzo jej tego brakowało. Ich wzrok powędrował w stronę skulonej na kanapie dziewczyny, która próbowała uniknąć z nimi kontaktu wzrokowego. Harry i Ginny przystanęli na chwilę, a w ich głowach panowała zacięta walka o to czy odważyć się zrobić pierwszy krok. Rudowłosa delikatnie pociągnęła za ramie Harry’ego, który zaczerwienił się przy tym okropnie.  Zajęła miejsce po lewej stronie Hermiony, a Harry po prawej. Złapała ją za rękę i ścisnęła najmocniej jak potrafiła. Przez ten gest chciała przekazać jej wszystkie uczucia, które przez te kilka dni buzowały w niej po kłótni. Chciała, aby w niewytłumaczalny sposób Hermiona zrozumiała, że wszystko starali się zrobić dla jej dobra, chociaż od początku wiedzieli, że nie będzie to w stosunku do niej fair.
-Cieszę się, że wszystko sobie wytłumaczyliście- niespodziewanie odezwała się pani prefekt.
Spojrzała na przyjaciół, a kąciki jej ust powędrowały odrobinę w górę. Ginny uznała ten gest za wybawicielski i rzuciła się przyjaciółce w ramiona.
-Hemiona… ja cię tak bardzo, bardzo przepraszam- zaczęła, ściskając ją coraz to mocniej, jakby obawiając się, że jej przyjaciółka zaraz odejdzie.
-Spokojnie Rudzielcu- wyszeptała jej do ucha i również objęła ją ramionami.- Nie gniewam się na was. Ja po prostu…czułam się oszukana…-przerwała i później dodała już trochę głośniej-…, ale już sobie to wszystko przemyślałam. Już wszystko dobrze. Nie powinnam działać tak pochopnie. Nie chce was stracić przez błąd Ronalda…
-Tak bardzo się cieszę!-Krzyknęła Ruda i spojrzała prosto w oczy przyjaciółki, odrywając się od niej.- Obiecuję ci, że nigdy przenigdy więcej nie będę przed tobą nic ukrywała.
-Podpisuję się pod tym- dopowiedział czarnowłosy.- Ron to palant. Byłem głupi słuchając jego usprawiedliwień i co najgorsze wierząc w nie. 
Hermiona wtuliła się w Harry’ego. Poczuła, że wszystko powoli wraca do normalności. Ponownie zjednoczyła się z przyjaciółmi, którzy byli dla niej najważniejszymi osobami w życiu. Gdy została sama, zauważyła jak bardzo jest od nich uzależniona, jak bardzo uwielbia ich wygłupy i że tak naprawdę jej życie toczy się wraz z nimi. Razem tworzą historię, która miała swoje wzloty i upadki, jednakże zawsze znalazł się sposób, aby naprawić to co zepsute oraz polepszyć to co dobre.
-Byłbym zapomniał!-Krzyknął nagle Potter i odsunął się od szatynki.- Zaraz wrócę.
Rzucił, gdy zaczął wspinać się po schodach w stronę dormitorium mężczyzn.  Gryfonka spojrzała na swoją rudowłosą przyjaciółkę ze zdziwieniem, a ta tylko uśmiechnęła się do niej tajemniczo.
-I ty jesteś wplątana w to co wymyślił Harry?-Spytała zrezygnowana, a gdy Ginny kiwnęła głową, westchnęła głośno.
Rudzielec zachichotał po nosem i przysunęła się bliżej Hermiony. Na jej ustach cały czas widniał wielki uśmiech, który łączył się z błyszczącą iskierką w jej oczach. Po chwili do pokoju wpadł Harry. Za swoimi plecami trzymał niewielki pakunek ozdobiony czerwonym papierem i złotą wstążką.
-Wszystkiego najlepszego-powiedziała Ginny i jeszcze raz przytuliła przyjaciółkę z całej swojej siły.
Harry wręczył jej pakunek i zajął miejsce na fotelu obok. Dokładnie śledził jak kąciki ust przyjaciółki powoli podnoszą się do góry, a jej oczy szklą się od łez szczęścia. Chciał, aby ten dzień był dla Hermiony idealny. Nie wszystko wyszło tak jak powinno, ale dzięki zgodzie i niespodziance, był pewny, że dziewczyna na pewno będzie zadowolona.  Długo starali się z Ginny zrobić prezent, który miał pokazać dziewczynie jak ważna jest dla nich oraz miał pokazać również odrobinę mugolskiego świata. Hermiona jednym, sprawnym ruchem rozerwała papier i wyciągnęła ze środka wielką czarną ramkę, w której mieściły się mniejsze. Każda z nich przedstawiała ważne chwilę z ich życia.  Ruchome magiczne zdjęcia, mieszały się z mugolskimi. Był to piękny i osobisty prezent, który sprawił, że do jej oczu napłynęły łzy. Ponownie przytuliła swoich przyjaciół, szepcząc:
-Dziękuję.

  • Chyba dziś nie macie co narzekać na długość rozdziału. W końcu wróciła do mnie wena i zaowocowało tym o to rozdziałem. Mam nadzieję, że się Wam spodobał, liczę na Wasze opinię w komentarzach.Wiem, że trochę się tutaj dzieję i jakoś... sama nie wiem, mi nie podoba  się ten rozdział, no ale może Wam przypadnie do gustu. Głównie chciałabym bardzo podziękować Lycheey Lora za motywację oraz nakłanianie mnie do pisania. To dzięki Tobie wyrobiłam się z rozdziałem oraz wpadłam na pomysł na miniaturkę świąteczną ( możecie się jej spodziewać jeszcze w tym miesiącu). 

niedziela, 16 listopada 2014

— 11. So open your eyes and see

Rozdział nie jest poprawiony przez betę, więc mogą pojawić się błędy :)

Deszcz dudnił w dach rezydencji. Powietrze było rześkie i przyjemne, a kropelki deszczu przedostały się do środka  przez otwarte drzwi, w których stał chłopak.  Jego przemoczone blond włosy opadały na zmarszczone czoło, a przymrużonymi oczami przyglądał się nieoświetlonemu pomieszczeniu.  Trzęsącą dłonią wyciągnął z kieszeni różdżkę, po czym wypowiedział cicho zaklęcie. Końcówka magicznego patyka rozbłysła jasnym światłem, który oświetlił mu drogę.  Zdziwił się, gdy zauważył pozrzucane obrazy, przewrócone meble i rozbite szkła na podłodze.  Powoli kroczył przez to pobojowisko zastanawiają się, co takiego mogło się tu stać. Trwała wojna, jednak był przekonany, że ich rezydencja była broniona przed wrogami z zewnątrz. No właśnie… z zewnątrz. Jego serce zabiło mocniej. Przyśpieszył kroku, a gdy wszedł do salonu, wszystko jakby stanęło w miejscu. Na posadce widniała wielka kałuża krwi, przy której leżała różdżka jego matki. Podniósł ją i schował do kieszeni.  Rozglądnął się dokładniej, a gdy zauważył odbity, czerwony ślady na ścianie, po jego plecach przeszły go ciarki. Wyszedł po schodach, przeskakując po dwa stopnie, czuł, że z każdą chwilą traci nadzieję. Bał się, że przybył za późno. Obwiniał się, że jej nie słuchał, że nie próbował zrozumieć. Kolejne ślady krwi… prowadziły wzdłuż korytarza, a kończyły się przed wejściem do gabinetu.  Delikatnie uchylił drzwi, zaglądając do środka.  Od razu poczuł zimne krople deszczu, które wpadały przez otwarte okno. Białe zasłony łopotały na wietrze, a gdy pierwsza błyskawica pojawiła się na niebie, zauważył na nich również czerwone ślady.  Końcówkę różdżki skierował na podłogę, gdzie zauważył większą plamę, wyglądała tak jakby ktoś w tym miejscu upadł, a później czołgał się dalej z braku sił. Poszedł za śladem, a gdy spojrzał za biurko…
-Draco!-usłyszał głos przy swoim uchu.
Szybko podniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał się dookoła. Nadal znajdował się w Skrzydle Szpitalnym, lecz zmieniło się jedno…nie był sam. Na krześle obok siedział Zabini i spoglądał na niego z zaciekawieniem, nad nim natomiast stała ona. W jej oczach czaiło się przerażenie oraz iskierka ciekawości. Szybko przetarł spoconą twarz ręką i spróbował połknąć ślinę.  Już po chwili zaczął się krztusić, a ona jak najszybciej podała mu wody. Przyjął ją bez żadnych sprzeciwów, napił się i od razu poczuł ulgę. 
-Granger?-Wychrypiał.
-Tak to ja- uśmiechnęła się i odwróciła się szybko do Diabła nakazując mu, żeby się przybliżył.
Chłopak wstał z krzesła i oparł rękę na ramieniu blondyna.
-No stary wszystkich nas przeraziłeś- powiedział, śmiejąc się.- Przybyliśmy uwolnić cię stąd ty nasza księżniczko.
Na ustach blondyna pojawił się znikomy uśmiech.
-Jak się czujesz?- Zapytała, a jej głos się załamał.
Troska. Tak dawno nie czuł, że komuś na nim zależy. Sam nie wiedział, co ma odpowiedzieć czuł się dobrze. Nic go nie bolało, jego głowa nie pulsowała mu tak jak po wypadku, jednak coś w środku nie dawało mu spokoju. Wypadek, sen i teraz ona…. Nie mógł znieść jej zakłopotania, gdy ich oczy się spotykały, nie mógł znieść tego rumieńca na jej policzkach, nie mógł znieść samego faktu, że ktoś mu współczuje.
-Byłoby lepiej, gdyby zamiast wody była Ognista- powiedział tylko i oparł swoje plecy o metalową ramę łóżka.
Wiedział, że nie takiej odpowiedzi oczekiwała, wiedział, że nie takiego zachowania się spodziewała.  Na twarzy dziewczyny pojawił się smutny uśmiech, odeszła krok od łóżka, zastanawiając się nad nim. Pokręciła głową, nie mogąc nadal uwierzyć. A właściwie, czego oczekiwała? Że podczas snu będzie szeptał jej imię, że myśli o niej cały czas, że chce, żeby była przy nim. Głupia!, Krzyczała jej podświadomość.
-Mój chłop- krzyknął Zabini i uderzył przyjaciela mocno w ramię.- Mówiłem, że nic mu nie będzie.
Spojrzał na Hermione, która spoglądała w podłogę. Pokiwała głową i uśmiechnęła się do nich bez żadnych uczuć.
-Draco mogę z tobą porozmawiać?-zapytała, podnosząc na niego wzork.
Zauważył w jej oczach światełko nadziei, a w głębi ból. Nie były to wesołe oczy tej radosnej Gryfonki. Wiedział, że coś się stało, jednak…bał się. Spojrzał na Zabiniego, który już prawie wychodził zza kotary.
-Zostań Diable- krzyknął.- Możemy porozmawiać później? Chciałbym spędzić trochę czasu z przyjacielem.
Iskierka w jej oczach znikła, pozostawiając szkliste i smutne brązowe źrenice. Dziewczyna pociągnęła nosem i opuściła głowę.
-To może ja was zostawię- odparła, a gdy już prawie była za parawanem, usłyszała słowa blondyna.
-Tak chyba będzie najlepiej.

* * *
Kierowała się do wyjścia ze szkoły. Chciała uciec, gdzieś się schować. Miała nadzieję, że nikt jej tam nie będzie szukał, że zostanie sama. Nikt cię nie będzie szukał, do jej głowy przybyła nieznośna myśl. Niestety, musiała się z nią zgodzić. Ron, Harry i Ginny… próbowała za wszelką cenę ich unikać. Musiała przemyśleć wszystko, jednak najgorsze było to, że gdy tylko przypominała sobie ich rozmowę… Wtedy nie chciała słuchać ich wyjaśnień, liczył się sam fakt, że ją okłamali. Teraz cały czas jakiś cichy głosik w środku nakazywał jej szczerą rozmowę z przyjaciółmi. Poniekąd rozumiała, że robili to dla jej dobra i była im za to wdzięczna, a kłamstwo to kłamstwo. Ale przyjaciele… potrafią sobie przebaczyć. Westchnęła i popchnęła masywne drzwi. Jej włosy rozwiał wiatr, niosący po błoniach jesienne liście. Opatuliła się swoim płaszczem, chcąc nie dopuścić zimnych powiewów do swojego drobnego ciało, które i tak już drżało z zimna. Rozejrzała się dookoła. Błonia były puste, nie widziała żadnej żywej duszy, ani nie słyszała niczyjego głosu.  Zapadał wieczór, wszyscy grzali się w swoich pokojach wspólnych, rozmawiając z przyjaciółmi, ciesząc się wolną sobotą. Ona nie miała do czego wrócić. Nie chciała ponownie stanąć z nim twarzą w twarz, ponieważ wiedziała, że byłoby to dla niej zbyt bolesne. Niby mała błahostka. Pakt pomiędzy nimi, sprowadził do jej serca małą iskierkę nadziei, że ten brutalny, nikczemny chłopak się zmienił. Teraz… sama nie wiedziała, kim jest i czego może się po nim spodziewać. Był dla niej zagadką. Nieodkrytym skarbem, do którego posiada mapę, jednak droga do niego jest pełna niebezpieczeństw. Przedtem chciała podjąć to ryzyko, myślała, że postępuje właściwie. Jednak wątpliwości wróciły z podwojoną siłą. Nawet nie zauważyła, kiedy jej nogi zaprowadziły ją na pagórek przy domku Hagrida. Oparła się o kamienną ścianę, przyglądając się uchodzącemu z komina dymowi. Uśmiechnęła się, gdy w oknie ujrzała postać gajowego, który krzątał się po swojej chatce. Tak właśnie teraz potrzebowała wsparcia od najbliższych, a pół olbrzym zdecydowanie był dla niej ważną osobą.  Zacisnęła pięści i ruszyła kamienistą ścieżką w dół. Na około niej rósł gęsty, zakazany las, z którego wydobywały się odgłosy huczenia sów oraz uderzeń kopyt centaurów.  Po jej plecach przeszły ciarki, a jej nogi przyśpieszyły, aby jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu. Zapukała kilka razy w drzwi i odsunęła się od nich. Nie musiała długo czekać, po chwili w wejściu pojawił się Hagrid, a wraz z nim wspaniały zapach ciasta.
-O cholibka! Hermionka! A cóż to cię przywiało w taki zimny dzień?- Zapytał i odsunął się z przejścia.- Proszę wchodź, wchodź.  Gdybym wiedział ogarnąłbym cały ten bałagan.
Uśmiechnął się skrępowany, próbując włożyć nieumyte talerze i brudne ubrania do szafy. Gryfonka zachichotała pod nosem i zamknęła drzwi.
-Nic nie szkodzi- odpowiedziała i usiadła przy stole.
Gajowy zaprzestał sprzątania i oparł się o blat w jego mini kuchni. Przeczesał swoją brodę grubiutkimi paluchami i przyjrzał się uważnie gościowi.
-Co tu cię do mnie sprowadza?
Hermiona spojrzała prosto w jego oczy i westchnęła, podpierając głowę na dłoni.
-Potrzebuję rady- wyznała.- Wszystko zepsułam… nie posłuchałam ich, nie chciałam ich słuchać. Przecież ja zawsze uważałam, że każde zachowanie prowadzi do czegoś dobrego.  A gdy moi przyjaciele zataili przede mną tę sprawę… ja, zachowałam się egoistycznie. Powinnam była ich wysłuchać. Ale to wszystko się zebrało. Wojna, oni, Ron, Malfoy… zaczyna mnie to przytłaczać. Same obowiązki powodują, że kładę się późno spać, ale to sny powodują, że jestem żywym nieszczęściem. Śni mi się pole walki, śmierć bliskich… odrodzenie zła. Nie chce… ja tak się boję.
Gajowy usiadł naprzeciwko niej i złapał jej drobną dłoń, przykrywając ją swoją.
-Byłem świadkiem wielu waszych kłótni- zaczął.- Od początku waszej znajomości byliście nierozłączną paczką i nawet sama wojna tego nie zmieniła. Wszystko robiliście razem, w słusznej sprawię. Może mało o tym wiem, ale patrząc na was byłem pewny, że wasza znajomość przetrwa wszystko. A teraz uśmiechnij się- nakazał jej, a ona wykonała polecenie.- Nie pozwól, aby jedna głupia sprawa zepsuła to co budowaliście wiele lat. Każda sprawa się wyjaśni, a wtedy będziesz wiedziała co robić.
-Dziękuję ci Hagridzie.
-Nie dziękuj mi Hermiono. To nie ja pomogłem ci to zrozumieć. Zawdzięczaj to wszystko sobie. Twoje serce jest czyste i dobre. Żadna banda oszołomów tego nie zmieni. A nawet Malfoy! Pamiętaj, że to ty jesteś górą. Nie musisz go słuchać… ignoruj go.
Nastała chwilowa cisza, w której Gryfonka myślała nad postacią blondyna.  Potrząsnęła jednak głową i odpowiedziała:
-Tak zrobię.
Gajowy uśmiechnął się życzliwie. Nagle podskoczył na krześle, gdy z piekarnika wydobył się brzdęk.
-Mam nadzieję, że lubisz szarlotkę- powiedział.- A! I tym razem na pewno będzie jadalna.
Dziewczyna zachichotała pod nosem.
-Z chęcią spróbuję twojego specjału.

* * *
W kominku palił się ogień, a jego iskry co chwilę strzelały, pochłaniając swoimi płomieniami suche drewno, które przyniosły skrzaty. Dwójka uczniów z domu Slytherina siedziała na sofie, przyglądając się płomieniom i rozmyślając nad historią trzeciego. Draco Malfoy zajął miejsce na fotelu, a w swojej ręce trzymał szklankę wypełnioną Ognistą. Delikatnie obracał ją w dłoni, oczekując, aż jego przyjaciele w końcu zabiorą głos i wprowadzą to tej beznadziejnej sytuacji trochę światła. Potrzebował innej opinii, aby móc rozmyślać nad swoim planem poważnie. Tak… miał już plan, jednakże jak na razie nie chciał się nim z nikim dzielić. W głowie kłębiło mu się tyle pytań, na które nie mógł znaleźć odpowiedzi. Ponownie podniósł wzrok na uczniów, jednak oni nadal nie wyglądali na gotowych, aby wygłosić swoją decyzję. Nott od dłuższego czasu miał poważną minę oraz nerwowo tupał nogą.  Draco już dawno nie widział go tak przejętym, przez co zaczął również zastanawiać się nad tym, czy wprowadzenie chłopaka do akcji było potrzebne.  Jego przyjaciel nie pierwszy raz mu już pomagał, a gdy jakaś sprawa wciągnęła go do reszty, nigdy nie kończyło się to dla nich dobrze. Jednak blondyn potrzebował jego pomocy za wszelką cenę. Wiedział, że może liczyć na jego czysty i błyskotliwy umysł oraz był pewny, że gdyby jego plan okazałby się dla niego beznadziejny, powiedziałby mu to prosto w twarz, nie bojąc się jego reakcji. Teraz przeniósł swój wzrok na Zabiniego. Ten natomiast nie wyglądał na ani odrobinę przejętego. Na jego ustach widniał pijacki uśmiech, a jego rozmarzone oczy świadczyły o tym, że najważniejsze dla niego był powrót kolegi.
-Przewidziało ci się Smoku- powiedział, gdy tylko blondyn skończył opowiadać
Blondyn popatrzył na niego z byka.
-A rany zadałem sobie sam, tak Diable?!- Warknął.
-Może coś po treningu wypiłeś. Każdy dobrze wie, że masz problemy z alkoholem. Może i wtedy…?
-Nic nie piłem!-Krzyknął rozdrażniony.- Każdy? Słuchaj dalej Granger, a zaraz będziesz rozpowiadał, że Gryffindor wygra puchar domów.
Zabini uśmiechnął się tylko i podniósł do góry szklankę z bursztynowym płynem.  Niestety, Malfoy nie umiał uspokoić się tak łatwo jak jego kolega. Wzmianka o Hermionie jeszcze bardziej sprawiła, że jego ciało zaczęło buzować. Nie mógł znieść widoku jej smutnych oczu, ani  tonu jej głosu. Zachował się jak idiota, jednak co innego mu pozostało?  Zobaczyła jego inne oblicze, a on… to głupie, ale wstydził się przy niej pokazać swoją słabą stronę. Wszystko zaczęło go przytłaczać; sprawa matki, wypadek w lesie i teraz ona. Jej problemy zaczęły stawać się również jego, a on nie potrafił teraz jej pomóc. Nie mógł… nie wiedział jak. 
-Smoku weź sobie odpuść-Zabini przeciągnął się, ziewając przy tym głośno.- To na pewno było jakieś zwierzę. Zakazany las roi się od niebezpiecznych istot. Nic dziwnego, że wróciłeś stamtąd półżywy.
Diabeł posłał im kolejny raz wesoły uśmiech, jednak pozostała dwójka zignorowała jego zachowanie.
-Co chcesz zrobić?-Spytał Nott.- Mamy zbyt mało informacji…
-Zdaję sobie z tego sprawę, jednak… muszę zaryzykować- westchnął.- Cały czas mam przed oczami blond włosy tamtej kobiety, a w uszach słyszę ten przeraźliwy śmiech. Muszę sprawdzić, czy…
-Chyba nie masz zamiaru tam wrócić?!-Podniósł głos.
-Muszę- odparł, przecierając twarz dłonią.
-Nawet nie wiesz, czy jakiekolwiek ślady tam zostały. Burza mogła wszystko zmyć…
-Ja muszę to sprawdzić! Muszę… i to jak najszybciej.  Jeśli szczęście będzie mi sprzyjało może zostanie tam coś, co nakieruje mnie dalej, jeśli nie… będę musiał szukać gdzieindziej.
-Nie odciągnę cię od tego pomysłu?-Zapytał.
-Nie-uśmiechnął się do kolegi.- Pierwszy raz od jakiegoś czasu, wiem, że robię dobrze. Może w końcu…
Drzwi do salonu otworzyły się z hukiem. W pomieszczeniu pojawiła się Hermiona. Jej policzki były całe czerwone, a ciało trzęsło się z zimna. Spojrzała na chłopaków i wyszeptała pod nosem przekleństwo. Wzrok Malfoya chwilę spoglądał na nią z zaciekawieniem, lecz przypominając sobie ich ostatnie spotkanie, wolał nie narażać się jej już bardziej.
-No to na nas już pora-zaczął Theodor.- Chodź Zabini wracamy do siebie.
-Już?-Spytał zdziwiony.-Ale dopiero co Hermiona wróciła! Może wprowadzimy ją w nasz pla…
Malfoy naskoczył na niego jak oparzony, zasłaniając mu buzię ręką. Gryfonka przystanęła, przyglądając się z zaskoczeniem tej scenie. Już chciała coś powiedzieć, jednak wyprzedził ją Malfoy.
-Tak, na was już pora- wysyczał, przez zaciśnięte zęby i spojrzał wymownie na Notta.
Chłopak zgarnął Diabła pod rękę i wyszedł z nim z pokoju. Gdy drzwi zatrzasnęły się za nimi, nastała cisza. Obydwoje spoglądali na podłogę, nie chcąc zaszczycić się nawet spojrzeniem. Hermiona czuła się urażona, a każde jego słowo sprawiało jej ból. Myślała, że się zmienił. Czuła, że może być jej oparciem, a on gdy tylko potrzebowała jego pomocy, odwrócił się od niej, a teraz miał jeszcze tajemnicę. Westchnęła głośno i podniosła wzrok. Otworzyła usta, jednak zamknęła je  szybko. Pokręciła głową i wyszeptała , zanim w jej oczach nie pojawiły się łzy:
-Dobranoc.
Odpowiedź Malfoy’a została zagłuszona przez zamykane drzwi.  Ponownie poczuł się okropnie. Wiedział, że jest skończonym kretynem, jednak wiedział również, że taka osoba jak on nie jest w stanie jej pomóc. 

  • rozdział wyszedł krótszy niż przewidziałam. Odjęłam jedną scenę, która w pierwszym zamyśle miała być tutaj, jednak potem troszkę mi się pozmieniało. Jak już pewnie zauważaliście staram się dodawać rozdziały raz w miesiącu. Wiem, że to dość rzadko, jednak staram się pisać, w każdej swojej wolnej chwili. Na pewno rozumiecie... rok szkolny. Zaczynam się zastanawiać nad miniaturką na święta, więc możecie oczekiwać czegoś w miłym, świątecznym klimacie. I obiecuję, że z happy endem :D Ale przed świętami czeka nas jeszcze 12 rozdział, którego plan mam już mniej więcej oplanowany.

sobota, 25 października 2014

— 10.I want go far away from here

Rozdział nie jest poprawiony, gdy tylko moja beta znajdzie czas, wstawię wersje bez błędów.

Serce w klatce piersiowej Hemiony łopotało jak ptak w zamkniętej klatce, który próbuje wydostać się z niej za wszelką cenę. Przez chwilę na jej twarzy widniał wyraz zdziwienia, jednak szybko przybrała zimną obojętność.  Przyjrzała się dokładniej dziewczynie, stojącej przed nią, a w jej głowie migotała czerwona lampka, ostrzegająca przed nadchodzącymi kłopotami.
-Nie powinnaś być w pokoju?-Spytała, zakładając ręce na piersi, aby czarnowłosa nie zauważyła jej trzęsących się dłoni.-Daniel miał…
-I to zrobił- przerwała jej.- Odprowadził mnie prosto do pokoju i położył do łóżka jak dziecko. Myślałaś, że sama sobie nie poradzę? Dziękuję za troskę, jednak była zbędna.
Podeszła do szatynki i zmierzyła ją nienawistnym spojrzeniem. Hermiona wyczuła słodki zapach brzoskwiń, pomieszany z Ognistą. Pansy nadal przyglądała się jej uważnie, a odezwała się dopiero po dłuższym czasie, a jej głos przepełniony był jadem.
-Jednak cały czas zadawałam sobie jedno pytanie. Wiesz może, jakie?
Hermiona zmarszczyła czoło.
-Nie mam zamiaru bawić się w twoje głupie gierki-oznajmiła, podnosząc do góry ręce.
Obeszła Ślizgonkę, próbując przerwać tę komiczną rozmowę, jednak dziewczyna przycisnęła ją do muru i ponownie wysyczała pytanie.  Hermiona odwróciła głowę w bok, czując nieprzyjemny odór alkoholu, który wydobywał się z ust Ślizgonki. 
-Nie mam pojęcia-wysyczała, czując jak całe jej ciało buzuje z nagromadzonej złości.
Miała już tego dość. Chciała wrócić do pokoju, w końcu położyć się w łóżku i odpocząć od wydarzeń z dzisiejszego dnia.  Wszystkie problemy skumulowały się, doprowadzając ją do szaleństwa.
-Oświecę ci trochę twoją niewiedzę, pozwolisz?-Dopytała, choć nie oczekiwała odpowiedzi. Od razu zaczęła wyjaśniać.- Dlaczego to ty poszłaś do Dracona? Czemu wybrała cię McGonagall? Czemu?!
Pansy uderzyła z całej siły ręką w ścianę obok twarzy Hermiony, która podskoczyła nie spodziewając się wybuchu ze strony dziewczyny. Huk rozniósł się po pustych korytarzach, niesiony przez echo. Szatynka zdała sobie sprawę z tego, że nie wie, czemu to ona miała iść do skrzydła. Wtedy nic dla niej się nie liczyło. Nie obchodziła ją opinia zgromadzonych. Pragnęła pomóc za wszelką cenę, tak jak i on pomógł jej, gdy dręczyły ją koszmary. Nie myślała o żadnej wymówce. Bo, po co? Jednak teraz, gdy jej głowa buzowała od natłoku myśli, a żadna z nich nie była wystarczająco dobrą wymówką dla stojącej przed nią wariatki, zaczęła karcić samą siebie za bezmyślność. Jednak w końcu wpadła na pomysł.
-Jestem prefektem naczelnym. Równoważnie z tym…
-Gwiżdżę na twoje urzędy! Czemu poszłaś do Dracona?! –Krzyknęła, sprawiając wrażenie nieprzekonanej.
-McGonagall…
-Kazała ci, tak? Wiem to. A ty poszłaś za nią jak skulony piesek? Chrzanisz Granger. Nigdy nie poszłabyś do Dracona. Ty go nienawidzisz… on z wzajemnością- przerwała widząc w oczach Gryfonkę iskierkę smutku, której nie zdążyła zamaskować.- Aha…, czyli to tak-Zaśmiała się szyderczo.- Myślisz, że cię polubił? Że przełamie stereotypy o czystości krwi? Pokaże światu jak prawdziwa miłość zmienia wszystko? Skończ marzyć. Jesteś szlamą! Nic nie wartą mugolaczką, która myśli, że jak tylko Malfoy się do niej odezwie to się w niej zakochał. Naiwna, głupia…
-Zamknij się w końcu Parckinson!- Podniosła głos i wyrwała się z uścisku Ślizgonki.  Jej ręka zwinnie wyciągnęła z torebki swoją różdżkę, a jej końcówką wymierzyła w dziewczynę.- Wojna się skończyła, a ty najwyraźniej nic się nie nauczyłaś. Nie ma już podziałów.  A jeśli uważasz inaczej to dorównujesz wszystkich śmierciożerców, którzy gniją w Azkabanie.  Radziłabym ci się jak najszybciej udać do swojego dormitorium, a jeśli nie to ten wieczór może zakończyć się tobie o wiele gorzej. Wizytą w gabinecie dyrektorki oraz odebraniem punktów, przekonują cię do powrotu?
Czarnowłosa fuknęła wściekła pod nosem, jednak odsunęła się od wściekłej Gryfonki na bezpieczną odległość.
-Nie obchodzi mnie, co o mnie myślisz- odpowiedziała ze spokojem.- Dla mnie liczy się tylko Dracon, a co za tym idzie… ty masz się od niego odczepić. Inaczej- przerwała.- Będziesz miała ze mną do czynienia.
-Grozisz osobie, która stoi przed tobą z wyciągniętą różdżką? Jesteś, aż tak głupia czy ślepa?- Hermiona przybliżyła się do niej, a końcówkę zaczarowanego patyka skierowała wprost w jej szyję.- Jeśli myślisz, że uda ci się mnie przestraszyć to jesteś w dużym błędzie.  Odejdź stąd dopóki mam jeszcze cierpliwość. A niech mnie tylko Merlin trzyma, bo powoli zaczynam ją tracić.
Pansy zmierzyła ją wzrokiem, jednak posłusznie oddaliła się od niej w kierunku lochów.
-Uważaj Granger- rzuciła na odchodne.- Teraz może i wygrałaś, ale pamiętaj, że ja tak łatwo się nie poddaję.
Hermiona jeszcze przez chwilę stała w korytarzu, obserwując odchodzącą Ślizgonkę. Jej serce biło szybko z powodu adrenaliny, która buzowała w jej organizmie. Opamiętała się, gdy delikatny wiaterek wdarł się do tej części Hogwartu i orzeźwił jej ciało mroźnym powiewem. Podeszła do ściany, wymawiając hasło. Gdy tylko weszła do dormitorium, poczuła dziwną pustkę, która tu panowała. Żadna ze świec nie paliła się, tworząc przyjemnego klimatu, a w kominku nie buchały płomienie. Było zimno, więc nie myśląc dłużej Hermiona, wyciągnęła różdżkę, sprawiając, że pomieszczenie rozlała fala ciepła. Usiadła na sofie, a swoje ramiona okryła kocem, który delikatnie podrażniał jej skórę. Pociągnęła nosem, gdy poczuła, że jej oczy szklą się, a obraz tańczących płomieni ognia, rozmazuję się. Nie czuła się silna. Wszystkie bariery puściły teraz, gdy mogła się spokojnie wypłakać. Nie lubiła, gdy ktoś widział jej łzy, a dzisiaj… była tylko ona. Zero zahamowań. Zero wstydu. Jej myśli powróciły do pierwszego dnia, kiedy w tym magicznym miejscu musiała uronić łzy. Pamiętała dobrze słowa Ron’a, który wyśmiewał ją, idąc z Harrym przez błonia. Pamiętała, jak strasznie się czuła, jak chciała uciec jak najdalej od wszystkich uczniów, od magii i od osób, których chciała uznać za przyjaciół. Później walka z trollem i wszystko się zmieniło, jednak nadal pozostały wspomnienia, które dziś dały o sobie znać. Przez jej głowę przemknął Draco. Czy z nim również było tak jak z nimi? Zranił ją, lecz teraz… nie czuje tej nienawiści. Wszystko się zmieniło. Przez jeden incydent, przez krótką chwilę. Aż tak niewiele potrzeba, aby wróg stał się przyjacielem, a przyjaciel stał się wrogiem?

* * *

Gdy tylko się przebudził, poczuł palący ból w klatce piersiowej.  Szybko rozszerzył powieki, aby sprawdzić gdzie się znajduje.   Wypuścił z ulgą powietrze, gdy poczuł wyraźny zapach ziół, a naprzeciwko siebie zauważył zarys innego łóżka. Rzucił okiem na swoje ciało, nie wiedział niczego, co mogłoby mu przeszkodzić wstać, więc postanowił podciągnąć się do pozycji siedzącej.  Złapał się za głowę, gdy poczuł ogromny ból w okolicy skroni. Masował delikatnie czoło, jednak ból nie ustępował.
-Panie Malfoy- usłyszał znany mu piskliwy głos pielęgniarki.- Proszę się położyć i odpoczywać.
Niechętnie wykonał jej rozkaz, a gdy opadł z powrotem na śnieżnobiałą poduszkę, ból nie był już taki uciążliwy, jednak cały czas czuł nieprzyjemne pulsowanie.  
-Szybko się pan przebudził-oznajmiła, podchodząc do niego.- To dobrze świadczy. Eliksir zadziałał, a ja muszę się zająć obrażeniami zewnętrznymi.
Malfoy nic nie odpowiedział. Jego myśli krążyły wokół tego feralnego wieczora. Przeklinał sam siebie za naiwność i ciekawość. Niepotrzebnie szedł do zakazanego lasu, a teraz musi swoje wycierpieć. Przetarł dłońmi twarz, próbując pobudzić się do życia.
-Proszę się nie ruszać. Muszę wetrzeć maść.
Blondyn popatrzył na podejrzaną substancję, którą kobieta trzymała w pudełeczku. Gdy tylko otworzyła wieczko do jego nosa doleciał przyprawiający o mdłości zapach.
-Nie- odpowiedział, starając się, aby jego głos brzmiał głośno.
-Na to akurat nie masz wpływu mój drogi- oświadczyła i zamoczyła palce w substancji. Szybko nałożyła na jego ramiona, a on poczuł jak zimno wraz z mrowieniem roznosi się po jego ciele.
-No i widzisz- uśmiechnęła się po chwili.- Skończyłam.
Malfoy odwrócił swoją głowę w przeciwnym kierunku niż jej twarz. Kobieta fuknęła pod nosem, zabierając ze sobą lekarstwa. Gdy wyszła za parawanu, ponownie odwróciła się do chłopaka.
-Masz gościa- odezwała się chłodno i zniknęła za białym materiałem.
Dracon ożywił się przez moment, chcąc zobaczyć jedną osobę, która sprawiłaby, że pobyt tutaj nie byłby, aż taki straszny. Jednak zamiast Hermiony, przeszedł ktoś inny. Dyrektorka szkoły miała na sobie długą, zieloną suknię, a włosy jak zawsze upięte w kok, chowały się pod spiczastym kapeluszem. Na jej ustach błąkał się uśmiech, a policzki wypełniały zdrowe rumieńce.
-Witam- przywitała się z blondynem i zajęła miejsce na krześle przy jego łóżku.
Blondyn przyjrzał się jej podejrzliwie, a kiedy chciał odpowiedzieć z jego gardła wydobył się cichy jęk.
-Ty się nie trudź. Przyszłam, aby zobaczyć czy nic panu nie jest- oznajmiła.- Nieźle nas pan nastraszył wczorajszej nocy.  Obrażenia nie były poważne, jednak miał pan dużo zadrapań i kilka głębszych ran na ciele. Ból głowy może być skutkiem upadku. Powinien przejść do jutra, a jeśli rany się zagoją… myślę, że już jutro wypuścimy cię ze skrzydła szpitalnego. 
Kobieta przerwała na chwilę i zerknęła na swoje dłonie. Wciągnęła do płuc świeże powietrze i kontynuowała swoją wypowiedź.
-Jednak pewnie jak już się zorientowałeś, nie przyszłam tylko po to, aby opowiedzieć ci o twoim stanie zdrowia. Chcę wiedzieć, co takiego wydarzyło się, kiedy zostałeś zaatakowany. Wiesz, kto to był? Może jakiś szczegół rzucił ci się w oczy?
Ślizgon zmarszczył czoło, powracając do swoich wspomnień. Bał się… Z każdym kolejnym krokiem powtarzał sobie, że najlepiej będzie zawrócić. Jednak odtrącał wtedy cały czas słowa swojej podświadomości. Czy zapragnął być w końcu tym, który ocali ten świat? Może tak. Pamiętał Mroczny Znak. Poświatę zielonego węża oraz jego jadowity syk.  Poczuł, że coś uderza w jego klatkę piersiową… czuł jak upada, nie mogąc się ratować. Gdy uderzył potylicą, zaczęło mu się kręcić w głowie, a wtedy… nieznajoma osoba podeszła do niego.  Zauważył kosmyk blond włosów, a później… ciemność.  Pokręcił głową, aby oderwać się od wspomnień. Wzrok dyrektorki nadal wpatrzony był w niego. Oczekiwała na odpowiedź.
Zaprzeczył, kręcąc głową. Kobieta uśmiechnęła się do niego smutno, poklepała po ramieniu i wstała z krzesła.
-Życzę powrotu do zdrowia- pożegnała się.- Gdybyś coś sobie przypomniał, wiesz gdzie mnie znaleźć.
Malfoy pokiwał głową. Opadał głową w poduszkę, a jego serce zabiło szybciej. Czemu było mu tak ciężko skłamać? Przełknął zalegającą mu ślinę i zamknął powieki. Tym razem to on pokaże światu, że może być bohaterem.
Gdy tylko się przebudził, poczuł palący ból w klatce piersiowej.  Szybko rozszerzył powieki, aby sprawdzić gdzie się znajduje.   Wypuścił z ulgą powietrze, gdy poczuł wyraźny zapach ziół, a naprzeciwko siebie zauważył zarys innego łóżka. Rzucił okiem na swoje ciało, nie wiedział niczego, co mogłoby mu przeszkodzić wstać, więc postanowił podciągnąć się do pozycji siedzącej.  Złapał się za głowę, gdy poczuł ogromny ból w okolicy skroni. Masował delikatnie czoło, jednak ból nie ustępował.
-Panie Malfoy- usłyszał znany mu piskliwy głos pielęgniarki.- Proszę się położyć i odpoczywać.
Niechętnie wykonał jej rozkaz, a gdy opadł z powrotem na śnieżnobiałą poduszkę, ból nie był już taki uciążliwy, jednak cały czas czuł nieprzyjemne pulsowanie.  
-Szybko się pan przebudził-oznajmiła, podchodząc do niego.- To dobrze świadczy. Eliksir zadziałał, a ja muszę się zająć obrażeniami zewnętrznymi.
Malfoy nic nie odpowiedział. Jego myśli krążyły wokół tego feralnego wieczora. Przeklinał sam siebie za naiwność i ciekawość. Niepotrzebnie szedł do zakazanego lasu, a teraz musi swoje wycierpieć. Przetarł dłońmi twarz, próbując pobudzić się do życia.
-Proszę się nie ruszać. Muszę wetrzeć maść.
Blondyn popatrzył na podejrzaną substancję, którą kobieta trzymała w pudełeczku. Gdy tylko otworzyła wieczko do jego nosa doleciał przyprawiający o mdłości zapach.
-Nie- odpowiedział, starając się, aby jego głos brzmiał głośno.
-Na to akurat nie masz wpływu mój drogi- oświadczyła i zamoczyła palce w substancji. Szybko nałożyła na jego ramiona, a on poczuł jak zimno wraz z mrowieniem roznosi się po jego ciele.
-No i widzisz- uśmiechnęła się po chwili.- Skończyłam.
Malfoy odwrócił swoją głowę w przeciwnym kierunku niż jej twarz. Kobieta fuknęła pod nosem, zabierając ze sobą lekarstwa. Gdy wyszła za parawanu, ponownie odwróciła się do chłopaka.
-Masz gościa- odezwała się chłodno i zniknęła za białym materiałem.
Dracon ożywił się przez moment, chcąc zobaczyć jedną osobę, która sprawiłaby, że pobyt tutaj nie byłby, aż taki straszny. Jednak zamiast Hermiony, przeszedł ktoś inny. Dyrektorka szkoły miała na sobie długą, zieloną suknię, a włosy jak zawsze upięte w kok, chowały się pod spiczastym kapeluszem. Na jej ustach błąkał się uśmiech, a policzki wypełniały zdrowe rumieńce.
-Witam- przywitała się z blondynem i zajęła miejsce na krześle przy jego łóżku.
Blondyn przyjrzał się jej podejrzliwie, a kiedy chciał odpowiedzieć z jego gardła wydobył się cichy jęk.
-Ty się nie trudź. Przyszłam, aby zobaczyć czy nic panu nie jest- oznajmiła.- Nieźle nas pan nastraszył wczorajszej nocy.  Obrażenia nie były poważne, jednak miał pan dużo zadrapań i kilka głębszych ran na ciele. Ból głowy może być skutkiem upadku. Powinien przejść do jutra, a jeśli rany się zagoją… myślę, że już jutro wypuścimy cię ze skrzydła szpitalnego. 
Kobieta przerwała na chwilę i zerknęła na swoje dłonie. Wciągnęła do płuc świeże powietrze i kontynuowała swoją wypowiedź.
-Jednak pewnie jak już się zorientowałeś, nie przyszłam tylko po to, aby opowiedzieć ci o twoim stanie zdrowia. Chcę wiedzieć, co takiego wydarzyło się, kiedy zostałeś zaatakowany. Wiesz, kto to był? Może jakiś szczegół rzucił ci się w oczy?
Ślizgon zmarszczył czoło, powracając do swoich wspomnień. Bał się… Z każdym kolejnym krokiem powtarzał sobie, że najlepiej będzie zawrócić. Jednak odtrącał wtedy cały czas słowa swojej podświadomości. Czy zapragnął być w końcu tym, który ocali ten świat? Może tak. Pamiętał Mroczny Znak. Poświatę zielonego węża oraz jego jadowity syk.  Poczuł, że coś uderza w jego klatkę piersiową… czuł jak upada, nie mogąc się ratować. Gdy uderzył potylicą, zaczęło mu się kręcić w głowie, a wtedy… nieznajoma osoba podeszła do niego.  Zauważył kosmyk blond włosów, a później… ciemność.  Pokręcił głową, aby oderwać się od wspomnień. Wzrok dyrektorki nadal wpatrzony był w niego. Oczekiwała na odpowiedź.
Zaprzeczył, kręcąc głową. Kobieta uśmiechnęła się do niego smutno, poklepała po ramieniu i wstała z krzesła.
-Życzę powrotu do zdrowia- pożegnała się.- Gdybyś coś sobie przypomniał, wiesz gdzie mnie znaleźć.
Malfoy pokiwał głową. Opadał głową w poduszkę, a jego serce zabiło szybciej. Czemu było mu tak ciężko skłamać? Przełknął zalegającą mu ślinę i zamknął powieki. Tym razem to on pokaże światu, że może być bohaterem.


 * * *

Szatynka powoli rozchyliła powieki, do których docierały promienie słońca, przedzierające się zza zasłony. Przez chwilę nieświadoma miejsca, gdzie się znajduje, rozejrzała się po pomieszczeniu i z zaskoczeniem stwierdziła, że wczoraj musiała zasnąć przed kominkiem. Drewno, które wczoraj płonęło, dając przyjemne ciepło, dziś leżało zwęglone. Sama czuła, że w niej również zgasł płomień nadziei. Wierzyła, że rzeczy jego rzeczy zmienią położenie, że drzwi do jego pokoju będą uchylone, a gdy spojrzy przez szparę zauważy go bezpiecznego. Jej wzrok skierował się do butelki Ognitej, która nieruszona stała na stoliczku przed nią. Opatuliła się dokładniej kocem i chwyciła za butelkę. Przystawiła ją do nosa, lecz gdy tylko poczuła zapach alkoholu, odsunęła ją od twarzy. Wstała ze sofy i ruszyła do toalety. Z jej twarzy nie mógł zejść cwany uśmiech, a gdy zawartość butelki znalazła się w zlewie z zadowoleniem spojrzała na swoje odbicie w lustrze.
-Masz za to co muszę teraz przeżywać-warknęła.
Odłożyła ją na szafkę przy prysznicu, po czym ponownie wróciła do pokoju. Jej myśli krążyły wokół przyczyny ataku na Dracona. Jej umysł pragnął informacji, jednak jedynym światkiem tego zdarzenia był tylko i wyłącznie poszkodowany, który leżał nieprzytomny w skrzydle szpitalnym. Weszła do pokoju z niemrawą miną. Nic nie szło po jej myśli, a do jej głowy nie przychodziło ani jedno rozwiązanie, aby dowiedzieć się więcej. Otworzyła szafę i szybko zmieniła ubrania na nowe, a na nie nałożyła szatę. Zegarek na jej nadgarstku wskazywał, że przed chwilą rozpoczęło się śniadanie. Nie śpiesząc się ruszyła do Wielkiej Sali. Korytarze wypełniały tłumy uczniów, którzy przeciskali się, aby jak najszybciej dotrzeć do jadalni. Gdy mijała klatkę schodową, która prowadziła do pokoju wspólnego Gryfonów, przystanęła, zauważając czuprynę czarnych jak węgiel włosów. Ich właściciel szedł nie zwracając uwagi, na zainteresowanych jego osobą uczniów. Twarz miał wygiętą w grymasie niezadowolenia, a jedną ręką trzymał się za głowę, mocno ściskając włosy. Hermiona podeszła do niego z założonymi rękami. Chłopak już chciał odgonić od siebie kolejną osobę, która chciała z nim porozmawiać, lecz gdy tylko zobaczył, że to Hermiona uśmiechnął się lekko.
-Nic nie mów… proszę- westchnął.
-Chcesz, żeby nie mówiła „ a nie mówiłam?”-Uśmiechnęła się wścibsko.
-Właśnie tak- odpowiedział i złapał ją za ramię.- Nie wiem jak zniosę ten tłum… czuję się jakbym wczoraj stał się zabawką dla płaczącej wierzby. Czy przypadkiem…?
Szatynka wybuchła śmiechem, jednak zauważając grymas na twarzy chłopaka, szybko skończyła się śmieć.
-Nie Harry-odpowiedziała.- Nie pozwoliłabym cię zanieść to tego przeklętego drzewa.
Zielone oczy przyjaciele spojrzały zza przyjaciółkę. Hermiona odwróciła się szybko, a gdy zauważyła, kto do nich idzie od razu zrobiła się czerwona ze złości. Daniel uśmiechnął się cwanie, jednak ominął szatynkę, jakby jej w ogóle nie było. Z kieszeni wyciągnął małą próbówkę, w której znajdował się jasna ciecz.
-Ciesz się, że twój kumpel myśli za ciebie- wcisnął mu przedmiot do ręki, rozglądając się na boki- Pij.
Dopiero, gdy Hermiona fuknęła pod nosem, Daniel zwrócił na nią uwagę.
-Coś ci nie pasuje Gragner?-Spytał.
-Tak! Ty mi nie pasujesz Khal- warknęła i złapała za rękę przyjaciela, który zdążył już wypić zawartość próbówki.
Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.
-Pomogło.
-Tak Harry, pomogło. A wiesz, dlaczego? Bo ten ‘wspaniały’ eliksir niweluje twoje złe samopoczucie, ale również jest w tej szkole zakazany. Czemu? A dlatego, że tutaj żaden z uczniów nie może pić.
-Nie uważasz, że troszeczkę przesadzasz- usłyszała ponownie znienawidzony głos za sobą.- Nie umiesz się bawić.
-Umiem, ale wiem również co to jest rozsądek.
-Nuda- ziewnął i wymienił rozbawione spojrzenia z Harrym.
Gryfonka ponownie fuknęła pod nosem i odeszła od dwójki chłopców, rzucając na przechodniów spojrzenie godne seryjnego zabójcy. Zaciskała pięści, za każdym razem, gdy przypominała sobie o zachowaniu przyjaciela. Nie rozumiała, czemu tak łatwo dał się omotać temu przebrzydłemu gadowi, jakim był Daniel. Czy nie widzi, jaki on naprawdę jest? Samolubny dureń!- Wrzasnęła w myślach i usadowiła się przy stole Gryffindor’u. Nałożyła na swój talerz jajecznicę oraz zabrała dwa tosty. Jej stresujący wieczór, spowodował, że to był jej pierwszy posiłek od wielu godzin, co skutecznie przypominał jej burczący brzuch.
-Nie złość się Mionka- usłyszała przy uchu.
Harry zajął miejsce koło niej i również zaczął pałaszować swoje śniadanie. Hermiona postanowiła nie mówić nic. Był poranek, a ona już chciała wrócić do pokoju i odizolować się tam od całego świata.
-Jesteś taka tępa- usłyszała piskliwy głos Brown.- Myślałam, że zależy ci na dochowaniu sekretu?
Dodała, kończąc charakterystycznym dla niej perfidnym uśmiechem. Szatynka spojrzała na Ginny, która cała czerwona na twarzy, spoglądała na swoją nową ‘przyjaciółkę’ z chęcią mordu. Swoją pieść zaciśniętą miała na widelcu, który wygiął się nienaturalnie, pod naporem jej siły.
-Może już czas?- Zapytała, wykrzywiając swoje usta.- Powiedzmy co się stało tak naprawdę.
-Możesz się w końcu zamknąć Lavender?- Spytała Hermiona z wyczuwalną wrogością w głosie.
-Ooo!-Krzyknęła.- Główna bohaterka naszej historii postanowiła włączyć się w rozmowę. Chyba nie może być już lepiej, nie sądzisz Ginny?
Ruda popatrzyła na Hermione błagalnym spojrzeniem, które jednak Gryfonka zignorowała. Wiedziała, że sprawa z Ginny była podejrzana. Harry mógł sobie udawać, że nic go nie obchodzi jej los, jednak Hermiona czuła, że dla chłopak nie jest ona obojętna. Tyle przeszli ze sobą. Tak samo jak one. Nie chciała, aby kilkanaście lat przyjaźni poszło na marne. Szukała idealnego momentu i los dał jej ten dzień.
-Ginny możesz mi wytłumaczyć o co w tym wszystkim chodzi?- Zapytała spokojnie.- Czemu się od nas odwróciłaś? Przecież wiesz, że zawsze mogłaś na nas liczyć.
-Ja...
Jej wypowiedź przerwał głośny śmiech blondynki.
-Twoja przyjaciółeczka ukrywała coś przed tobą, wiedziałaś?-Przerwała i spojrzała na Harry’ego- Z resztą jak cała ta twoja paczka.
-Lavender… chce porozmawiać z Ginny.
-Błąd! Powinnaś rozmawiać właśnie ze mną- uśmiechnęła się do Rudej.- Mam już dość tych kłamstw oraz niedomówień. Harry i Ginny ukrywali przed tobą bardzo istotną sprawę, która działa się przez całe wakacje i trwa do teraz.
-Lavender!-Krzyknął Harry.
Dziewczyna spojrzała prosto w oczy Gryfonki i uśmiechnęła się wrednie.
-Jestem z Ronem.
Serce szatynki zabiło mocniej, jednak na jej ustach pojawił się sztuczny uśmiech.
-Hermiona… ja chciałem ci powiedzieć, ale on powiedział, że się zmieni. Obiecał!
Odwróciła się w stronę Harry’ego. Jego oczy patrzyły na nią błagalnie, jednak ona nie potrafiła. Wszystko się nagromadziło. Teraz jeszcze to. Osoby, które darzyła szczerym i wielkim zaufaniem… skrywały przed nią prawdę. Może i bolesną. Może i to było dla jej dobra, jednak… sam fakt. Szatynka wolała zawsze szczerą prawdę, niż kłamstwo. Odwróciła wzrok od Pottera i przyjrzała się Ginny, do której oczu powoli napływały łzy. Tak bardzo tęskniła za nią, za jej przyjaźnią i radą. Jednak teraz pojawiło się to ‘ale’, które nie pozwoliło jej przebaczyć od razu. Oczywiście, chciałaby się rzucić w jej ramiona, przytulić ją z całych sił i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.
-Miona. Ja… myślałam, że to będzie dla ciebie zbyt bolesne. Myślałam.
Szatynka pokręciła głową.
-Nic nie mów.
Odparła i zabrała torbę z książkami. Wyszła z Sali. Chciała odpocząć od otaczającej jej rzeczywistości, jednak wszystko się na nią uwzięło. Rozpięła guzik koszuli przy szyi, aby chociaż odrobina świeżego powietrza mogła ochłodzić jej rozgrzane ze złości ciało. Przeszła przez wielkie drzwi, prowadzące na błonia i zajęła jej ulubione miejsce przy jeziorze. Jednym skinieniem różdżki wysuszyła trawę, na której usiadła. Spojrzała w niebo i uśmiechnęła się, gdy promienie słońca przedarły się przez chmury, oświetlając jej twarz. W oddali rozległ się ciszy śpiew ptaków, a od jeziora można było pochwycić dźwięk cichego bulgotania. Hermiona czuła, że wszystko stanęło. Tego potrzebowała. Ciszy. Spokoju.


  • w rozdziale pojawia się mała korekta, która pozbawia rozdziału 9 końcowej części. Dzięki uwadze mojej przyjaciółki, stwierdziłam, że o wiele lepiej część z Draco po przebudzeniu będzie prezentowała się tutaj, więc nie zrażajcie się, gdy przeczytacie to samo :P Dziękuję za wielkie zainteresowanie miniaturką oraz za tak wielką liczbę wyświetleń i komentarzy! Jesteście wspaniali <3