piątek, 24 lipca 2015

—21. The look in your eye was stronger than words




Czuł pulsujący ból, który ciągnął się od głowy i rozprzestrzeniał się po całym obolałym ciele. Uchylił delikatnie powieki, lecz równie szybko je zamknął. Spróbował raz jeszcze, po czym szybko pomrugał kilkakrotnie, aby przyzwyczaić się do światła, które wpadało przez uchylone okna w pomieszczeniu. Z wielkim wysiłkiem podniósł się i oparł swoje plecy o wielką białą poduszkę. Rozejrzał się, poznając w pomieszczeniu Skrzydło Szpitalne. Jego myśli wróciły do wczorajszego dnia. Bójka z Danielem, wizyta u profesor Galtheli i dziwne zjawisko, które pojawiło się, gdy wracał do swojego dormitorium. Z zmyśleń wyrwał go głośny i piskliwy głos dziewczyny, która najwidoczniej kłóciła się z pielęgniarką o wejście do skrzydła. Po chwili jednak uniesione głosy ucichły, a w pomieszczeniu rozległ się stukot obcasów. Już po chwili zasłony, które dawały mu wymarzoną prywatność, rozsunęły się, a w nich pojawiła się niska Ślizgonka. Gdy tylko zobaczyła, że jest przytomny na jej usta wkradł się wielki uśmiech, a w oczach zaiskrzyło ze szczęścia. Szybko pokonała dzielącą ich odległość i przysiadła na boku łóżka. Jej ręka złapała jego i mocno ścisnęła, próbując dodać mu otuchy.
-W końcu się obudziłeś- zaczęła, a w jej głosie można było dosłyszeć ulgę.-Tak strasznie się martwiłam… gdy, gdy wtedy cię znalazłam byłeś już nieprzytomny. Oh Draco…
Przerwała i wolną rękę położyła na jego policzku, po czym kciukiem przejechała po jego szorstkiej skórze.
-Tak się bałam…
Jej oczy zaszkliły się od łez, a z ust wydobył się cichy szloch. Dopiero wtedy Dracon otrzeźwiał. Wyplątał swoją dłoń z jej nachalnego uścisku i spojrzał na nią, próbując zakomunikować, aby go nie dotykała. Pansy zabrała szybko dłonie i założyła ręce na piersi. Lecz nadal jej wzrok wędrował po jego twarzy, sprawiając, że czuł się okropnie niekomfortowo.
-Chciałbym ci podziękować Pansy- zaczął i przerwał, próbując dobrać jak najodpowiedniejsze słowa.- Nie wiem co by było, gdybyś się wtedy nie zjawiła.
W oczach dziewczyny ponownie pojawiły się łzy, a usta wykrzywiły się w uśmiechu. Ponownie chciała złapać go za dłoń, lecz jednak w ostatniej chwili rozmyśliła się i położyła swoje dłonie na nogach, ściskając palcami swoje kolana.
-To nic takiego Draco-uśmiechnęła się delikatnie i założyła włosy za ucho.- To było tylko omdlenie.
Blondyn fuknął pod nosem. Omdlenie, jasne. Jednak teraz coś innego zwróciło jego uwagę. Draco przyjrzał się dokładnie Pansy. Gdzie podziała się dziewczyna, którą kiedyś znał i lubił? Jej fanatyzm stał się dla niej chorobą, która powoli zabijała piękną i utalentowaną dziewczynę. Kochała go, a on nie mógł jej dać tego samego. Uśmiechnął się do siebie, uświadamiając sobie, że jego serce jest już zajęte. Przez osobę, która może w tym momencie szczerze go nienawidzi. Skierował swój wzrok prosto w oczy Pansy.
-Pansy…-zaczął, a ona drgnęła, gdy tylko wymówił jej imię.- Wiesz, że nigdy nie będziemy już razem? Może i w tej chwili jestem, aż za nadto bezpośredni, lecz chce dać ci szansę. Proszę cię, wysłuchaj mnie… zapomnij o mnie, znajdź sobie kogoś kto się tobą zaopiekuję, da ci szczęście, ja…
-Ale Draco!- oburzyła się, a z jej oczu w końcu poleciały pierwsze łzy.- Ja cię nie zostawię, nigdy.
-Pansy-przerwał jej, podnosząc głos.- Między nami wszystko skończone. Przestań wchodzić w dziwne układy z Khalem, przestań rozsiewać plotki o nas, przestań mnie kochać. Proszę…
Nagle wyraz twarzy dziewczyny zmienił się diametralnie. Z błagalnej i delikatnej dziewczyny zmieniła się w istną kreaturę targaną przez nienawiść i zazdrość. Gwałtownie wstała z łóżka i spojrzała na niego wyzywająco.
-A więc chodzi ci tylko i wyłącznie o nią, co?!- fuknęła gniewnie.- Oczywiście, że o nią! Biedna, mała Gryfoneczka. Zmyliły cię słodkie słówka i maślane oczy. Jak możesz być taki głupi Draco?! Bratasz się ze szlamą, Gryfonką i ponad to przyjaciółeczką Pottera! Upadłeś na głowę!
Odeszła od jego łóżka i skierowała się ku zasłonek, jednak odwróciła się i złapała rękami za metalowe pręty łóżka. Na jej ustach pojawił się kpiący uśmiech, który nie pasował do jej okrągłej, dziecięcej twarzy.
-Zapomnij o niej Draco radzę ci dobrze- wysyczała.- Ona jest już czyjąś własnością, a on nie lubi się dzielić. Upomni się o swojego zwierzaka.
Dyskretnie potarła rękaw swojej szaty na lewym przedramieniu, po czym wyszła nie zaszczycając go spojrzeniem. Draco wpatrywał się tępo w pustą przestrzeń przed sobą, do momentu, kiedy nie przyszła do niego pielęgniarka. Wymienił z nią kilka zdań o swoim stanie, który ona skomentowała tylko:
-Musi pan więcej uważać, nie przemęczać się i przede wszystkim dużo spać! Pański organizm jest osłabiony, więc nic dziwnego, że omdlał pan na korytarzu.
Ponownie nie powstrzymał się od fuknięcia, które pielęgniarka skomentowała krótkim spojrzeniem. Krzątała się przy nim, co po chwilę podając mu leki lub eliksiry. On przyjmował je bez zarzutów, lecz myślami był gdzieś daleko. Pansy… ona, ona wiedziała. Ale od kogo? Skąd? Nawet on nie wiedział o planach oddania Hermiony jednemu ze śmierciożerów. Pomimo śmieri Voldemorta wielu sługusów przywiązało się do jego obietnic i nawet po jego śmierci kierowało się jego zasadami. Bał się. Cholernie bał się o Granger. Musiał jej to powiedzieć, lecz… co jeśli Pansy się zgrywała? Jeśli tak naprawdę nic jej nie grozi? Nie, nie, nie. I tak będzie musiał starać się nią opiekować za wszelką cenę. Nie mógłby sobie wybaczyć, gdyby coś jej się stało. Z przejęcia nawet nie zauważył jak podwinął rękaw piżamy i przyglądał się Mrocznemu Znakowi na swoim przedramieniu. Dopiero, gdy ponownie wkroczyła pielęgniarka szybko zaniechał tej czynności.
-Podam ci teraz eliksir słodkiego snu- powiadomiła go i odkorkowała fiolkę.
Podała go mu, a on od razu wypił całość. Potrzebował przerwy. Od świata. Od myśli. Od wszystkiego. Sen był dla niego wybawieniem. Kiedy się obudzi wtedy będzie musiał wymyślić plan, aby utrzymać Gryfonkę przy sobie. Bezpieczną.

***
Hermiona rozsiadła się wraz z przyjaciółmi na kocu przy jeziorze. Jego tafla falowała pod wpływem wiatru, który smagał go zimnymi podmuchami, wywołując fale. Hermiona wtuliła się w swój gruby, zimowy sweter, który dostała od pani Weasley na święta. Wielka litera H widniała na jej klatce piersiowej wydziergana ze złotej włóczki. Uwielbiała go. Był delikatny w dotyku i ciepły. Przysunęła do siebie kolana, po czym i je przykryła swetrem. Ginny już po chwili odeszła od nich, zawołana przez koleżanki z młodszego rocznika. Zostali sami. Pierwszy raz od dłuższego czasu mogli porozmawiać na spokojnie, bez wścibskich oczu. Jednak, gdy ta możliwość się nadarzyła nie wiedzieli jak zacząć. Harry po chwili spojrzał na nią, a na jego ustach pojawił się słaby uśmiech.
-Jak się czujesz?-spytał, a ona wiedziała, że nawiązywał do wczorajszych wydarzeń.
-Kiepsko, ale staram się o tym nie myśleć- przyznała i odpowiedziała mu uśmiechem.
-Rozmawiałem wczoraj z Danielem, gdy pielęgniarka nastawiała mu nos, przyznał, że specjalnie wywołał to całe zamieszanie.
Hermiona fuknęła zdenerwowana pod nosem, a całe jej ciało napięło się słysząc imię Ślizgona. Harry przyglądał się jej uważnie.
-On szukał cię wczoraj żeby cię przeprosić… on wie, że nie powinien…
-To czemu to zrobił Harry?- przerwała mu z wyrzutem.- Wiem, że go lubisz i go bronisz, ale jego wczorajsze zachowanie przekroczyło wszelkie granice!
Harry westchnął.
-Dobrze wiesz, że zaczął Malfoy…-Hermiona otworzyła już buzię, lecz Harry szybko ponownie zaczął mówić.- Lecz nie twierdzę, że cała wina leży po jego stronie. Obydwoje są winni.
Hermiona skuliła się w sobie i otuliła ramionami swoje nogi. Czuła się tak niepewnie. Sama nie wiedziała ile może powiedzieć Harry’emu. Teraz, kiedy przyjaźnił się z Danielem, nie była pewna swoich słów, obawiała się, że wszystko może usłyszeć Khal. To nie tak, że nie ufała Harry’emu, lecz dobrze wiedziała, jaki jest Ślizgon. Może wyciągnąć z niego informacje, a Harry nawet nie zauważy. Westchnęła jednak głośno i postanowiła zaryzykować. Musiała się komuś wygadać. Potrzebowała wsparcia.
-Harry…
-Tak?- przybliżył się do niej, sprawiając, że poczuła się pewniej.
-Zagubiłam się- wyznała szybko, chcąc nie trzymać w sobie tego dłużej.- Odejście Rona, znajomość z Draconem, jego dziwne wypadki, Daniel i jego zachowanie. To wszystko mnie przerasta, a ja czuję się jak mała dziewczynka, która stoi pośrodku tego całego zamieszania nie wiedząc co zrobić.
Na ustach Harry’ego pojawił się nikły uśmiech rozbawienia.
-Bawi cię to?-zapytała z wyrzutem.
-Oczywiście, że nie!- wyznał.- Lecz… to wszystko wydaje się takie nierealne. Wiesz… problemy nastolatków. Miłość. Przyjaźń. Odrzucenie. Wydaje mi się, że przez wojnę musieliśmy szybciej dorosnąć, a teraz to wszystko wraca do nas ze zdwojoną siłą.
-Nie chcesz mi powiedzieć, że jutro będę przechodziła typowy bunt nastolatki i przefarbuje swoje włosy na różowo?- uśmiechnęła się do niego, a on zaśmiał się głośno.
-Wiesz o co mi dokładnie chodzi- spojrzał na nią, a w jego oczach dostrzegła zrozumienie i troskę.- Wszystko się zmieniło. Nie ma Voldemorta, a my w końcu możemy odpocząć. Ale chyba z przyzwyczajenia szukamy sobie kłopotów.
-To raczej one zawsze znajdywały nas-skomentowała krótko, ponownie wywołując na ustach Gryfona uśmiech.
-Może ci się teraz wydawać, że jesteś w beznadziejnej sytuacji, ale to tylko życie, które zawsze utrudniało nam działanie. Spróbuj dumnie wypiąć pierś i przejść przez to z podniesioną głową. Rób to na co masz ochotę!
-Dziękuję Harry- uśmiechnęła się do niego i z całej siły przytuliła go do siebie.
Jego słowa powoli trafiały do jej umysłu, kształtując się w plan. Czy nie może pozwolić sobie choć na chwilę wytchnienia? Zrobić coś na co ma ochotę… a teraz najbardziej chce sprawdzić co dzieje się z Draconem. Gdy tylko informacja o jego pobycie w Skrzydle Szpitalnym rozniosła się po szkole, ona nie mogła skupić się na niczym innym. Wszyscy twierdzili, że to przez wczorajszą bójkę blondyn zemdlał, lecz jej nie pasowała ta wersja wydarzeń. Jeśli profesor Galthea wzięła go do swoich komnat i podała mu odpowiednie eliksiry, nie jest możliwym żeby wypuściła go z nich w kiepskim stanie. Coś ewidentnie śmierdziało jej w tej sprawie. Nagle z zmyśleń wyrwał ją głos Ginny, która przysiadła się obok niej i z uśmiechem podała im listy z zieloną pieczęcią, na której widniały inicjały nauczyciela eliksirów. Spojrzała na przyjaciółkę zaskoczona.
-Co to jest?- spytała.
-Zaproszenia. Profesor Slughorn spotkał mnie na korytarzu i kazał wam przekazać. Był taki podekscytowany, wydaje mi się, że szykuje się kolejna wielka impreza.
-Wspaniale- wyszeptała Hermiona, przypominając sobie ostatnie zdarzenia z przyjęcia profesora.

***

Gdy skończyły się dzisiejsze zajęcia, Hermiona pożegnała się z Harry, tuląc go do siebie mocno.
-A gdzie się wybierasz?- spytał, gdy już wypuściła go ze swoich objęć.
-Biorę życie w swoje ręce- uśmiechnęła się do niego i zaraz zniknęła za jedną z kolumn.
Biegła ile sił w nogach. Jej włosy falowały, uderzając w jej zaczerwienione policzka. Z jej ust nie mógł zejść uśmiech. Szła się z nim zobaczyć. Musiała sprawdzić jak się czuję i czy wszystko z nim w porządku. W zapewnienia Pansy nie mogła wierzyć. Dziewczyna cały dzień z przejęciem rozpowiadała szkole o jej miłości do Dracona i że to dzięki niej potrafiła go znaleźć w momencie, gdy miał kłopoty. Gryfonka skomentowała to tylko cichym prychnięciem. Jednak dowiedziała się czegoś ważnego… obudził się. Przystanęła nagle. W jej głowie pojawiły się wątpliwości, które starała się odgonić od siebie przez cały dzień. Co jeśli on nie chce jej widzieć? Ich relację od jakiegoś czasu nie brną w dobrą stronę, lecz wtedy…bił się o nią. Była ciekawa początku ich kłótni, chciała dowiedzieć się wszystkiego. Jedyną możliwością, aby zaspokoiła swoją ciekawość, było spotkanie z Draconem. Wciągnęła do płuc świeże powietrze i z zdeterminowaną miną ruszyła ponownie w stronę Skrzydła Szpitalnego. Jej dłonie pociły się, a nogi drżały. Zbeształa się za to w myślach. Nie była typową nastolatką, która mogła tak się zachowywać. A może chciała tego? Może chciała poczuć motylki w swoim brzuchu, zakochać się pierwszy raz… na zawsze. Z zamyślenia wyrwał ją donośny, piskliwy głos, który kłócił się ze spokojnym i zdeterminowanym. Przystanęła i schowała się za kolumną. Wychyliła się odrobinkę, aby zobaczyć, co się dzieję. Przy drzwiach stała Pansy. Na jej twarzy malowało się zdenerwowanie, lecz również dominacja. Była pewna swoich racji. Nie zwracała nawet uwagi na słowa pielęgniarki, które przeczyły kompletnie jej wymysłom.
-Panno Parkinson- upomniała ją po raz kolejny.- Nie wejdzie pani teraz do Dracona, ponieważ musi odpoczywać.
-Ale ja jestem jego dziewczyną!- oburzyła się.- Ja MUSZĘ się tam dostać i to teraz.
Ponownie natarła na pielęgniarkę, która jednak bez problemu odsunęła ją od drzwi. Wzrok starszej kobiety patrzył na dziewczynę wyraźnie zmęczony jej przedstawieniem.
-Pan Malfoy nie życzy sobie na razie niczyich odwiedzin- powiedziała twardo.- Proszę przyjść jutro, a może wtedy będzie czuł się lepiej, aby się z panią spotkać.
Drzwi zatrzasnęły się, a Ślizgonka fuknęła ze złości i tupnęła nogą. Mamrocząc coś pod nosem skierowała swoje kroki w stronę Hermiony. Dziewczyna zbyt wolno oprzytomniała i gdy próbowała uciec, uderzyła prosto w zbroje, która jak na złość stanęła jej na drodze. Huk od razu zaalarmował czarnowłosą, która już po chwili stała przed Gryfonką z ironicznym uśmiechem na ustach oraz szaleństwem w oczach.
-Kogo ja tu widzę? Wszystko wiedząca Granger. Co tutaj robisz?!
Hermiona spojrzała na nią, marszcząc czoło. Obawiała się dziewczyny. Po przedstawieniu, jakim zrobili wraz z Danielem, zrobiła się jeszcze bardziej drażliwa. Jej wzrok prześladował ją ciągle.
-Nie twoja sprawa- odpowiedziała naturalnie, a jej brwi skierowały się ku górze. Zdziwiła się, że jej głos nie załamał się podczas odpowiedzi.-Wydaje mi się, że nie muszę ci się spowiadać, z każdego mojego ruchu.
Pansy zaczerwieniła się na policzkach i złączyła dłonie w pięści. Szczerze nienawidziła dziewczyny, która stała przed nią. Nie mogła znaleźć odpowiedzi na to co w niej widział Dracon. Nie była szczupła. Nie była ładna. Była tą samą brzydką kujonicą co zawsze… a on jednak nie potrafił spuścić z niej oka. Coś w niej pękło. Ze złości, aż kipiała. Zazdrość o swojego ukochanego dodatkowo spotęgowała wszystkie uczucia. Nie myśląc rzuciła się na dziewczynę, chcąc przyprzeć ją do muru, jednak Hermiona spodziewała się takiego ruchu. Jednym skinieniem różdżki i cichą formułką, wypowiedzianą szeptem, sprawiła, że dziewczyna zastygła w bezruchu.
-Odejmuję Slytherinowi 30 punktów za atak na Prefekta Naczelnego- powiedziała surowym tonem, choć jej klatka unosiła się ze zdenerwowania.- Za pierwszym razem tylko cię ostrzegłam, dzisiaj przebrała się miarka, jeśli… jeśli kiedykolwiek spróbujesz ponownie się na mnie rzucić panno Parkinson, nie będę już taka dobroduszna i załatwię pani miesięczny szlaban. A teraz żegnam.
Uśmiechnęła się miło i zdjęła klątwę. Oszołomiona Ślizgonka upadła na podłogę, łapiąc do płuc powietrze. Kiedy podniosła wzrok pani Prefekt już nie było. Zostawiła ją pełną niewyładowanej złości, z mnóstwem planów na zemstę. 

***
Było już grubo po północy, gdy zakończyła swój samotny patrol. Dzisiejsza noc okazała się być spokojna. Nie spotkała ani jednego włóczącego się po korytarzach ucznia i dzięki temu z czystym sumieniem mogła wrócić do swojego dormitorium, nie odejmując wcześniej punktów. Jednak, gdy weszła do środka poczuła pustkę. W powietrzu nie unosił się nieznośny zapach Ognistej, w kominku nie palił się ogień, a drzwi do jego pokoju były zamknięte. Westchnęła, zdejmując z siebie czarny sweter i rzucając nim w kanapę. Kilkoma ruchami różdżki wygładziła materiał swojej białej koszuli oraz czarnej spódnicy. W jej głowie panował istny chaos. Jedna połówka walczyła o jej uwagę, cały czas próbując wydrzeć się na prowadzenie wraz ze swoim pomysłem. Druga, kontrolowana przez Gryfonkę, upierała się przy tym, aby jak najszybciej pozbyć się niechcianych myśli. Jednak już po chwili nie zdołała wygrać. Wybiegła z dormitorium i jak najciszej potrafiła dotarła do Skrzydła Szpitalnego. Wtargnięcie tam po cichy nocnej okazało się być prostsze niż myślała. Gdy tylko znalazła się w pomieszczeniu zauważyła panią Pomfrey, która drzemała na krześle w swoim gabinecie. Mimowolnie na jej ustach pojawił się uśmiech. Jak na razie wszystko szło po jej myśli. Ustawiła zaklęcia ostrzegające na drzwi medyczki, aby w razie potrzeby być zaalarmowaną wcześniej o jej wyjściu z gabinetu. Rozejrzała się szybko po pomieszczeniu. Tylko jedno łóżko było zakryte śnieżnobiałą zasłonką, co ułatwiało sprawę. Szybko znalazła się przy niej i przystanęła. Dopiero teraz zaczęły narastać w niej wątpliwości, które próbowała zagłuszyć, jednak obawiała się. Reakcja Dracona mogła być przeróżna, a ona nie chciała wyjść na… na kogo? Na zakochaną? Pokręciła szybko głową i w przypływie nagłej odwagi, delikatnie uchyliła zasłonki. Zajrzała do środka. Jej oczom ukazał się kształt zagrzebany w kołdrę z błogim wyrazem na twarzy. Ponownie uśmiechnęła się do siebie. Nie kontrolując swojego caiła podeszła do łóżka i usiadła na krześle obok niego. Jej wzrok spoczął na jego twarzy, na której nie było ani jednej rysy zdenerwowania, powagi… niczego. Był to najpiękniejszy widok, który widziała w swoim życiu. Ponownie pokręciła głową, chcąc, aby ta myśl uciekła jak najdalej. Co ona bredzi? Westchnęła i założyła włosy za uszy. Coraz bardziej zaczynała obawiać się swoich reakcji. Jej ciało już wcześniej przestało jej słuchać, lecz teraz również jej rozum? Gdzie podziała się ta dziewczyna, która miała nad wszystkim kontrolę? Ona nigdy nie pozwoliłaby, aby ta sytuacja dojrzała, aż do takiego momentu. Kim więc jest? Jak to możliwe, aby tak się zmieniła? Harry mówił, że po wojnie każdy się zmienia. Może ona straciła w tym wszystkim dawną siebie. Chciała zacząć żyć… jak normalna nastolatka. Musiała dać szansę nowej sobie. Co innego jej zostało? Ponownie przeniosła wzrok na blondyna. Delikatnie przekręcił się w bok, a jego dłoń, która przed chwilą podtrzymywała głowę, opadła obok niej. Nie wiedziała, czemu tak postępuję, lecz ponownie jej rozum zaszedł mgłą i nie pozwolił, aby zdrowy rozsądek mógł kierować tą sytuacją. Jej drobna dłoń dotknęła jego. Jej kościste palce zaplotły się z jego. Poczuła ciepło bijące od jego skóry. Nie był zimny. Nie był tym, kim był kiedyś. Teraz był Draconem. Jej Draconem. Jej przyjacielem. Pomocnikiem. Powiernikiem. Jej… Zatrzymała się. Gdzieś w głębi poczuła rosnącą w niej panikę. Wstała z krzesła i rozłączyła swoje palce od jego. Chciała odejść zanim jej serce podsunie jej słowo, które później będzie ją prześladowało. Jednak coś ją powstrzymało. Obejrzała się, a wtedy jej czekoladowe oczy spotkały się z jego szarymi. Jego zaspany wyraz twarzy oraz iskierki szczęścia, które skakały w jego oczach, sprawiły, że ugięły się pod nią kolana. Nagły uścisk na jej dłoni, sprawił, że oprzytomniała. Spojrzała w dół, a wtedy zauważyła, że jego dłoń trzyma jej. Jego kciuk z wielką czułością gładzi jej delikatną skórę, która przez jego dotyk, aż wariuje. Ponownie podniosła wzrok na niego.
-Hermiona…-poczuła jak jego dłoń ściska jej mocniej, jakby obawiając się, że jest tylko produkcją jego wyobraźni.- Zostań. Proszę.
Wyszeptał, a ona opadła na krzesło obok jego łóżka. Nie potrafiła sobie odpowiedzieć, czy to jego oczy, które wpatrywały się w nią z taką tęsknotą, czy jego słowa tak bardzo trafiły do jej serca. Jednak i to i to sprawiło, że nie puściła jego dłoni. Tkwili tak przed moment, choć obydwoje chcieli, aby ta chwila trwała dłużej.

  • witam! To aż niewiarygodne, że rozdział pojawił się tylko z tygodniową przerwą. Jestem z siebie dumna. Rozdział... podoba mi się. Może nic szczególnego się nie dzieje, ale czasami potrzeba chwilowego zwolnienia tempa. Chcę przeprosić za jakiekolwiek błędy, które znalazły się w tym rozdziale. Dodaję go w pośpiechu, aby wyrobić się z terminem. Jednak, gdy tylko znajdę czas, postaram się przeczytać go jeszcze raz i poprawić wszystkie niedociągnięcia. 



piątek, 17 lipca 2015

—20. Just a little bit of jealousy


See you brought out the best of me
A part of me I've never seen
You took my soul and wiped it clean

Czuł się okropnie. Rozsadzała go złość do siebie, do Zabiniego… do całego przeklętego świata! Nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciel mógł podejrzewać go o coś takiego. Zmienił się! Od początku roku próbował wywrócić swoje życie do góry nogami, a i tak nadal trudno było mu odkleić od siebie plakietkę jego dawnej postaci. Zabini dość brutalnie mu o tym przypomniał. To nie tak, że nie był świadomy tego, że ludzie mu nie uwierzą, był przekonany że będą widzieli w jego przemianie kolejny spisek czy też plan na wyjście z sytuacji bez winy , lecz on… on naprawdę starał się coś zmienić. Złączył palce w pięść i z całej siły uderzył nią w ścianę obok. Poczuł pulsujący ból, który jednak okazał się być idealnym sposobem by zapomnieć o panującym w jego głowie chaosie. Westchnął głośno i wciągnął do płuc powietrze, które nadal przesiąkło wonią alkoholu i potu. Otworzył oczy i spojrzał na swoją dłoń, opierającą się o lodowatą ścianę lochów. Z kostek zdarł sobie skórę, powodując, że z ran zaczęła powoli sączyć się krew. Momentalnie sięgnął po krawat, aby opatrzyć swoją dłoń, jednak go nie zastał. Szybko obrócił się w stronę damskich dormitoriów, lecz na jego drodze pojawiła się przeszkoda. Wysoki Ślizgon patrzył na niego uważnie, a jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Draco ścisnął ponownie dłonie w pięści, tym razem jednak ból spowodowany przez rany uniemożliwiał mu zaciśnięcia palców jednej dłoni, zrezygnował i schował ją do kieszeni.
-Napatrzyłeś się Khal?- Warknął i zmierzył go wzrokiem.
Odpowiedział mu cichy, lecz mrożący krew w żyłach chichot. Daniel podszedł do blondyna i uśmiechnął się ironicznie, ukazując rządek śnieżnobiałych zębów.
-A żebyś wiedział Malfoy – odpowiedział mu z dziwną nutką zadowolenia w głosie.- Rzadko można cię tutaj zobaczyć. Ostatnio chyba jesteś dość zajęty… Czyżby fucha prefekta nie dawała ci wytrwania, czy może ta mała Gryfoneczka, hmm?
Jego brwi sugestywnie skierowały się ku górze, a kącik jego ust wykrzywił się w grymasie. Draco przymrużył oczy zdenerwowany.
-Radzę ci się od niej trzymać z daleka Khal. Jeśli choć raz zobaczę cię przy niej…- skierował w jego stronę wskazujący palec.
Daniel spojrzał na niego z drwiną i położył na jego dłoni rękę, po czym opuścił ją do dołu.
-Już dawno straciłeś tutaj siłę Malfoy- uśmiechnął się, i wskazał na jego dłoń.- Twoje rozkazy… na nikogo nie działają, a może nawet delikatnie śmiesza. Stałeś się nikim i nigdy już nie wrócisz na prostą. Trzymaj się tego, w czym jesteś przynajmniej dobry… uważaj tylko, bo czasami przytrafiają się różne wypadki, a kafel może odbić się właśnie w twoją stronę.
Wyminął blondyna z wielkim uśmiechem satysfakcji i ruszył w stronę wyjścia z dormitorium. Przystanął jednak na chwilę, odwrócił się i zmierzył go z pogardą.
-O Hermionę się nie martw… chyba sprawdziłem się wczorajszej nocy, jako jej opiekun- przeczesał swoje włosy dłonią i zmarszczył czoło.- Raczej martwiłbym się o ciebie. Naszej Gryfoneczce raczej nie spodoba się wiadomość, z kim spędziłeś ostatnią noc, a przyznajmy tak szczerzę, wydaje mi się, że twoja kompanka tak samo jak jej przyjaciółka nie potrafią trzymać języka za zębami.
Draco odwrócił się w jego stronę, lecz słowa jakby uwięzły mu w gardle. Stał jak sparaliżowany wpatrując się w człowieka, który był jego kolejną przeszkodą na drodze do normalnego życia. Daniel ponownie uraczył go uśmieszkiem.
-Życzę miłego poranka- wycedził i zniknął za wyjściem z domu Salazara Slytherina.
***

Postawiła kropkę, która przez nowo nabyty atrament rozpłynęła się, tworząc dziwaczny kształt. Westchnęła zdenerwowana, lecz szybko za pomocą różdżki pozbyła się kleksa i poprawiła go na idealną kropkę. Odłożyła pergamin z wypracowaniem i zamknęła wszystkie książki, które później zabrała ze sobą. Podeszła do swojej osobistej biblioteczki i odłożyła księgi na miejsce. Jej uwagę zwróciły promienie słońca, które oświetlały jej zbiory. Odwróciła głowę w kierunku okna, a na jej ustach pojawił się ogromny uśmiech. Złapała szybko za płaszcz, który w biegu ubrała na siebie i wybiegła ze szkoły. Gdy tylko znalazła się na błoniach, jej włosy porwał wiatr, który niósł ze sobą ciepłe powietrze, wypełnione zapachami jesieni. Pomimo tego, że zbliżała się zima, pogoda płatała uczniom figle. Niektórzy z utęsknieniem czekali na śnieg, lecz on jak na złość nie chciał spaść. Hermiona jednak należała do mniejszości, która cieszyła się każdym, nawet delikatnym, promieniem słońca, który przebijał się przez szare, gęste chmury. Dziewczyna usiadła na jednej z kamiennych ławek. Jej wspomnienia zawędrowały do momentu, gdy pocałowała tutaj Dracona i jej uśmiech zrzedł. Nie wiedziała, czemu czuła dziwne ukłucie w klatce, czemu jej oczy zaszkliły się mgłą i łzami, a już na pewno nie wiedziała, czemu poczuła pustkę. Nie wiedziała, na czym stoi, to było najgorsze uczucie, którego mogła doświadczyć. Już nawet wolałaby, aby powiedział jej, wprost, że po prostu się znudził, lecz z jego strony nie wypłynęły żadne słowa… Nic. Zamknęła oczy i skierowała swoją twarz w stronę słońca, które delikatnie ogrzewało jej policzki.
-Witaj Aniele- usłyszała znajomy głos.
Uśmiechnęła się delikatnie, nie otwierając oczu. Nie musiała. Poczuła obecność jego ciała koło niej, a jego zapach uniósł się w powietrzu.
-Witaj natrętny towarzyszu- odpowiedziała, a kąciki jej ust wykrzywiły się we wrednym uśmiechu.
-Natrętny?- Spytał, odgrywając zdziwionego.- Nie chcę być nieuprzejmy i przypominać, kto zajął się tobą wczoraj oraz wysłał ci dzisiaj eliksir.
Hermiona otworzyła oczy i spojrzała w jego ciemne oczy, marszcząc czoło. Założyła ręce na piersi i fuknęła głośno.
-Nie prosiłam cię o żadną z tych rzeczy, więc nie zachowuj się jakbyś teraz oczekiwał czegoś w zamian- odwarknęła.
-Widzisz Granger- zaczął, a jego ramię dotknęło jej, sprawiając, że po ciele dziewczyny przeszedł dziwny dreszcz.- To się nazywa „dobroć”.
Nie mogła opanować śmiechu, który owładnął całym jej ciałem. Daniel spojrzał na nią i podniósł brwi, oczekując odpowiedzi.
-Dobroć?- Powtórzyła.- Ty w ogóle wiesz co to znaczy? Przykro mi, lecz jakoś nie mogę uwierzyć w twoją nagłą przemianę. Kombinujesz coś Khal i można to wyczuć na kilometr. Mam tylko jedną prośbę, nie wciągaj mnie w twoje chore intrygi. Jeśli chcesz się zemścić to proszę, czekam!
Wstała oburzona i spojrzała na niego z góry. Bariera, która nie pozwoliła jej uczuciom pokazać się światu, pękła, a ona wyznała wszystko, co od dawna siedziało jej na sercu. Chłopak rozłożył się na ławce, opierając swoje dłonie na jej końcach. Cały czas po jego twarzy błąkał się chytry uśmieszek. Hermiona powoli traciła cierpliwość. Jej ciało wrzało ze złości, oczekując na odpowiedź, która nie nadchodziła. Fuknęła pod nosem zdenerwowana.
-Wiedziałam- odburknęła.- Potrafisz tylko mówić, a jak przyjdzie, co, do czego stajesz się nikim…
Daniel wstał nagle i złapał ją za ramię, ściskając je mocno. Próbowała nie okazać mu swojej słabości i zatuszować ból, który wywoływał. Spojrzała w górę, wprost w jego oczy i spoglądała tak, próbując udawać nieugiętą. W jego oczach jednak panowała istna burza nienawiści. Chłopak ciskał w jej stronę błyskawice, które sprawiły, że Hermionę oblały jeszcze większy strach. Był nieobliczalny, lecz  nagle wszystko zniknęło. Jego oczy stały się ponownie puste, a jego dłoń puściła jej ramię. Cofnął się o krok, nadal nie spuszczając jej z oczu.
-Zemsta nie zawsze musi być taka jak ci się wydaje- powiedział bez emocji.- Mogę się tobą posłużyć w każdym momencie, jesteś moją zabawką Granger. Pionkiem w mojej grze, w której jesteś tylko i wyłącznie nagrodą.
Odwrócił się szybko i zniknął między kolumnami, w drodze powrotnej do szkoły.  

***

Hermiona stała już jakąś chwilę przed klasą, czekając, aż rozpocznie się lekcja OPCM. Towarzyszyli jej Harry i Ginny, którzy z zafascynowaniem rozmawiali o nadchodzącym meczu. Hermiona wpatrywała się w nich, udając, że słucha, jednak jej głowę zaprzątała kompletnie inna sprawa. Od feralnej imprezy minęły dwa dni, a ona nie rozmawiała z Draconem. Ciągle się mijali. Nie wiedziała czy wywołane było to przypadkiem, czy Dracon specjalnie ją ignorował. Drugą połówką jej umysłu zawładną Daniel oraz jego groźba. Nie potrafiła go zrozumieć. Dopiero, gdy go sprowokowała, postanowił wyjawić cząstkę swojego planu, a może działając pod wpływem emocji powiedział kilka słów za dużo? Nie wiedziała. Nie znała go. Nagle wyłonił się z zakrętu i spojrzał na nią, unosząc jedną z brwi do góry. Widziała jak napawał się widokiem jej niepewnej miny. Stanął po drugiej stronie korytarza, nie spuszczając z niej swojego wzroku. Czuła się niekomfortowo. Uciekała wzrokiem, w każdą z możliwych stron, byle tylko nie spotkać się z jego spojrzeniem. Do jej uszu nagle dotarł znajomy głos, który z wściekłością mierzył się z drugim, spokojnym i ironicznym. Spojrzała szybko w stronę Daniela i wtedy go zobaczyła. Draco stał przed chłopakiem z zaciśniętymi dłońmi w pięści. Rysy jego twarzy napięły się w przerażający sposób, w  jego oczach buzowała czysta nienawiść, która sprawiła, że Hermiona wzdrygnęła się na sam widok. Daniel jednak nadal stał obojętny. Jego usta poruszały się powolnie, przeciągał każde słowo, co jeszcze bardziej denerwowało Dracona. Gryfonka stała jak słup soli. Kompletnie nie wiedziała, co ma robić. Cały świat się zatrzymał, a oczy wszystkich skupiły się na dwójce Ślizgonów. Hermiona starała się wychwycić z ich rozmowy jakiekolwiek słowo, lecz stali za daleko. Nagle podbiegła do nich Pansy. Jej czarne włosy, upięte dziś w kucyka, uderzały o jej policzka, gdy tylko obracała głowę. Spoglądała na nich, a jej oczy nie pokazywały żadnych uczuć. Dziwne. Malfoy nagle odepchnął ją i zwrócił się ponownie do Daniela. Chłopak zaśmiał mu się w twarz i skinął w stronę Pansy. Hermiona nieświadoma swoich ruchów zaczęła zbliżać się do widowiska. Zauważyła jak dziewczyna wyciąga ze swojej torby męski krawat, oznaczony godłem Slyhterinu i podaje go Draconowi. Chłopak z wściekłością krzyczy coś do dziewczyny, a ta uśmiecha się jedynie kusząco.
-Czyżbyś nie poznawał swojej własności Draco?- Spytała i podeszła do niego bliżej, przejeżdżając dłonią po jego ramieniu.- Zostawiłeś go u mnie… wtedy.
Hermiona przystanęła. Wzrok Daniela skierował się w jej stronę, a jego mina mówiła sama przez się. Był zadowolony. Dopiął swego. Lecz czy chciał na tym zaprzestać? Draco obrócił się, kierując się za wzrokiem znienawidzonego towarzysza. Kiedy ją zauważył, zastygł w bezruchu. Dłoń, która trzymała Daniela za koszulę, nagle przestała ją uciskać. Zauważyła w jego oczach żal, troskę… i promyczek nadziei. Wpatrywał się w nią dopóki ona nie opuściła głowy. Sama nie wiedziała co ma myśleć o tej scenie. Ewidentnie dwójce Ślizgonów zależało, aby dowiedziała się o nocnych wyprawach Dracona. Zabolało ją to, lecz czy mogła ona mieć coś przeciwko temu? Nie była dla niego nikim bliskim. Byli znajomymi z pokoju, którzy nauczyli się siebie tolerować. Tyle. Nic więcej.
-Czy jest coś jeszcze co chcesz ze mną uzgodnić?- głos Khala wyrwał ją z zamyśleń.
Chłopak patrzył się na blondyna z wyraźną kpiną. Draco odwrócił się w jego stronę, zacisnął palce jednej dłoni w pięści i z całej siły uderzył chłopaka w twarz. Daniel zaskoczony posunięciem Dracona, nie zdołał się obronić. Z jego nosa zaczęła lać się krew, która spływała po jego bladej twarzy, mocząc kołnierzyk koszuli.
-To za Hermionę- wyszeptał.- Spróbuj się do niej zbliżyć choć na krok, a pożałujesz.
Wysyczał w jego stronę. Odwrócił się nagle, spojrzał na dziewczynę, a ona przez moment zauważyła coś w jego oczach. Coś co spowodowało, że jej serce zabiło mocniej.
-Uważaj na siebie- zaczął i przybliżył się do niej.-Proszę…
Wyszeptał. Kiedy jednak odsunął się od niej o krok, ona szybko przeniosła wzrok za mężczyznę. Pisnęła, próbując ostrzec blondyna, lecz nie udało mu się zareagować na czas. Daniel rzucił się na chłopaka z pięściami. Obalił go na podłogę i zaczął okładać go po twarzy. Hermiona mimowolnie rzuciła się do dwójki i zaczęła odciągać Daniela, który jednak nie poddał się tak łatwo.
-Daniel!-Krzyczała.- Daniel proszę przestań!
Poczuła jak ktoś łapie ją za ramiona i odciąga od Ślizgonów. Ginny złapała ją w żelaznym uścisku, a Harry zręcznie odciągnął Daniela z Dracona. Nagle na korytarzu rozległ się doniosły głos nauczycielki, a uczniowie zaczęli rozchodzić się na boki, aby zrobić przejście. Hermiona nie mogła oderwać wzroku z Dracona. Nie ruszał się. Jego twarz była cała napuchnięta. Wszędzie była krew. Gdyby nie Ginny zapewne już dawno leżałaby nieprzytomna na podłodze.
-Co tu się dzie…-usłyszała zdenerwowany głos nauczycielki.
Kobieta spojrzała szybko na Daniela, a później skierowała swój wzrok na Dracona. Podbiegła do niego i przykucnęła przy nim, dotykając końcem różdżki jego szyi. Już po chwili na jej twarzy pojawiła się ulga. Spojrzała na Pottera i przywołała go do siebie ręką.
-Zaprowadź pana Khala do skrzydła, niech pielęgniarki nastawią mu nos- rozkazała, po czym zwróciła się do uczniów.- Wszyscy co nie mają ze mną lekcji rozejść się w tej chwili! Moi uczniowie niech wejdą do klasy! Jeśli usłyszę chodź jeden głos, ostrzegam, że będziecie uziemieni, aż do świąt!
Ciało Dracona przetransportowała do swojego gabinetu, dzięki zaklęciu lewitującemu. Gdy tylko drzwi za dwójką zatrzasnęły się, uczniowie z zaniepokojeniem zaczęli szeptać do siebie. Hermiona jednak tylko spoglądała wprost przed siebie. Ginny szeptała jej do ucha słowa pocieszenia, zapewniała, że wszystko będzie dobrze, lecz ona… nie mogła sobie tego wszystkiego ułożyć. Tego było za dużo, za dużo! Nie wiedziała, komu ma ufać, komu wierzyć. Wszystko było tak nierealne… czuła się jak w jakimś śnie, który zdecydowanie przypominał koszmar.

***
Draco obudził się już po chwili. Jego twarz pulsowała, a gdy spróbował jej dotknąć, wywołał jeszcze większy ból. Z jego ust wydobyło się ciche jęknięcie, które zaalarmowało nauczycielkę.
-Nie ruszaj się- usłyszał głos nauczycielki OPCM, która siedziała tuż przy nim czytając jeden z grubszych woluminów, jakie widział w życiu.
Jej twarz była poważna i opanowana, jednak zdradzały je trzęsące dłonie. Gdy zauważyła na sobie wzrok ucznia zamknęła książkę i z hukiem postawiła ją na blacie biurka.
-Jak się czujesz?- Spytała.
-Okropnie- wyszeptał i zamknął oczy.
-Rozchyl usta- rozkazała.- Podam ci eliksir przeciwbólowy i gojący. Za mniej więcej tydzień wszystkie rany powinny już się zabliźnić i nie powinno być po nich żadnego śladu.
-Powinny?
-Nie mam stu procentowej pewności- odpowiedziała i nakazała mu usiąść, po czym podała mu eliksiry.
Chłopak nie zwracał uwagę na smak podawanych mikstur, chciał, aby ta katorga jak najszybciej się skończyła. Raz, dwa połknął eliksiry i ponownie opadł na kanapę w gabinecie nauczycielki. Już po chwili poczuł ulgę. Żar, który rozchodził się po jego twarzy zmniejszył się. Czuł się rozpalony, lecz nie czuł już bólu. A to w tym momencie było najważniejsze.

***

Jak najszybciej opuścił Wielką Salę. Nie mógł wytrzymać jej spojrzenia, które wierciło w nim ogromną dziurę. Nie wiedział czy uwierzyła wersji Daniela. Gdyby tylko jednak wiedziała… To wszystko nie było prawdą! Tylko dobrze wymyśloną intrygą. Fuknął pod nosem i złączył ręce w pięści. Miał już dość. Chciał jej wszystko wytłumaczyć, lecz nie mógł pozwolić sobie na porozmawianie z nią publicznie. Jeszcze teraz, gdy cała szkoła, aż huczy od plotek na ich temat. Na każdym kroku czuł wzrok zgromadzonych. Spoglądali na jego twarz i szybko odwracali się, szepcząc coś do swoich kompanów. Najgorszy był jednak dla niego widok Daniela, który siedział przy stole Gryffindoru i spokojnie jadł kolację wraz z Potterem. Uśmiechał się do niego z wyższością. Chciał go jeszcze bardziej zdenerwować, podsycić w nich złość. Oczekiwał, że nie wytrzyma i ponownie wybuchnie przy publiczności. Wiedział, że Daniel musiał być również przygotowany na taką konfrontację. Znał go. Pomimo tego, że nie został przyjęty do drużyny, zrobił on duże wrażenie na Draconie, prezentując znakomitą strategię na kolejne mecze. To dzięki niej przed wojną dotarli tak daleko. Skręcił w korytarz prowadzący do ich wspólnego dormitorium i przystanął zaskoczony. W oddali zauważył zielony punkcik, który lewitował nad ziemią. Zbliżał się. Chłopak przetarł swoje oczy, próbując sobie wmówić, że to przewidzenie, spowodowane zmęczeniem, a gdy ponownie otworzył oczy dziwne zjawisko zniknęło. Poczuł natomiast straszne gorąco, które sprawiło, że jego ciało zalała fala potu. Miał trudności z opanowaniem oddechu, a jego ciało wpadło w drgawki. Osunął się na podłogę, nie mając siły stać. Świat dookoła niego powoli się rozmazywał. Próbował krzyknąć, lecz jakaś niewidzialna siła zacisnęła swoje dłonie na jego szyi. Z jego ust nie wydobył się żaden odgłos. Swoimi dłońmi próbował oderwać siłę od swojej szyi, lecz łapał tylko i wyłącznie powietrze. Przed oczami pojawiły mu się mroczki, a w jego głowie zahuczał śmiech, który przyprawił go o ciarki. Resztkami sił próbował trzymać się przy życiu. Szarpał się, wierzgał, próbował krzyczeć. Aż nagle uścisk na jego gardle zniknął. Gdzieś w oddali usłyszał zbliżające się kroki. Dodało mu to nadziei. Złapał się za szyje, a całym swoim ciałem spróbował zaczerpnąć powietrza. Ze świstem wciągnął je do swojego ciała, lecz już po chwili ogarnęła go przeraźliwa słabość. Cały świat zawirował i nagle zgasł, jak zdmuchnięty płomień świeczki.




  • Po ciężkich i burzliwych momentach  w moich życiu przedstawiam Wam o to nowy rozdział, który moim zdaniem wyszedł dość... chaotycznie? Sama nie wiem. Mam nadzieję, że po tej krótkiej przerwie nadal jesteście ze mną i złapiecie do ręki telefony, czy klawiatury i napiszecie pod tą notką swoją opinię. Dziękuję wszystkim za wsparcie i mam nadzieję, że moja kapryśna wena pozwoli mi pisać dalej :)