ROZDZIAŁ JEST NIEPOPRAWIONY
Z
oczu płynęły jej łzy. Z ust wydobył się nagle głośny szloch, który rozbrzmiał w
pustych korytarzach szkoły. Zęby szczękały o siebie z zimna. Ciało targane było
przez dreszcze. Jej kroki odbijały się echem. Stukot równał się z biciem jej
serca, które przyśpieszyło swój rytm. Nie wiedziała gdzie idzie. Nie chciała
wiedzieć. Chciała po prostu uciec od niego… od niej. Jak mogła być taka głupia?
W końcu, gdy postanowiła mu zaufać, oddać w jego posiadanie cząstkę siebie, on…
Ponownie
z jej ust wydobył się szloch. Pełen bólu i frustracji. Była zła na siebie.
Wiedziała zawsze, że trzeba słuchać rozumu, bo serce ją zgubi. Ale co z tego?
Brnęła w ten toksyczny związek, nie zważając czy pozostawi on na niej, choćby
suchą nitkę. Teraz nie mogła uwierzyć, że była taka głupia. Straciła kontrolę
nad sobą, zaślepiona chwilowym zauroczeniem.
-Głupia…-
wymsknęło jej się.
Głos
wypełniał ból. Łzy płynęły nadal po policzkach. Zwolniła. Zatrzymała się przy
jednym z parapetów, w korytarzu, który jak na jej gust prowadził do biblioteki,
jednak nie potrafiła zmusić się do rozważenia tego. Nie to się teraz dla niej
liczyło. Wgramoliła się na parapet, zostawiając na ziemi parę szpilek, na które
spojrzała z gniewem. Nawet one dzisiaj były przeciwko niej. Skuliła się w
kłębek, łapiąc rękami za nogi i przyciskając je do siebie. Jej ciało szarpnął
dreszcz. Ponownie zapłakała żałośnie, nie mogąc pozbyć się, rosnącego ukłucia
bólu w okolicy jej serca. Czemu to tak bolało?
Za
każdym razem, gdy chciała wymazać to wspomnienia z pamięci, ono nawracało. W
kółko i w kółko. Wyrywając jej serce z klatki i miażdżąc je na tysiące
kawałeczków. Obiecał jej w końcu, że będzie cały czas przy niej… Przy niej.
Nie
dotrzymał słowa.
A
zaczęło się tak niewinnie…
Gdy tylko wkroczyła na
korytarz, prowadzący ku komnatom nauczyciela, do jej uszu doleciała głośna i
chwytliwa muzyka. Czuła jak podłoga wibruje, sprawiając, że jej żołądek skoczył
fikołka. Nigdy nie lubiła wystawnych zabaw. Samo planowanie balu było dla niej
wielkim wyzwaniem, w końcu nie miała doświadczenia w imprezowaniu. Ten rok
jednak przysporzył jej wiele niespodzianek. Uśmiechnęła się pod nosem i
zwolniła kroku, zbliżając się do drewnianych drzwi. Poczuła jak coś nagle opada
na jej nos. Spojrzała ku górze, zauważając malutkie płatki śniegu, które
spadały z zaczarowanego sufitu. Profesor zadbał o każdy, nawet malutki
szczegół. Przystanęła i wciągnęła do płuc świeże powietrze. Z lekkim wahaniem
podniosła rękę i zapukała w drzwi kilka razy. Położyła dłoń na torebce i
poklepała ją kilka razy. Odetchnęła z ulgą, gdy poczuła brzegi opakowania, w
które włożyła prezent dla Harryego. Już nie mogła doczekać się jego reakcji!
Usłyszała zgrzyt. Drzwi
zaczęły się rozsuwać, a w nich stanął wesoły nauczyciel eliksirów. Włosy miał w
nieładzie, a na policzkach widniały dwa wielkie rumieńce. Hermiona zastanawiała
się czy nie są one spowodowane zbyt dużą ilością trunku, jednak później szybko
zepchnęła tą myśl na drugi plan.
-O! Panna Granger!-Krzyknął
uradowany i złapał ją za ramię, wprowadzając ją do środka.-Wchodź, wchodź!
Rozgość się moja droga!
Skierował głowę w bok i
zwrócił się do jednego z kelnerów, aby zabrał okrycie dziewczyny. Hermiona
uśmiechnęła się do młodszego chłopaka delikatnie, po czym oddała mu swój
płaszcz. Ponownie poczuła mocny uścisk na swoim ramieniu. Profesor pociągnął ją
w głąb pomieszczenia, pokazując jej dzisiejszy wystrój. Ogromny salon, aż
kipiał od ozdób. Nad sufitem wisiały girlandy zrobione z przeróżnych słodyczy,
które gdy tylko ktoś chciał je zerwać, zmieniały się w malutkie gryzonie,
odstraszając tym wielbicieli słodyczy. Na środku pomieszczenia stała ogromna
choinka, której zapach roznosił się po całym pomieszczeniu. Nawet zapach
wypieków, czy kremowego piwa, nie mógł się równać z nim. Hermiona uśmiechnęła
się ponownie. Święta. Jakże ona je uwielbiała. Ten klimat. Rodzinna atmosfera.
Nagle jej rozmyślenia zostały przerwane. Rodzina? Zacisnęła usta, starając się
nie okazać swojej słabości. Odnalezienie ich graniczyło z cudem. Ale może
czasem cuda się zdarzają?
-Może tutaj panienka
położyć prezent –profesor Slughorn wskazał jej miejsce pod choinką, pod którą
już znajdowały się chmary pakunków.-Później odbędzie się uroczyste wręczanie!
Z zadowoleniem klasnął
w dłonie, posyłając jej uroczy uśmiech, którym i ona odpowiedziała. Mężczyzna
odwrócił się nagle ku drzwi, które świeciły się jasnym blaskiem.
-Oho! Kolejni goście!
Muszę cię na chwileczkę zostawić moja droga. Baw się dobrze!
Hermiona skinęła głową
i zaśmiała się pod nosem, widząc płatającego się we własną szatę profesora,
który kroczył ku wejściu głównemu. Jej dłonie powędrowały w stronę torby, po
czym wyjęła z niej prezent. Pogładziła czerwony papier i ułożyła go pod drzewkiem.
Westchnęła ciężko, gdy przyszło jej teraz znaleźć kogoś w tym tłumie. Stanęła
na palcach, rozglądając się na boki w poszukiwaniu jej dzisiejszych towarzyszy.
Niestety, w oczy nie rzuciła się jej ani blond ani czarna czupryna. Nie mogła
jednak wyzbyć się uczucia, że ktoś ją obserwuje. Rozejrzała się niepozornie i
zmarszczyła brwi. Musiało jej się wydawać. Pokręciła głową i ruszyła w stronę
stołu z przekąskami i napojami. Z przyjemnością wciągnęła przyjemny zapach
pieczonego jabłka i cynamonu. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech,
pomimo tego, że coraz bardziej czuła się obserwowana. Chciała już sięgać po
butelkę piwa kremowego, gdy koło niej pojawił się czarnowłosy chłopak. Zderzył
się z nią bokiem i podsunął pod jej nos puchar z parującym napojem.
-Harry?!- Pisnęła
przestraszona, na co chłopak zaśmiał się gardłowo.
Jego policzka płonęły,
a kosmyki włosów przykleiły się do spoconego czoła. Najwyraźniej bawił się
wspaniale. Ponaglił ją, aby przyjęła od niego pucharek, po czym poprawił
okulary. Hermiona spojrzała na niego pytająco, pochylając swój nos nad
pucharkiem. Poczuła mocny aromat goździków i cierpi zapach wina.
-Wiesz, że nie
przepadam za grzanym winem?- Spytała go i uśmiechnęła się delikatnie.
Harry machnął ręką,
pociągając z pucharka łyk napoju, po czym zaczął mówić.
-Wiem, wiem-
westchnął.- Ale cały czas mam nadzieję, że w końcu zmienisz zdanie.
-Nie tym razem-
zaśmiała się i odłożyła pucharek.
Wspomnieniami wróciła
ku ich częstych wypadów do wioski. Było to może rok, a może dwa lata temu.
Schowali się do Trzech Mioteł przed ogromną zamiecią śnieżną i wtedy ona
odkryła wspaniały smak kremowego piwa z nutką imbiru, a oni zakochali się w
grzanym winie. Nigdy ich nie rozumiała. Słodkość piwa kremowego przyćmiewała
gorzki i cierpki smak ich napoju. Jednak od tamtej jej przyjaciela za punkt
honorowy obrali sobie przekonanie jej do ich racji. Nadal im to nie wyszło.
-Hermiono?- Ocknęła się
z zmyśleń, gdy Harry pomachał jej ręką przed nosem.- Zatańczysz?
Harry wyciągnął ku niej
dłoń, a ona westchnęła głośno, mierząc go podejrzliwym spojrzeniem. Ujęła go za
rękę, po czym poprowadził ją na sam środek parkietu. Położyła dłoń na jego
ramieniu, a ona na jej tali. Złączyli swoje dłonie, zaciskając swoje palce.
Ruszali się w delikatny takt muzyki, zwracając na siebie uwagę zebranych. Harry
wyglądał komicznie uważając cały czas, aby nie podeptać stóp swojej
przyjaciółki, a ona nie mogła powstrzymać śmiechu, za każdym razem, gdy wciągał
ze zgrozą i świstem powietrze- jego noga zazwyczaj wtedy była w bliskim
kontakcie z jej stopami.
-Kiedy już zrobiliśmy z
siebie głupków- zaśmiała się, a ona podniósł głowę, spoglądając na nią.-To może
powiesz mi o co w tym wszystkim chodzi?
Policzki chłopaka
zaczerwieniły się jeszcze bardziej. Hermiona uniosła brwi ku górze zdając sobie
sprawę, że możliwe, że wpadła w środek jakiegoś planu Pottera.
-No słucham-ponagliła
go, gdy ten nadal nie odpowiadał.
-Czy coś łączy ciebie i
Malfoya?- Spytał, wyrzucając z siebie to jak najszybciej.
Dziewczyna przystanęła
na chwilę, czując, że jej twarz musi w tej chwili wyglądać dokładnie tak samo
jak jej przyjaciela. Przywołała się jednak do porządku i fuknęła cicho pod
nosem.
-Skąd takie pytanie
Harry?- Zdziwiła się.
-Spędzasz z nim
ostatnio mnóstwo czasu… ja… słyszałem jak Ron mówił…
-Przestań- oburzyła
się.- Nie chcę słyszeć co mówił Ron.
Westchnęła głośno i
pozwoliła okręcić się dookoła przyjacielowi. Dał jej czas, aby ułożyła
odpowiednią odpowiedź, jednak takowa nie nadchodziła. Gdy ponownie stanęli do
siebie twarzą w twarz, przymknęła powieki, wciągnęła powietrze i zaczęła mówić.
-Jest mi
bliski…Myślałam, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy przed wyjściem do wioski.
Co znowu się stało, że postanowiłeś poruszyć ten temat?
Chłopak ewidentnie się
speszył, opuszczając wzrok. Pokręcił głową.
-Nic, nic… po prostu
chce się upewnić, że to wszystko dzieje się naprawdę- zaśmiał się krótko, a ona
skinęła głową.
Wiedziała dobrze, że
kłamie, jednak nie chciała wyciągać z niego wiadomości na siłę. Jeśli będzie
chciał, powie jej. Prędzej czy później.
-Proszę wszystkich o
uwagę!- Po sali rozniósł się głos profesora, który stanął pod choinką.-Już
czas, aby rozpakować prezenty! Potem możemy wrócić do zabawy!
W dłoni trzymał
prezent, próbując odczytać imię i nazwisko osoby, dla której była ona
przygotowana. Zmarszczył czoło, mrużąc przy tym okulary. W końcu zdenerwował
się i warknął na pierwszego z brzegu ucznia, który podszedł ku niemu i chwycił
prezent.
-Draco Malfoy!-
Cieniutki głos piątoklasisty rozniósł się po pomieszczeniu.
Hermiona rozejrzała
się, poszukując w tłumie wymienionej osoby. Jednak nigdzie nie mogła go
znaleźć. Chłopak powtórzył po raz kolejny imię i nazwisko chłopaka, i ponownie
nikt nie wyszedł na środek.
-Panno Granger idź
poszukać naszej zagubionej sierotki, a ty Hugan bierz kolejny prezent- jego
ciepły głos łączył się z nutką zdenerwowania.
Hermiona skinęła głową
i skierowała się do pozostałej części komnat profesora, przeciskając się przez
tłumu uczniów, czekających na swój prezent. Jej myśli wariowały. Obiecał jej,
że będzie przy niej, i co? Spoważniała nagle, gdy uświadomiła sobie jedno… a
jeśli coś mu się stało? Krew w niej zawrzała, a ręce zaczęły się trząść ze
strachu. Skierowała swoje kroki ku łazienką, przeklinając w myślach swoje
obolała nogi. Stukot jej szpilek roznosił się po pomieszczeniu, a gdzieś w tle
słychać było śmiechy uczniów. Obydwie łazienki okazały się być jednak puste.
Czuła jak jej serce coraz bardziej przyśpiesza, a nogi robią się jak z waty.
Skręciła w korytarz, prowadzący do gabinetu dyrektora i przystanęła nagle.
Poczuła się jakby ktoś nagle wylał na nią kubeł zimnej wody. Poczuła jakby ktoś
uderzył ją z całej siły w twarz. Poczuła… się jak skończona idiotka, która w końcu
zdała sobie sprawę ze swojej głupoty.
Usłyszała nagle czyjeś
kroki. Niechętnie zsunęła się z parapetu, szybko łapiąc do rąk swoje buty. Nie
obchodziło ją to, że masywne kamienie tworzące podłogę w szkole, ziębią ją w
stopy. Nie obchodziło jej to, że na jej ramionach pojawiła się gęsia skórka.
Nie zwracała uwagi na szczękające z zimna zęby. Nie wiedziała gdzie idzie.
Ponownie chciała uciec. Przed światem oraz przed idącym korytarzem człowiekiem.
Jeśli to był on? Nie… nie mogła teraz skonfrontować się z Draconem. Wiedziała,
że nie utrzymałaby swoich nerwów na wodzy. Gdy chciała już skręcić w korytarz
prowadzący w stronę jej komnat, nagle na kogoś wpadła. Odbiła się od jego
umięśnionej klatki i wylądowała na ziemi, tłukąc sobie tylną część ciała.
Jąknęła i spojrzała ku górze. Fuknęła zła… z deszczu pod rynnę. Chłopak
podsunął pod jej nos swoją dłoń, chcąc pomóc jej wstać, jednak ona pokręciła
głową i podniosła się o własnych siłach. Spojrzała na niego hardo. Stał tuż
przy niej. Od jego ciała bił żar, ogrzewający jej zmarzniętą skórę, przez którą
przechodziły dreszcze. Z jej oczu nadal niekontrolowanie spływały łzy, mocząc
jej zaczerwienione policzki. Wpatrywał się w nią tymi nieprzenikniętymi oczami,
w których krył się impertynencki błysk. Chciała uciec. Chciała? Nie wiedziała,
co czuje w tej chwili. W jej środku panowała istna burza uczuć, niepozwalająca
się jej skupić na choćby takich czynnościach jak obrót i powrót do swoich
komnat. Stała, więc…wpatrując się w chłopaka z wysoko uniesionym podbródkiem i
rękoma założonymi na piersiach. Wiedziała, że zdaje sobie sprawę z tego, że to
wszystko pozory. Wiedziała również, że na usta ciśnie mu się jedno zdanie,
które pomimo tego, że nadal nie zostało wypowiedziane, odbijało się echem po
jej głowie. Czyżbym cię nie ostrzegał?
W jej gardle ponownie urosła gula, która sprawiła, że zacisnęła zęby, starając
się nie załamać. Nie może. Nie przy nim. Opuściła głowę, zamykając powieki. Nie
chciała żeby widział ją w takim stanie. Chciała w tym momencie być sama.
Samotność była jej odwieczną przyjaciółką, której brakowało jej od dłuższego
czasu. Jednak on nadal stał przy niej. Między uderzeniami swojego serce,
słyszała jego krótki oddech. Czuła jego obecność, co jeszcze bardziej
potęgowało w niej uczucie niepokoju. Jednak… przynosiło ulgę. W pewnym stopniu
jej myśli opuściły wydarzenia z dzisiejszej nocy i skupiły się na nim. Jego
tajemniczość stała się dla niej istną zagadką, którą chciała rozwiązać. Czy nie
podobnie było z Draconem? Przełknęła ślinę i mocniej zacisnęła powieki. Nie
mogła o nim myśleć, nie mogła. I… nie musiała. Gdy tylko poczuła słaby uścisk
na swoim podbródku… przestała w ogóle myśleć. Poczuła nacisk z jego strony.
Pozwoliła mu przejąć kontrolę. Chłopak podniósł jej twarz, aby ponownie
spojrzała w jego stronę. Uchyliła niechętnie powieki. Jego brązowe oczy
wpatrywały się w nią teraz ze szczerym zaciekawieniem. Na ustach nie błąkał się
żaden wredny uśmieszek, a jego twarz… była po prostu poważna. Może i nawet
pełna skruchy, żalu. Jednak nie wiedziała tego dokładnie. To był w końcu on.
Wieczna zagadka, która stanęła na jej drodze, wywracając jej życie do góry
nogami. To był on. Nie wiedziała czy był jej przekleństwem, czy
błogosławieństwem. Tej nocy jednak był przy niej. Jego obecność wystarczyła,
aby mogła poczuć się, choć odrobinkę lepiej. By móc zapomnieć…
Zacisnęła mocno pięści.
Chciała podbiec do ich, oderwać tą wywłokę od niego, a potem uderzyć go z całej
siły w tą piękną… nie! przebrzydłą twarz! Nie zrobiła tego jednak, dlaczego? Bo
w chwili, gdy oderwała od ziemi nogę, on oderwał swoje usta od tej przeklętej
mopsicy i spojrzał na nią. Prosto w jej oczy. Patrzył, nie ruszając się z
miejsca. Jego ręce nadal znajdowały się na jej plecach. Dziewczyna zamruczała
niechętnie do jego ucha, po czym również się odwróciła. Gdy tylko zauważyła,
kim była osoba, która im przeszkodziła, na jej ustach pojawił się wielki
uśmiech satysfakcji.
-Jednak Harry miał
rację…-zdołała tylko tyle powiedzieć.
Chwilę później do jej
oczu doleciały łzy, a w gardle pojawiła się wielka gula. Draco odrzucił w bok
Pansy i ruszył w jej kierunku.
-Nie!- Krzyknęła.
Zatrzymał się i
spojrzał na nią… swoimi pięknymi, błękitnymi oczami. W tym momencie wypełniał
je tylko ból. Uśmiechnęła się smutno. On się źle czuł? Fuknęła pod nosem. Co
ona ma w takim razie powiedzieć?! Poczuła się zdradzona! Zraniona na wszystkie
możliwe sposoby. Nie chciała nawet słuchać jego tłumaczeń, więc gdy się
odezwał, po prostu odeszła.
-Hermiona…
Zaczął przepełnionym
wyrzutami sumienia głosem, jednak ona już się odwróciła. Modliła się w duchu,
aby za nią nie pobiegł. Chociaż wtedy… pokręciła głową i zacisnęła mocniej
pięści. Chciała po prostu stąd uciec.
-Mówiłem,
że wrócisz Granger.
Jego
subtelny głos wyciągnął ją z rozmyślań. Nadal nie oderwał swojej dłoni z jej
podbródka, a ona nie miała siły strącić jej. Czuła, że jest bliska wybuchu
płaczu. To… to bolało. Tak strasznie. Nie miała na nic siły. Normalnie
fuknęłaby na niego zła, jednak teraz… cieszyła się, że jest tutaj. Czy to
dziwne? Zdecydowanie. Lecz teraz jej rozum nie odpowiadał za jej ciało,
wszystkim sterowały emocje, które nagromadzone w jej ciele, krzyczały, aby
zwrócić na nie uwagę. Udało się. Łzy poleciały z jej oczu. Całe jej ciało
zaczęło drżeć. Daniel złapał ją w pasie i podtrzymał zanim upadła. Wspierając
się na jego ramieniu podeszli do najbliższego parapetu. Chłopak złapał ją
delikatnie i podsadził. Nawet nie zareagowała, gdy usiadł obok niej, a jego
ramię dotknęło jej.
-Nie
jestem zbyt dobry w pocieszaniu- wyrwało mu się, sprawiając, że na jej ustach
pojawił się delikatny, lecz smutny uśmiech.
-Nigdy
nie myślałam, że usłyszę te słowa z twoich ust.
Spojrzała
na niego, aby zobaczyć szczery wyraz rozbawienia na jego twarzy. To był dziwny
wieczór dla ich dwójki. Zapomnieli o swoich sporach i po prostu napawali się
swoim towarzystwem. Nie myśląc o konsekwencjach, nie myśląc o przyszłości.
-Mam
jednak coś co może poprawić ci humor- ponownie przerwał ciszę, wyciągając z
marynarki różdżkę i wypowiadając pod nosem regułkę zaklęcia.
Już
po chwili w jego rękach pojawił się, zapakowany w czarny papier, prezent.
Przyczepiony był do niego zwitek papieru, na którym widniało jej imię i
nazwisko.
-Czyli
to ty byłeś moim Mikołajem?- Zaśmiała się i złapała niepewnie podarunek, który
ułożył jej na kolanach.
-Zgadza
się- przytaknął głową.- Zwrotów nie przyjmuje. Tak samo jak odmowy.
Spojrzała
na niego zdziwiona, jednak on tylko skinął głową w stronę prezentu. Sprawnie
rozdarła papier i otworzyła pudełko. Przejechała dłonią po pięknej tkaninie,
która pod jej palcami naprężała się, ukazując wspaniałe piękno jedwabiu.
Złapała za materiał i wyciągnęła go ku górze. Z pudełka wysunęła się piękna,
długa suknia o morskim kolorze. Była bez ramiączek, a wycięty w serce dekolt usłany
był świetlistymi diamencikami.
-Jest
piękna, ale…
-To
prezent –przerwał jej.
Uśmiechnęła
się delikatnie. Jednak, gdy tylko chciała odłożyć suknie ponownie do pudełka,
wypadła z niej mała notatka, która sprawnie złapała w palce. Czuła jak mięśnie
chłopaka napinają się z nerwów. Otworzyła zwitek papieru i rozszerzyła oczy ze
zdziwienia…
- wiem, wiem... nie dość, że tak krótko to w takim odstępie czasowym. Przyznaję się do winy bez bicia. Jednak ten rok szkolny okazał się być dla mnie dość trudny. Dopiero teraz, kiedy złapała mnie choroba mogłam sobie pozwolić na dokończenie tego rozdziału. Nie wydaje mi się on zbyt dobry i pewnie będziecie mieć do niego zastrzeżenia, jednak... warto zaryzykować.