Czuł
pulsujący ból, który ciągnął się od głowy i rozprzestrzeniał się po całym
obolałym ciele. Uchylił delikatnie powieki, lecz równie szybko je zamknął.
Spróbował raz jeszcze, po czym szybko pomrugał kilkakrotnie, aby przyzwyczaić
się do światła, które wpadało przez uchylone okna w pomieszczeniu. Z wielkim
wysiłkiem podniósł się i oparł swoje plecy o wielką białą poduszkę. Rozejrzał
się, poznając w pomieszczeniu Skrzydło Szpitalne. Jego myśli wróciły do
wczorajszego dnia. Bójka z Danielem, wizyta u profesor Galtheli i dziwne
zjawisko, które pojawiło się, gdy wracał do swojego dormitorium. Z zmyśleń
wyrwał go głośny i piskliwy głos dziewczyny, która najwidoczniej kłóciła się z
pielęgniarką o wejście do skrzydła. Po chwili jednak uniesione głosy ucichły, a
w pomieszczeniu rozległ się stukot obcasów. Już po chwili zasłony, które dawały
mu wymarzoną prywatność, rozsunęły się, a w nich pojawiła się niska Ślizgonka.
Gdy tylko zobaczyła, że jest przytomny na jej usta wkradł się wielki uśmiech, a
w oczach zaiskrzyło ze szczęścia. Szybko pokonała dzielącą ich odległość i
przysiadła na boku łóżka. Jej ręka złapała jego i mocno ścisnęła, próbując
dodać mu otuchy.
-W
końcu się obudziłeś- zaczęła, a w jej głosie można było dosłyszeć ulgę.-Tak
strasznie się martwiłam… gdy, gdy wtedy cię znalazłam byłeś już nieprzytomny.
Oh Draco…
Przerwała
i wolną rękę położyła na jego policzku, po czym kciukiem przejechała po jego
szorstkiej skórze.
-Tak
się bałam…
Jej
oczy zaszkliły się od łez, a z ust wydobył się cichy szloch. Dopiero wtedy
Dracon otrzeźwiał. Wyplątał swoją dłoń z jej nachalnego uścisku i spojrzał na
nią, próbując zakomunikować, aby go nie dotykała. Pansy zabrała szybko dłonie i
założyła ręce na piersi. Lecz nadal jej wzrok wędrował po jego twarzy,
sprawiając, że czuł się okropnie niekomfortowo.
-Chciałbym
ci podziękować Pansy- zaczął i przerwał, próbując dobrać jak najodpowiedniejsze
słowa.- Nie wiem co by było, gdybyś się wtedy nie zjawiła.
W
oczach dziewczyny ponownie pojawiły się łzy, a usta wykrzywiły się w uśmiechu.
Ponownie chciała złapać go za dłoń, lecz jednak w ostatniej chwili rozmyśliła
się i położyła swoje dłonie na nogach, ściskając palcami swoje kolana.
-To
nic takiego Draco-uśmiechnęła się delikatnie i założyła włosy za ucho.- To było
tylko omdlenie.
Blondyn
fuknął pod nosem. Omdlenie, jasne. Jednak teraz coś innego zwróciło jego uwagę.
Draco przyjrzał się dokładnie Pansy. Gdzie podziała się dziewczyna, którą
kiedyś znał i lubił? Jej fanatyzm stał się dla niej chorobą, która powoli
zabijała piękną i utalentowaną dziewczynę. Kochała go, a on nie mógł jej dać
tego samego. Uśmiechnął się do siebie, uświadamiając sobie, że jego serce jest
już zajęte. Przez osobę, która może w tym momencie szczerze go nienawidzi.
Skierował swój wzrok prosto w oczy Pansy.
-Pansy…-zaczął,
a ona drgnęła, gdy tylko wymówił jej imię.- Wiesz, że nigdy nie będziemy już
razem? Może i w tej chwili jestem, aż za nadto bezpośredni, lecz chce dać ci
szansę. Proszę cię, wysłuchaj mnie… zapomnij o mnie, znajdź sobie kogoś kto się
tobą zaopiekuję, da ci szczęście, ja…
-Ale
Draco!- oburzyła się, a z jej oczu w końcu poleciały pierwsze łzy.- Ja cię nie
zostawię, nigdy.
-Pansy-przerwał
jej, podnosząc głos.- Między nami wszystko skończone. Przestań wchodzić w
dziwne układy z Khalem, przestań rozsiewać plotki o nas, przestań mnie kochać.
Proszę…
Nagle
wyraz twarzy dziewczyny zmienił się diametralnie. Z błagalnej i delikatnej
dziewczyny zmieniła się w istną kreaturę targaną przez nienawiść i zazdrość.
Gwałtownie wstała z łóżka i spojrzała na niego wyzywająco.
-A
więc chodzi ci tylko i wyłącznie o nią, co?!- fuknęła gniewnie.- Oczywiście, że
o nią! Biedna, mała Gryfoneczka. Zmyliły cię słodkie słówka i maślane oczy. Jak
możesz być taki głupi Draco?! Bratasz się ze szlamą, Gryfonką i ponad to przyjaciółeczką
Pottera! Upadłeś na głowę!
Odeszła
od jego łóżka i skierowała się ku zasłonek, jednak odwróciła się i złapała
rękami za metalowe pręty łóżka. Na jej ustach pojawił się kpiący uśmiech, który
nie pasował do jej okrągłej, dziecięcej twarzy.
-Zapomnij
o niej Draco radzę ci dobrze- wysyczała.- Ona jest już czyjąś własnością, a on
nie lubi się dzielić. Upomni się o swojego zwierzaka.
Dyskretnie
potarła rękaw swojej szaty na lewym przedramieniu, po czym wyszła nie
zaszczycając go spojrzeniem. Draco wpatrywał się tępo w pustą przestrzeń przed
sobą, do momentu, kiedy nie przyszła do niego pielęgniarka. Wymienił z nią
kilka zdań o swoim stanie, który ona skomentowała tylko:
-Musi
pan więcej uważać, nie przemęczać się i przede wszystkim dużo spać! Pański
organizm jest osłabiony, więc nic dziwnego, że omdlał pan na korytarzu.
Ponownie
nie powstrzymał się od fuknięcia, które pielęgniarka skomentowała krótkim
spojrzeniem. Krzątała się przy nim, co po chwilę podając mu leki lub eliksiry.
On przyjmował je bez zarzutów, lecz myślami był gdzieś daleko. Pansy… ona, ona
wiedziała. Ale od kogo? Skąd? Nawet on nie wiedział o planach oddania Hermiony
jednemu ze śmierciożerów. Pomimo śmieri Voldemorta wielu sługusów przywiązało
się do jego obietnic i nawet po jego śmierci kierowało się jego zasadami. Bał
się. Cholernie bał się o Granger. Musiał jej to powiedzieć, lecz… co jeśli
Pansy się zgrywała? Jeśli tak naprawdę nic jej nie grozi? Nie, nie, nie. I tak
będzie musiał starać się nią opiekować za wszelką cenę. Nie mógłby sobie wybaczyć,
gdyby coś jej się stało. Z przejęcia nawet nie zauważył jak podwinął rękaw
piżamy i przyglądał się Mrocznemu Znakowi na swoim przedramieniu. Dopiero, gdy
ponownie wkroczyła pielęgniarka szybko zaniechał tej czynności.
-Podam
ci teraz eliksir słodkiego snu- powiadomiła go i odkorkowała fiolkę.
Podała
go mu, a on od razu wypił całość. Potrzebował przerwy. Od świata. Od myśli. Od
wszystkiego. Sen był dla niego wybawieniem. Kiedy się obudzi wtedy będzie
musiał wymyślić plan, aby utrzymać Gryfonkę przy sobie. Bezpieczną.
***
Hermiona
rozsiadła się wraz z przyjaciółmi na kocu przy jeziorze. Jego tafla falowała
pod wpływem wiatru, który smagał go zimnymi podmuchami, wywołując fale.
Hermiona wtuliła się w swój gruby, zimowy sweter, który dostała od pani Weasley
na święta. Wielka litera H widniała na jej klatce piersiowej wydziergana ze
złotej włóczki. Uwielbiała go. Był delikatny w dotyku i ciepły. Przysunęła do
siebie kolana, po czym i je przykryła swetrem. Ginny już po chwili odeszła od
nich, zawołana przez koleżanki z młodszego rocznika. Zostali sami. Pierwszy raz
od dłuższego czasu mogli porozmawiać na spokojnie, bez wścibskich oczu. Jednak,
gdy ta możliwość się nadarzyła nie wiedzieli jak zacząć. Harry po chwili
spojrzał na nią, a na jego ustach pojawił się słaby uśmiech.
-Jak
się czujesz?-spytał, a ona wiedziała, że nawiązywał do wczorajszych wydarzeń.
-Kiepsko,
ale staram się o tym nie myśleć- przyznała i odpowiedziała mu uśmiechem.
-Rozmawiałem
wczoraj z Danielem, gdy pielęgniarka nastawiała mu nos, przyznał, że specjalnie
wywołał to całe zamieszanie.
Hermiona
fuknęła zdenerwowana pod nosem, a całe jej ciało napięło się słysząc imię
Ślizgona. Harry przyglądał się jej uważnie.
-On
szukał cię wczoraj żeby cię przeprosić… on wie, że nie powinien…
-To
czemu to zrobił Harry?- przerwała mu z wyrzutem.- Wiem, że go lubisz i go
bronisz, ale jego wczorajsze zachowanie przekroczyło wszelkie granice!
Harry
westchnął.
-Dobrze
wiesz, że zaczął Malfoy…-Hermiona otworzyła już buzię, lecz Harry szybko
ponownie zaczął mówić.- Lecz nie twierdzę, że cała wina leży po jego stronie.
Obydwoje są winni.
Hermiona
skuliła się w sobie i otuliła ramionami swoje nogi. Czuła się tak niepewnie.
Sama nie wiedziała ile może powiedzieć Harry’emu. Teraz, kiedy przyjaźnił się z
Danielem, nie była pewna swoich słów, obawiała się, że wszystko może usłyszeć
Khal. To nie tak, że nie ufała Harry’emu, lecz dobrze wiedziała, jaki jest
Ślizgon. Może wyciągnąć z niego informacje, a Harry nawet nie zauważy. Westchnęła
jednak głośno i postanowiła zaryzykować. Musiała się komuś wygadać.
Potrzebowała wsparcia.
-Harry…
-Tak?-
przybliżył się do niej, sprawiając, że poczuła się pewniej.
-Zagubiłam
się- wyznała szybko, chcąc nie trzymać w sobie tego dłużej.- Odejście Rona, znajomość
z Draconem, jego dziwne wypadki, Daniel i jego zachowanie. To wszystko mnie
przerasta, a ja czuję się jak mała dziewczynka, która stoi pośrodku tego całego
zamieszania nie wiedząc co zrobić.
Na
ustach Harry’ego pojawił się nikły uśmiech rozbawienia.
-Bawi
cię to?-zapytała z wyrzutem.
-Oczywiście,
że nie!- wyznał.- Lecz… to wszystko wydaje się takie nierealne. Wiesz… problemy
nastolatków. Miłość. Przyjaźń. Odrzucenie. Wydaje mi się, że przez wojnę
musieliśmy szybciej dorosnąć, a teraz to wszystko wraca do nas ze zdwojoną
siłą.
-Nie
chcesz mi powiedzieć, że jutro będę przechodziła typowy bunt nastolatki i
przefarbuje swoje włosy na różowo?- uśmiechnęła się do niego, a on zaśmiał się
głośno.
-Wiesz
o co mi dokładnie chodzi- spojrzał na nią, a w jego oczach dostrzegła
zrozumienie i troskę.- Wszystko się zmieniło. Nie ma Voldemorta, a my w końcu
możemy odpocząć. Ale chyba z przyzwyczajenia szukamy sobie kłopotów.
-To
raczej one zawsze znajdywały nas-skomentowała krótko, ponownie wywołując na
ustach Gryfona uśmiech.
-Może
ci się teraz wydawać, że jesteś w beznadziejnej sytuacji, ale to tylko życie,
które zawsze utrudniało nam działanie. Spróbuj dumnie wypiąć pierś i przejść
przez to z podniesioną głową. Rób to na co masz ochotę!
-Dziękuję
Harry- uśmiechnęła się do niego i z całej siły przytuliła go do siebie.
Jego
słowa powoli trafiały do jej umysłu, kształtując się w plan. Czy nie może
pozwolić sobie choć na chwilę wytchnienia? Zrobić coś na co ma ochotę… a teraz
najbardziej chce sprawdzić co dzieje się z Draconem. Gdy tylko informacja o
jego pobycie w Skrzydle Szpitalnym rozniosła się po szkole, ona nie mogła
skupić się na niczym innym. Wszyscy twierdzili, że to przez wczorajszą bójkę
blondyn zemdlał, lecz jej nie pasowała ta wersja wydarzeń. Jeśli profesor
Galthea wzięła go do swoich komnat i podała mu odpowiednie eliksiry, nie jest
możliwym żeby wypuściła go z nich w kiepskim stanie. Coś ewidentnie śmierdziało
jej w tej sprawie. Nagle z zmyśleń wyrwał ją głos Ginny, która przysiadła się
obok niej i z uśmiechem podała im listy z zieloną pieczęcią, na której widniały
inicjały nauczyciela eliksirów. Spojrzała na przyjaciółkę zaskoczona.
-Co
to jest?- spytała.
-Zaproszenia.
Profesor Slughorn spotkał mnie na korytarzu i kazał wam przekazać. Był taki
podekscytowany, wydaje mi się, że szykuje się kolejna wielka impreza.
-Wspaniale-
wyszeptała Hermiona, przypominając sobie ostatnie zdarzenia z przyjęcia
profesora.
***
Gdy
skończyły się dzisiejsze zajęcia, Hermiona pożegnała się z Harry, tuląc go do
siebie mocno.
-A
gdzie się wybierasz?- spytał, gdy już wypuściła go ze swoich objęć.
-Biorę
życie w swoje ręce- uśmiechnęła się do niego i zaraz zniknęła za jedną z
kolumn.
Biegła
ile sił w nogach. Jej włosy falowały, uderzając w jej zaczerwienione policzka.
Z jej ust nie mógł zejść uśmiech. Szła się z nim zobaczyć. Musiała sprawdzić
jak się czuję i czy wszystko z nim w porządku. W zapewnienia Pansy nie mogła
wierzyć. Dziewczyna cały dzień z przejęciem rozpowiadała szkole o jej miłości
do Dracona i że to dzięki niej potrafiła go znaleźć w momencie, gdy miał
kłopoty. Gryfonka skomentowała to tylko cichym prychnięciem. Jednak dowiedziała
się czegoś ważnego… obudził się. Przystanęła nagle. W jej głowie pojawiły się
wątpliwości, które starała się odgonić od siebie przez cały dzień. Co jeśli on
nie chce jej widzieć? Ich relację od jakiegoś czasu nie brną w dobrą stronę,
lecz wtedy…bił się o nią. Była ciekawa początku ich kłótni, chciała dowiedzieć
się wszystkiego. Jedyną możliwością, aby zaspokoiła swoją ciekawość, było
spotkanie z Draconem. Wciągnęła do płuc świeże powietrze i z zdeterminowaną
miną ruszyła ponownie w stronę Skrzydła Szpitalnego. Jej dłonie pociły się, a
nogi drżały. Zbeształa się za to w myślach. Nie była typową nastolatką, która
mogła tak się zachowywać. A może chciała tego? Może chciała poczuć motylki w
swoim brzuchu, zakochać się pierwszy raz… na zawsze. Z zamyślenia wyrwał ją
donośny, piskliwy głos, który kłócił się ze spokojnym i zdeterminowanym.
Przystanęła i schowała się za kolumną. Wychyliła się odrobinkę, aby zobaczyć,
co się dzieję. Przy drzwiach stała Pansy. Na jej twarzy malowało się
zdenerwowanie, lecz również dominacja. Była pewna swoich racji. Nie zwracała
nawet uwagi na słowa pielęgniarki, które przeczyły kompletnie jej wymysłom.
-Panno
Parkinson- upomniała ją po raz kolejny.- Nie wejdzie pani teraz do Dracona,
ponieważ musi odpoczywać.
-Ale
ja jestem jego dziewczyną!- oburzyła się.- Ja MUSZĘ się tam dostać i to teraz.
Ponownie
natarła na pielęgniarkę, która jednak bez problemu odsunęła ją od drzwi. Wzrok
starszej kobiety patrzył na dziewczynę wyraźnie zmęczony jej przedstawieniem.
-Pan
Malfoy nie życzy sobie na razie niczyich odwiedzin- powiedziała twardo.- Proszę
przyjść jutro, a może wtedy będzie czuł się lepiej, aby się z panią spotkać.
Drzwi
zatrzasnęły się, a Ślizgonka fuknęła ze złości i tupnęła nogą. Mamrocząc coś
pod nosem skierowała swoje kroki w stronę Hermiony. Dziewczyna zbyt wolno
oprzytomniała i gdy próbowała uciec, uderzyła prosto w zbroje, która jak na
złość stanęła jej na drodze. Huk od razu zaalarmował czarnowłosą, która już po
chwili stała przed Gryfonką z ironicznym uśmiechem na ustach oraz szaleństwem w
oczach.
-Kogo
ja tu widzę? Wszystko wiedząca Granger. Co tutaj robisz?!
Hermiona
spojrzała na nią, marszcząc czoło. Obawiała się dziewczyny. Po przedstawieniu,
jakim zrobili wraz z Danielem, zrobiła się jeszcze bardziej drażliwa. Jej wzrok
prześladował ją ciągle.
-Nie
twoja sprawa- odpowiedziała naturalnie, a jej brwi skierowały się ku górze.
Zdziwiła się, że jej głos nie załamał się podczas odpowiedzi.-Wydaje mi się, że
nie muszę ci się spowiadać, z każdego mojego ruchu.
Pansy
zaczerwieniła się na policzkach i złączyła dłonie w pięści. Szczerze
nienawidziła dziewczyny, która stała przed nią. Nie mogła znaleźć odpowiedzi na
to co w niej widział Dracon. Nie była szczupła. Nie była ładna. Była tą samą
brzydką kujonicą co zawsze… a on jednak nie potrafił spuścić z niej oka. Coś w
niej pękło. Ze złości, aż kipiała. Zazdrość o swojego ukochanego dodatkowo
spotęgowała wszystkie uczucia. Nie myśląc rzuciła się na dziewczynę, chcąc
przyprzeć ją do muru, jednak Hermiona spodziewała się takiego ruchu. Jednym
skinieniem różdżki i cichą formułką, wypowiedzianą szeptem, sprawiła, że
dziewczyna zastygła w bezruchu.
-Odejmuję
Slytherinowi 30 punktów za atak na Prefekta Naczelnego- powiedziała surowym
tonem, choć jej klatka unosiła się ze zdenerwowania.- Za pierwszym razem tylko
cię ostrzegłam, dzisiaj przebrała się miarka, jeśli… jeśli kiedykolwiek
spróbujesz ponownie się na mnie rzucić panno Parkinson, nie będę już taka
dobroduszna i załatwię pani miesięczny szlaban. A teraz żegnam.
Uśmiechnęła
się miło i zdjęła klątwę. Oszołomiona Ślizgonka upadła na podłogę, łapiąc do
płuc powietrze. Kiedy podniosła wzrok pani Prefekt już nie było. Zostawiła ją
pełną niewyładowanej złości, z mnóstwem planów na zemstę.
***
Było
już grubo po północy, gdy zakończyła swój samotny patrol. Dzisiejsza noc
okazała się być spokojna. Nie spotkała ani jednego włóczącego się po
korytarzach ucznia i dzięki temu z czystym sumieniem mogła wrócić do swojego
dormitorium, nie odejmując wcześniej punktów. Jednak, gdy weszła do środka
poczuła pustkę. W powietrzu nie unosił się nieznośny zapach Ognistej, w kominku
nie palił się ogień, a drzwi do jego pokoju były zamknięte. Westchnęła,
zdejmując z siebie czarny sweter i rzucając nim w kanapę. Kilkoma ruchami
różdżki wygładziła materiał swojej białej koszuli oraz czarnej spódnicy. W jej
głowie panował istny chaos. Jedna połówka walczyła o jej uwagę, cały czas
próbując wydrzeć się na prowadzenie wraz ze swoim pomysłem. Druga, kontrolowana
przez Gryfonkę, upierała się przy tym, aby jak najszybciej pozbyć się
niechcianych myśli. Jednak już po chwili nie zdołała wygrać. Wybiegła z
dormitorium i jak najciszej potrafiła dotarła do Skrzydła Szpitalnego.
Wtargnięcie tam po cichy nocnej okazało się być prostsze niż myślała. Gdy tylko
znalazła się w pomieszczeniu zauważyła panią Pomfrey, która drzemała na krześle
w swoim gabinecie. Mimowolnie na jej ustach pojawił się uśmiech. Jak na razie
wszystko szło po jej myśli. Ustawiła zaklęcia ostrzegające na drzwi medyczki,
aby w razie potrzeby być zaalarmowaną wcześniej o jej wyjściu z gabinetu.
Rozejrzała się szybko po pomieszczeniu. Tylko jedno łóżko było zakryte
śnieżnobiałą zasłonką, co ułatwiało sprawę. Szybko znalazła się przy niej i
przystanęła. Dopiero teraz zaczęły narastać w niej wątpliwości, które próbowała
zagłuszyć, jednak obawiała się. Reakcja Dracona mogła być przeróżna, a ona nie
chciała wyjść na… na kogo? Na zakochaną? Pokręciła szybko głową i w przypływie
nagłej odwagi, delikatnie uchyliła zasłonki. Zajrzała do środka. Jej oczom
ukazał się kształt zagrzebany w kołdrę z błogim wyrazem na twarzy. Ponownie
uśmiechnęła się do siebie. Nie kontrolując swojego caiła podeszła do łóżka i
usiadła na krześle obok niego. Jej wzrok spoczął na jego twarzy, na której nie
było ani jednej rysy zdenerwowania, powagi… niczego. Był to najpiękniejszy
widok, który widziała w swoim życiu. Ponownie pokręciła głową, chcąc, aby ta
myśl uciekła jak najdalej. Co ona bredzi? Westchnęła i założyła włosy za uszy.
Coraz bardziej zaczynała obawiać się swoich reakcji. Jej ciało już wcześniej
przestało jej słuchać, lecz teraz również jej rozum? Gdzie podziała się ta
dziewczyna, która miała nad wszystkim kontrolę? Ona nigdy nie pozwoliłaby, aby
ta sytuacja dojrzała, aż do takiego momentu. Kim więc jest? Jak to możliwe, aby
tak się zmieniła? Harry mówił, że po wojnie każdy się zmienia. Może ona
straciła w tym wszystkim dawną siebie. Chciała zacząć żyć… jak normalna
nastolatka. Musiała dać szansę nowej sobie. Co innego jej zostało? Ponownie
przeniosła wzrok na blondyna. Delikatnie przekręcił się w bok, a jego dłoń,
która przed chwilą podtrzymywała głowę, opadła obok niej. Nie wiedziała, czemu
tak postępuję, lecz ponownie jej rozum zaszedł mgłą i nie pozwolił, aby zdrowy
rozsądek mógł kierować tą sytuacją. Jej drobna dłoń dotknęła jego. Jej kościste
palce zaplotły się z jego. Poczuła ciepło bijące od jego skóry. Nie był zimny.
Nie był tym, kim był kiedyś. Teraz był Draconem. Jej Draconem. Jej
przyjacielem. Pomocnikiem. Powiernikiem. Jej… Zatrzymała się. Gdzieś w głębi
poczuła rosnącą w niej panikę. Wstała z krzesła i rozłączyła swoje palce od jego.
Chciała odejść zanim jej serce podsunie jej słowo, które później będzie ją
prześladowało. Jednak coś ją powstrzymało. Obejrzała się, a wtedy jej
czekoladowe oczy spotkały się z jego szarymi. Jego zaspany wyraz twarzy oraz
iskierki szczęścia, które skakały w jego oczach, sprawiły, że ugięły się pod
nią kolana. Nagły uścisk na jej dłoni, sprawił, że oprzytomniała. Spojrzała w
dół, a wtedy zauważyła, że jego dłoń trzyma jej. Jego kciuk z wielką czułością
gładzi jej delikatną skórę, która przez jego dotyk, aż wariuje. Ponownie
podniosła wzrok na niego.
-Hermiona…-poczuła
jak jego dłoń ściska jej mocniej, jakby obawiając się, że jest tylko produkcją
jego wyobraźni.- Zostań. Proszę.
Wyszeptał,
a ona opadła na krzesło obok jego łóżka. Nie potrafiła sobie odpowiedzieć, czy
to jego oczy, które wpatrywały się w nią z taką tęsknotą, czy jego słowa tak
bardzo trafiły do jej serca. Jednak i to i to sprawiło, że nie puściła jego
dłoni. Tkwili tak przed moment, choć obydwoje chcieli, aby ta chwila trwała
dłużej.
- witam! To aż niewiarygodne, że rozdział pojawił się tylko z tygodniową przerwą. Jestem z siebie dumna. Rozdział... podoba mi się. Może nic szczególnego się nie dzieje, ale czasami potrzeba chwilowego zwolnienia tempa. Chcę przeprosić za jakiekolwiek błędy, które znalazły się w tym rozdziale. Dodaję go w pośpiechu, aby wyrobić się z terminem. Jednak, gdy tylko znajdę czas, postaram się przeczytać go jeszcze raz i poprawić wszystkie niedociągnięcia.