A white blank page
and a swelling rage, rage
You did not think
when you sent me
to the brink, to the brink
You desired my attention
but denied my affections, my affections
and a swelling rage, rage
You did not think
when you sent me
to the brink, to the brink
You desired my attention
but denied my affections, my affections
Patrzył
na nią chłodnym wzorkiem. Czuła wiszące nad nimi napięcie, którego się obawiała.
Nie wiedziała, czemu blondyn jest na nią zły. Czyżby przez ten taniec z
Danielem?, Spytała się w końcu, lecz szybko odpędziła od siebie te myśli. Jeśli
miałby być one prawdą, to znaczyłoby, że Malfoy musiał coś do niej czuć, a ona…
jak na razie nie wiedziała co tak naprawdę ich łączy. Sama nie rozumiała swoich
myśli, ponieważ od jakiegoś czasu czuła, że ich relacje schodzą na kompletnie
inny tor. W pewnym stopniu podobało się jej to, lecz pozostawało tylko jedno ale, którym była przeszłość. Blondyn
spuścił z niej wzrok i próbował ją wyminąć. Hermiona jednak złapała go za
nadgarstek i zatrzymała. Czuła zimno, które biło od jego skóry. Mieszało się z
pulsującym ciepłem jej ciała. Słyszała zdenerwowane bicie swojego serce, które
zagłuszało głośną muzykę. Wszystko dla niej teraz nie miało sensu. Próbowała
jedynie nawiązać z nim kontakt wzrokowy, lecz jej unikał.
-Spójrz na mnie –poprosiła, a jej palec zaplótł się o jego.
Poczuła
jak jego ciało się napina. Jego wzrok nadal wędrował po sali, omijając jej
twarz. Wiedziała, że walczył z samym sobą. Było to widać po jego spiętej
twarzy. Jego napięta skóra, uwydatniała kości policzkowe, którym Hermiona
dopiero teraz mogła przyjrzeć się dokładnie. Blondyn nagle zmarszczył czoło i
wyciągnął swoją dłoń z jej uścisku. Odszedł. A ona nie miała zamiaru z nim
biec. Wykonała pierwszy krok w ich głupiej kłótni, a on go zlekceważył. Teraz
była jego kolej. Gryfonka rozumiała, że może chce to wszystko przemyśleć, nie
chce przy niej wybuchnąć, lecz… w kółko powtarzała sobie w myślach pytanie,
czemu, aż tak bardzo poczuł się… urażony? Spojrzała w stronę parkietu, lecz już
go nie zauważyła. Zniknął w tłumie ludzi. Hermiona westchnęła zirytowana i
sięgnęła po butelkę piwa ze stolika. Szybko je otwarła i wypiła kilka łyków.
Czuła rosnącą w niej irytację, którą alkohol jeszcze bardziej podsycił.
Niesmaczny płyn spływał po jej gardle, sprawiając, że powoli się rozluźniała.
Usiadła na jednym z barowych krzeseł i obróciła się plecami w stronę baru, a
przodem do parkietu. Znalazła wśród bawiących się ludzi Theodora, który cały
czas towarzyszył pięknej dziewczynie, kątem oka zdołała nawet zobaczyć srebrną
zbroję rycerza Zabiniego, który siedział na jednej z kanap, a koło niego ubrana
w sukienkę pielęgniarki słodka blondyneczka. Byli oni jedynymi osobami na tej
imprezie, z którymi mogłaby spędzić ten wieczór, lecz byli zajęci. Nie chciała
im przeszkadzać i przez to nie widziała również innego wyjścia, niż tylko
opuszczenie tej nieudanej imprezy i powrót do komnaty. Wiedziała, że w ich
dormitorium nie będzie Dracona. Było to dla niej jasne, że teraz zniknie gdzieś
w ciemnościach zamku, aby tam przemyśleć sobie wszystko, a potem wrócić. Lecz
co w ogóle ma przemyśleć?!, Oburzyła się i wzruszyła ramionami. Wypiła do końca
swój napój i odstawiła go z hukiem na blat baru. Barman uśmiechnął się do niej
uroczo i zabrał butelkę, tylko po to, aby postawić przez nią kolejną…pełną.
Hermiona pokręciła głową. Nigdy nie była typem imprezowiczki. Obawiała się
nawet, że to jedno piwo i tak wpłynęło na nią, aż za bardzo. Lecz z drugiej
strony potrzebowała znaleźć spokój i poczucie błogości, które w tej chwili
czuła. Gdy barman chciał zabrać butelkę, złapała go za rękę i pokręciła głową.
Chłopak posłusznie odstawił piwo i puścił do niej oczko. Objęła palcami szklaną
butelkę i pokręciła nią, przyglądając się ruszającemu się w środku napojowi.
Nagle miejsce obok niej ktoś zajął. Skinął na barmana dłonią, a ten przyniósł
mu szklankę z bursztynowym płynem.
-Zostaw
mnie w spokoju –warknęła i upiła łyk napoju.
-I
mam zostawić cię tu samą?- Pokręcił głową i spojrzał na nią badawczo.- Nie bądź
zdziwiona. Nawet ja kieruję się pewnymi zasadami.
-A
jakie to zasady?- Odpyskowała mu i przekręciła się w jego stronę.
Przyjrzała
się uważnie jego czarnym włosom, które opadały na blade jak kreda czoło. Z
profilu również zauważyła, że jego długi nos jest szpiczaście zakończony.
-Moje
własne, Aniele – odpowiedział i również odwrócił się w jej stronę.- Odprowadzę
cię.
-O
nie, nie, nie- zaprzeczyła gwałtownie.- Jak widzisz właśnie zaczynam się
wspaniale bawić!
Na
potwierdzenie swoich słów podniosła do góry piwo i wzniosła je w toaście, po
czym upiła kilka łyków. Kąciki ust Daniela wygięły się ku górze.
-Granger…
ty jesteś pijana – powiedział z rozbawieniem w głosie.
-Nie,
nie jestem – odpowiedziała hardo.- Również nie potrzebuję twojej pomocy, ani
twojego towarzystwa, które tak notabene działa mi na nerwy.
Uśmiechnęła
się cwanie i spróbowała zejść z krzesła, lecz przytrzymały ją dłonie chłopaka,
które wbiły się w jej ramiona.
-Pomimo
mojej wielkiej niechęci do ciebie kruszynko, czuję się odpowiedzialny za ciebie-
wysyczał i ponownie ułożył ją na siedzeniu.- Więc bądź choć przez moment
posłuszna i siedź spokojnie.
Hermiona
zerknęła na niego z ukosa i wybuchła szczerym śmiechem.
-„Mimo
wielkiej niechęci do ciebie”- przedrzeźniła go i zrobiła urażoną minę.- Ja
również nie darzę cię dużą sympatią, mój ty wybawicielu. Dlatego najlepiej
będzie, jeśli rozejdziemy się… każdy w inną stronę. W sumie takie są zasady
rozdzielania się.
Dodała
zamyślona i zeskoczyła z krzesła. Czuła dziwne pulsowanie w jej ciele. Głowa
zaczęła jej ciążyć, a głośna muzyka stała się jeszcze bardziej nieznośna niż
była wcześniej.
-Granger…-
usłyszała za sobą nieznośny głos.
Przewróciła
oczami i z impetem obróciła się w stronę chłopaka. Dźgnęła go palcem w klatkę
piersiową i westchnęła rozdrażniona.
-Ktoś
tu nie rozumie zasad rozdzielenia?- Zapytała i podniosła jedną brew ku górze.-
Daj mi spokój! Bo obiecuję, że…
-Co?
Znowu przeniesiesz mnie do gabinetu dyrektorki? –Spytał z ironią.- Na nic
więcej cię nie stać. Działasz tylko według ustalonych reguł, które są dla
ciebie świętością. Uwierz mi Granger, nie boję się ciebie ani troszeczkę.
Szatynka
zmierzyła go wzrokiem, a jej policzki zapłonęły czystą nienawiścią. Sięgnęła
dłonią w stronę torebki, której jednak nie było. Szybko opuściła wzrok z
Daniela i ze zdenerwowaniem zaczęła szukać jej zguby.
-Granger?-
Spytał ją zdezorientowany.
-Co
tak za mną chodzisz?- Zganiła go, gdy tylko ponownie zastąpił jej drogę.-
Znajdź moją cholerną torebkę!
-Nie
będziesz mi rozkazywać Granger, ja…
-Zamknij
się!- Warknęła, a później fuknęła pod nosem i teatralnie wzruszyła rękami.-
Taki byłeś pomocny przed chwilą, a teraz szukanie zwykłej torebki cię przerosło?!
-Jesteś
niemożliwa- odpowiedział.
Nie
widział nic szczególnego w małej i bezwartościowej torebce, która zapewne
znalazłaby się w następny dzień, lecz posłusznie poszedł za Gryfonką. Szedł
pewnie, rozglądając się na boki. Ręce schowane miał w kieszeni, a na ustach
widniał cyniczny uśmiech.
-Nie
trzeba było tyle pić Aniele- odpowiedział, nie mogąc się powstrzymać.- Miałabyś
swoją zgubę, a teraz…
-Czy
choć przez chwilę nie możesz być cicho?- Zapytała i złapała się za głową.-
Strasznie tu głośno…
Warknęła
pod nosem, lecz nie zaprzestała poszukiwania. Doszła do barku i okrążyła go
dookoła, lecz i tam nie znalazła torebki, w której spoczywała jej różdżka.
-Czy
to ona?- Usłyszała głos Daniela i momentalnie podniosła się do góry.
Obróciła
się w jego stronę i spojrzała na zdobycz, którą trzymał w ręce. Tak, to była
ona. Na ustach szatynki pojawił się wielki uśmiech, który łączył ze sobą
szczęście oraz uczucie ulgi. Gdyby to nie był Daniel pewnie rzuciłaby się na
szyję swojemu wybawcy, lecz w takim wypadku…
-Dziękuję-
powiedziała jedynie i podeszła, aby ją zabrać.
Daniel
odsunął w tył dłoń i schował torebkę za plecy. Hermiona założyła ręce na piersi
i westchnęła głośno. Wiedziała, że nie obyłoby się bez kompromisu.
-Czego
chcesz?- Spytała bez ogródek.
-Oddam
ci torebkę, a ty posłusznie pozwolisz się odprowadzić do dormitorium.
-A
gdzie haczyk? – Zaśmiała się.- Myślisz, że ot tak wyjdę stąd z tobą. O nie,
nie, nie. Jak mnie pamięć nie myli dość niedawno groziłeś mi, a teraz mam iść z
tobą gdzieś… bez świadków? Sam odpowiedz sobie na to pytanie.
-Nie
gdzieś… tylko do dormitorium –westchnął.- Jesteś pijana. Zemszczenie się w
takim momencie na pewno nie sprawi mi satysfakcji… uwierz mi.
-A
no tak… twój wspaniały kodeks ci tego zabrania, tak?- Spytała ironicznie.
-A
żebyś wiedziała Aniele –odparł.- A teraz czy tego chcesz czy nie, odprowadzę
cię do pokoju, a ty jak na grzeczną dziewczynkę przystało pójdziesz prosto do
łóżka.
Hermiona
westchnęła, lecz nie miała siły dłużej się sprzeczać. Bolała ją głowa, a głośna
muzyka wprawiała ją w obłęd. Poczuła jak Daniel łapie ją za ramię i wyprowadza,
omijając tłumy uczniów. Już po chwili znaleźli się na korytarzu, a szatynka
odetchnęła z ulgą. Wciągnęła do płuc
świeże powietrze, które choć na chwilę zatrzymało mocne wirowanie w głowie.
Jeszcze nigdy tak okropnie się nie czuła. Próbowała racjonalnie przemyśleć
sprawę, lecz nic nie potrafiła zebrać w jedną całość. Jej dzisiejszym wybawcą
nie okazała się być ani Theo, ani Zabini, nawet nie Draco… tylko on. Daniel
Khal. Jej wróg. Wszystko było dziwnie popaprane, a jego zachowanie w żadnym
stopniu nie przypominało zachowania z wieczoru, gdy jej groził.
-Prowadź-
usłyszała jego głos, gdy znaleźli się przy drzwiach Wielkiej Sali.
Siknęła
głową i wskazała palcem na klatkę schodową. Cały czas podtrzymywał ją na swoim
ramieniu, którego zapach sprawiał, że jej brzuch fikał koziołki. Nieprzyjemny odór
Ognistej sprawiał, że kręciło się jej w głowie. Przystanęła i spojrzała na
niego z wyrzutem.
-Zdejmij
ją- wskazała na marynarkę.
-Spokojnie
Granger, jeszcze nawet nie było pierwszej randki –uśmiechnął się ironicznie i
wykonał jej rozkaz.
Szatynka
zmarszczyła czoło i zmrużyła oczy.
-Po
prostu śmierdzisz alkoholem- warknęła.
-Teraz
ten zapach ci przeszkadza, co?- Spytał, nie mogąc się powstrzymać.
Fuknęła pod nosem, postanawiając pozostawić tę
uwagę bez komentarza. Ponownie złapała się za jego ramię i skierowali się w
korytarz, który doprowadzał do jej dormitorium. Gdy zatrzymali się przy wejściu
odwróciła się do niego przodem i uśmiechnęła się sztucznie.
-Dziękuję-
wysyczała.
-Ależ
nie ma za co – odpowiedział tym samym tonem.- Mam tylko nadzieję, że jest to
dla ciebie jasne, że jutro wracam na ścieżkę wojny.
-Jasne
jak słońce – odpowiedziała.
Gdy
już chciała zniknąć za przejściem, usłyszała jego głos. Przepełniony jadem i
satysfakcją.
-Pozdrów
Malfoya!
***
Czuł
buzującą w jego żyłach krew, która pulsowała w przyśpieszonym tempie.
Zaciśnięte palce powoli zmieniały kolor na sine, lecz on nie miał zamiaru
poluźnić uścisku. Wiedział, że gdyby tylko to zrobił, musiałby wyładować swoje
emocje na czymś lub kimś innym, a on nie mógł pozwolić sobie na chwilę
słabości. Przemykał zdenerwowany przez tłum roztańczonych ludzi, którzy
wpychali się na niego z impetem, przepraszali, a z ich ust wydobywał się
okropny fetor alkoholu. Draco już chciał wymknąć się z sali, gdy drogę
zagrodziła mu niska czarnowłosa. Pansy uśmiechnęła się, a w jej oczach błysnęła
iskierka, która nie spodobała się Malfoyowi.
-Szukałam
cię cały wieczór - wyszeptała uwodzicielsko i zbliżyła się do chłopaka.
Przejechała
palcem po jego klatce piersiowej, a ręką chwyciła go za krawat i przyciągnęła
go do siebie bliżej. Jej ruchy były delikatne, lecz również pewne. Zachowywała
się jak zwierzę, które właśnie zauważyło na swoim polu potencjalną zdobycz.
Draconowi nie podobała się sytuacja, w której się znalazł. Pansy od jakiegoś
czasu działała mu na nerwy swoim zaborczym zachowaniem, lecz ona nigdy nie
zwracała uwagi na jego zdanie. Liczyła się jej potrzeba. Malfoy delikatnie
wyplątał swój krawat z jej uścisku i odrzucił jej rękę. Dziewczyna zatoczyła
się do tyłu, a on mimowolnie złapał ją, aby nie upadła.
-Jesteś
pijana – stwierdził bardziej niż zapytał.
Pansy
zachichotała głupkowato i przejechała swoją dłonią po jego policzku.
-A
ty nadal jesteś śliczny –odpowiedziała i wtuliła się w jego ramię.
Draco
najpierw chciał ją odrzucić, zachować się w stosunku niej tak jak zwykle, lecz
odezwał się w jego głowie głosik pewnej Gryfonki. Pomimo tego jak bardzo nie
chciał teraz iść za jej radą, czy myśleć o niej, skierował się wraz z uwieszoną
Ślizgonką w stronę dormitoriów dziewczyn. Uczniowie spoglądali na nich czujnym
i zaciekawionym wzrokiem, lecz nikt nie odważył się odezwać. Jego nie
interesowała ich ciekawość, ani opinia, chciał jak najszybciej stąd wyjść, a
żeby było to możliwe, najpierw musiał odłożyć pijaną Ślizgonkę do jej łóżka.
Gdy tylko zamknął za nimi drzwi, od razu poczuł się lepiej. Głośne dudnienie
muzyki zostało gdzieś z tyłu, a w dormitorium słychać było tylko delikatne
dźwięki. Odór pijanych i spoconych ludzi, zamienił się w słodki aromat damskich
perfum. Pansy wybełkotała coś pod nosem, lecz on nie zwrócił na to uwagi.
Skierował swoje kroki w stronę ostatniego łóżka i położył na nim dziewczynę.
Pansy przekręciła się na bok i uchyliła oczy. Spojrzała na niego i uśmiechnęła
się delikatnie.
-Pamiętasz,
gdzie jest moje łóżko – stwierdziła ze zdziwieniem, lecz gdy zobaczyła jego
niewyraźną minę, od razu zmieniła taktykę.-Dziękuję, że mnie stamtąd zabrałeś.
-Nie
ma sprawy –odpowiedział sucho.
Dziewczyna
ponowie uśmiechnęła się w jego stronę, zamyślając się. Nastała między nimi
niezręczna cicha. Draco czuł wyżerające go od środka wyrzuty sumienia.
Dziewczyna wspomniała o okresie w jego życiu, o którym wolałby zapomnieć. Wtedy
dość często lądował w tym łóżku, właśnie z tą dziewczyną… a teraz?
-Ja
już pój…-zaczął i skinął głową na drzwi.
-Nie!-
Przerwała mu czarnowłosa i podniosła się nagle z łóżka.- Proszę… Zostań,
chociaż na chwilę, dobrze? Dopóki nie zasnę?
Draco
westchnął ciężko, lecz skinął głową. Nie miał co ze sobą zrobić. Wiedział, że
gdy tylko wróci na sale spotka Hermionę, dormitorium również odpadało, bo jeśli
dziewczyna chciałaby z nim porozmawiać zapewne czekałby na niego właśnie tam.
Już wyobrażał sobie jej drobną sylwetkę otuloną w koc. Jej blada twarz
skierowana byłaby w stronę ognia, a jego płomienie skakałyby po niej,
osłaniając piegi. Pokręcił głową i usiadł na łóżku obok Pansy. Dziewczyna
położyła się na jego udzie i przykryła się kocem. Czuł jej urywany oddech oraz
zapach drogich perfum, którym od zawsze się psikała. Wokół dziewczyny roznosiła
się dziwna aura spokoju, która podziałała również i na Dracona. Chłopak zamknął
oczy, a głowę oparł na jednej z poduszek. Za chwilę i jego zmorzył sen.
***
Obudził
go huk. Poderwał się z łóżka, odrzucając w bok czarnowłosą dziewczynę, która
spała przyklejona do jego torsu. Pansy niezadowolona mruknęła coś pod nosem, po
czym obróciła się do niego plecami i już po chwili można było usłyszeć jej
miarowy i spokojny oddech. Przetarł dłonią twarz, a w jego głowie kłębiły się
myśli, które zazwyczaj zatrzymywały się w momencie , gdy wpatrywał się w jej
bezsilną twarz chłodnym spojrzeniem. Przepełniała go wtedy taka złość,
rozrywała go od środka i sprawiała, że nie mógł się kontrolować. Teraz musiał
utrzymać kontrole. To ona jedyna dzieliła go od kompletnego załamania, czy też
zmiany… na gorsze. Westchnął i złapał dłonią za krawat, który zbyt mocno wpijał
się w jego szyję. Rozwiązał go i zrzucił na łóżko. Drgnął nagle przestraszony,
gdy ponownie coś huknęło w pokoju. Usłyszał stłumiony męski głos i damski,
słodki chichot. Wytężył wzrok w stronę wejścia do pokoju i wtedy światło
księżyca odbiła się o metalową zbroję.
-Diabeł?-
Spytał zdziwiony.
-Malfoy!-
Krzyknął drugi i szybko porzucił swoją towarzyszkę, która nie wydawała się
zbytnio zachwycona z tego faktu.
Zbroja
zgrzytała niemiłościwie, gdy Zabini podszedł w stronę przyjaciela.
-Co
ty tu robisz?- Spytał i skinął głową w stronę śpiącej Ślizgonki.
Malfoy
zignorował jego gest i wstał szybko z łóżka, po czym wyminął przyjaciela i
posłał mu wredne spojrzenie:
-Mógłbym
się ciebie również o to spytać- odpowiedział krótko i trzasnął drzwiami.
Już
po chwile usłyszał swojego przyjaciele, a raczej dźwięki, które wydobywał jego
strój. Zabini przeklinał głośno ubrania, lecz w przerwach wołał Dracona. Gdy w
końcu zdołał go dogonić, przyparł go do ściany, a swoim przedramieniem
przygwoździł jego klatkę piersiową.
-Co
ty wyprawiasz Zabini?- Warknął Dracon, próbując wyślizgnąć się spod zbroi, lecz
metal skutecznie mu to uniemożliwiał.
Zabini
zignorował jego wcześniejsze pytanie i westchnął pełen irytacji.
-Odbiło
ci do końca stary?!- Syknął.- Pakujesz się w to samo gówno znowu? Pansy?!
Serio? Mówiłeś jak bardzo wpływa na ciebie Granger, że ci pomaga. Czemu się jej
do cholery nie trzymasz?! Gdybym ja miał taką możliwość to nigdy nie
pozwoliłbym, aby moje wcześniejsze życie wróciło do mnie…
-Zabini-
przerwał mu, lecz chłopak ponownie go zignorował.
-Nie!
Malfoy puknij się w ten głupi łeb w końcu! Już ci się znudziła…?!
-Przestań!-
Krzyknął i z całej siły odrzucił kolegę do tyłu, aż ten stracił przez moment
równowagę. Spojrzał na niego spod łba, po czym dodał o wiele ciszej i słabiej.-
Przestań…
Diabeł
spojrzał na niego z wyraźnym szokiem, lecz już po chwili ponownie podszedł do
niego i wymownie skierował swoje brwi ku górze.
-Coś
się wydarzyło między wami, tak?
Draco
fuknął pod nosem, a na jego ustach pojawił się ironiczny uśmiech. Może właśnie
nim chciał zatuszować jego wewnętrzne emocje, a może po prostu stał się już
jego nierozłącznym elementem, przy rozwiązywaniu trudnych spraw.
-Nią
już miał, kto się zająć… -odpowiedział krótko i gdy już chciał odejść, Zabini
złapał go za ramię.
-To
nie znaczy, że ty musisz…
-Nie
spałem z nią!- Oburzył się i wyrwał się z jego uścisku.- Myślisz, że przez
jedną głupią kłótnie jestem w stanie tak się stoczyć?
Malfoy
fuknął pod nosem zniesmaczony i zniknął zza wyjściem z domu Salazara.
***
Przebudziła
się, gdy tylko usłyszała głośne trzaśnięcie drzwiami, które dobiegało z
sąsiedniego pokoju. Spojrzała na zegarek na stoliczku nocnym i ze zdziwieniem
stwierdziła, że dochodziła już siódma. Nie była jednak w stanie dokładnie
odczytać ruchu mniejszej wskazówki, ponieważ w głowie huczało jej niemiłosiernie,
a oczy co po chwilę zachodziły mgłą. Opadła ponownie na wygodne poduszki i
wtuliła się w nie, wciągając do nosa świeży zapach lawendy. Próbowała ponownie
zasnąć, lecz nie potrafiła. Jej serce nadal łomotało w jej klatce. Miała ochotę
wyskoczyć z łóżka i bez pukania wejść do jego pokoju. Spojrzeć na niego i… i
co? Wzięła w ręce drugą poduszkę i przykryła swoją twarz. Chciała krzyczeć,
lecz żaden dźwięk nie wydobywał się z jej ust. Chciała płakać, lecz żadna łza
nie chciała polecieć z jej zaszklonych oczu. Leżała, więc tak – z poduszką
przystawioną do twarzy – i myślała. Jednak wszystkie wydarzenia z wczoraj
wracały do niej tak chaotycznie. Draco… jego zawód, który widziała w jego
oczach, Daniel i jego kompletnie inna strona, która wywoływała u niej większą
podejrzliwość niż jego pierwsza, aż w końcu jej zawód, gdy zauważyła, że
dormitorium było puste. Westchnęła
głośno i obróciła się na drugi bok. Kolana przysunęła do siebie i zahaczyła
nimi swój podbródek. Zimnymi jak lód rękami oplotła swoje nogi i tak trwała
przez dłuższą chwilę, oczekując, aż uczucie dyskomfortu minie. Cały czas bolała
ją głowa, a brzuch fikał koziołki. Nagle z jej transu wybudził ją stukot o
szybę. Warknęła pod nosem i jeszcze bardziej skuliła się w sobie, lecz stukot
stawał się coraz to głośniejszy. Podniosła się niechętnie z łóżka i przetarła
ręką swoją twarz. Przymrużonymi oczami spojrzała w stronę okna i wtedy
zobaczyła piękną i majestatyczną sowę, która wpatrywała się w nią żółtymi
ślepiami. Podeszła do okna i wpuściła zwierzątko, które wyciągnęło w jej stronę
nóżkę z przywiązanym listem i małą paczuszką. Ptak, gdy tylko poczuł brak
ciężaru, wyfrunął zza okno i skierował się w stronę sowiarnii. Hermiona
najpierw sięgnęła po list, rozwiązała czarną nić i rozwinęła pergamin.
Na dzisiejszy poranek,
Ps. Nie, to nie jest trucizna. Gdyby to była
zapewne stałbym tuż obok ciebie, aby napawać się tym widokiem.
Twój najukochańszy Daniel…
Hermiona
z niedowierzaniem czytała treść notatki. Fuknęła pod nosem jak wściekła kotka i
rozejrzała się po pokoju – tak dla pewność. Jednak, w żadnym z kątów jej
sypialni nie czaił się przerażający Ślizgon. Rozwiązała paczuszkę z lekką
obawą, lecz gdy drżącymi rękami wyciągnęła z niej małą fiolkę z płynem, od razu
go rozpoznała. Uśmiechnęła się mimowolnie. Odkorkowała buteleczkę i wpiła całą
zawartość za jednym razem, aby nie czuć okropnego smaku. Już po chwili
przestało kręcić się w jej głowie, a później wszystkie niedogodne objawy
wyparowały. Wpatrywała się z niedowierzaniem w podpis na kartce, a jej
wewnętrzne przeczucie cały czas powtarzało, aby uważała, lecz ona w pewien
niezrozumiały dla niej sposób poczuła pewną empatię dla tego chłopaka. Wrednego,
o czarnym poczuciu humoru… lecz wiedziała, że gdzieś w jego środku. Może bardzo
głęboko. Tkwi dobry człowiek. Tak samo jak Draco, on również musiał wyjawić
swoje prawdziwe ja.
- a o to 19 rozdział! Muszę przyznać, że nie jestem z niego zbytnio zadowolona, lecz już nic na to nie poradzę. Próbowałam go dopracować przez ten tydzień, jednakże los postawił na mojej drodze chorobę, więc o to rozdział pisany przy kubku gorącej herbaty. Z góry przepraszam, więc za wszystkie błędy! Jestem również ciekawa Waszych opinii, których z rozdziału na rozdział jest coraz mniej. Zaczyna mnie to martwić, ale... może wszystko wróci do normy! Pozdrawiam :*