czwartek, 28 maja 2015

—19. I knew my weakness

A white blank page
and a swelling rage, rage
You did not think
when you sent me
to the brink, to the brink
You desired my attention
but denied my affections, my affections



Patrzył na nią chłodnym wzorkiem. Czuła wiszące nad nimi napięcie, którego się obawiała. Nie wiedziała, czemu blondyn jest na nią zły. Czyżby przez ten taniec z Danielem?, Spytała się w końcu, lecz szybko odpędziła od siebie te myśli. Jeśli miałby być one prawdą, to znaczyłoby, że Malfoy musiał coś do niej czuć, a ona… jak na razie nie wiedziała co tak naprawdę ich łączy. Sama nie rozumiała swoich myśli, ponieważ od jakiegoś czasu czuła, że ich relacje schodzą na kompletnie inny tor. W pewnym stopniu podobało się jej to, lecz pozostawało tylko jedno ale, którym była przeszłość. Blondyn spuścił z niej wzrok i próbował ją wyminąć. Hermiona jednak złapała go za nadgarstek i zatrzymała. Czuła zimno, które biło od jego skóry. Mieszało się z pulsującym ciepłem jej ciała. Słyszała zdenerwowane bicie swojego serce, które zagłuszało głośną muzykę. Wszystko dla niej teraz nie miało sensu. Próbowała jedynie nawiązać z nim kontakt wzrokowy, lecz jej unikał.
-Spójrz na mnie –poprosiła, a jej palec zaplótł się o jego.                
Poczuła jak jego ciało się napina. Jego wzrok nadal wędrował po sali, omijając jej twarz. Wiedziała, że walczył z samym sobą. Było to widać po jego spiętej twarzy. Jego napięta skóra, uwydatniała kości policzkowe, którym Hermiona dopiero teraz mogła przyjrzeć się dokładnie. Blondyn nagle zmarszczył czoło i wyciągnął swoją dłoń z jej uścisku. Odszedł. A ona nie miała zamiaru z nim biec. Wykonała pierwszy krok w ich głupiej kłótni, a on go zlekceważył. Teraz była jego kolej. Gryfonka rozumiała, że może chce to wszystko przemyśleć, nie chce przy niej wybuchnąć, lecz… w kółko powtarzała sobie w myślach pytanie, czemu, aż tak bardzo poczuł się… urażony? Spojrzała w stronę parkietu, lecz już go nie zauważyła. Zniknął w tłumie ludzi. Hermiona westchnęła zirytowana i sięgnęła po butelkę piwa ze stolika. Szybko je otwarła i wypiła kilka łyków. Czuła rosnącą w niej irytację, którą alkohol jeszcze bardziej podsycił. Niesmaczny płyn spływał po jej gardle, sprawiając, że powoli się rozluźniała. Usiadła na jednym z barowych krzeseł i obróciła się plecami w stronę baru, a przodem do parkietu. Znalazła wśród bawiących się ludzi Theodora, który cały czas towarzyszył pięknej dziewczynie, kątem oka zdołała nawet zobaczyć srebrną zbroję rycerza Zabiniego, który siedział na jednej z kanap, a koło niego ubrana w sukienkę pielęgniarki słodka blondyneczka. Byli oni jedynymi osobami na tej imprezie, z którymi mogłaby spędzić ten wieczór, lecz byli zajęci. Nie chciała im przeszkadzać i przez to nie widziała również innego wyjścia, niż tylko opuszczenie tej nieudanej imprezy i powrót do komnaty. Wiedziała, że w ich dormitorium nie będzie Dracona. Było to dla niej jasne, że teraz zniknie gdzieś w ciemnościach zamku, aby tam przemyśleć sobie wszystko, a potem wrócić. Lecz co w ogóle ma przemyśleć?!, Oburzyła się i wzruszyła ramionami. Wypiła do końca swój napój i odstawiła go z hukiem na blat baru. Barman uśmiechnął się do niej uroczo i zabrał butelkę, tylko po to, aby postawić przez nią kolejną…pełną. Hermiona pokręciła głową. Nigdy nie była typem imprezowiczki. Obawiała się nawet, że to jedno piwo i tak wpłynęło na nią, aż za bardzo. Lecz z drugiej strony potrzebowała znaleźć spokój i poczucie błogości, które w tej chwili czuła. Gdy barman chciał zabrać butelkę, złapała go za rękę i pokręciła głową. Chłopak posłusznie odstawił piwo i puścił do niej oczko. Objęła palcami szklaną butelkę i pokręciła nią, przyglądając się ruszającemu się w środku napojowi. Nagle miejsce obok niej ktoś zajął. Skinął na barmana dłonią, a ten przyniósł mu szklankę z bursztynowym płynem.
-Zostaw mnie w spokoju –warknęła i upiła łyk napoju.
-I mam zostawić cię tu samą?- Pokręcił głową i spojrzał na nią badawczo.- Nie bądź zdziwiona. Nawet ja kieruję się pewnymi zasadami.
-A jakie to zasady?- Odpyskowała mu i przekręciła się w jego stronę.
Przyjrzała się uważnie jego czarnym włosom, które opadały na blade jak kreda czoło. Z profilu również zauważyła, że jego długi nos jest szpiczaście zakończony.
-Moje własne, Aniele – odpowiedział i również odwrócił się w jej stronę.- Odprowadzę cię.
-O nie, nie, nie- zaprzeczyła gwałtownie.- Jak widzisz właśnie zaczynam się wspaniale bawić!
Na potwierdzenie swoich słów podniosła do góry piwo i wzniosła je w toaście, po czym upiła kilka łyków. Kąciki ust Daniela wygięły się ku górze.
-Granger… ty jesteś pijana – powiedział z rozbawieniem w głosie.
-Nie, nie jestem – odpowiedziała hardo.- Również nie potrzebuję twojej pomocy, ani twojego towarzystwa, które tak notabene działa mi na nerwy.
Uśmiechnęła się cwanie i spróbowała zejść z krzesła, lecz przytrzymały ją dłonie chłopaka, które wbiły się w jej ramiona.
-Pomimo mojej wielkiej niechęci do ciebie kruszynko, czuję się odpowiedzialny za ciebie- wysyczał i ponownie ułożył ją na siedzeniu.- Więc bądź choć przez moment posłuszna i siedź spokojnie.
Hermiona zerknęła na niego z ukosa i wybuchła szczerym śmiechem.
-„Mimo wielkiej niechęci do ciebie”- przedrzeźniła go i zrobiła urażoną minę.- Ja również nie darzę cię dużą sympatią, mój ty wybawicielu. Dlatego najlepiej będzie, jeśli rozejdziemy się… każdy w inną stronę. W sumie takie są zasady rozdzielania się.
Dodała zamyślona i zeskoczyła z krzesła. Czuła dziwne pulsowanie w jej ciele. Głowa zaczęła jej ciążyć, a głośna muzyka stała się jeszcze bardziej nieznośna niż była wcześniej.
-Granger…- usłyszała za sobą nieznośny głos.
Przewróciła oczami i z impetem obróciła się w stronę chłopaka. Dźgnęła go palcem w klatkę piersiową i westchnęła rozdrażniona.
-Ktoś tu nie rozumie zasad rozdzielenia?- Zapytała i podniosła jedną brew ku górze.- Daj mi spokój! Bo obiecuję, że…
-Co? Znowu przeniesiesz mnie do gabinetu dyrektorki? –Spytał z ironią.- Na nic więcej cię nie stać. Działasz tylko według ustalonych reguł, które są dla ciebie świętością. Uwierz mi Granger, nie boję się ciebie ani troszeczkę.
Szatynka zmierzyła go wzrokiem, a jej policzki zapłonęły czystą nienawiścią. Sięgnęła dłonią w stronę torebki, której jednak nie było. Szybko opuściła wzrok z Daniela i ze zdenerwowaniem zaczęła szukać jej zguby.
-Granger?- Spytał ją zdezorientowany.
-Co tak za mną chodzisz?- Zganiła go, gdy tylko ponownie zastąpił jej drogę.- Znajdź moją cholerną torebkę!
-Nie będziesz mi rozkazywać Granger, ja…
-Zamknij się!- Warknęła, a później fuknęła pod nosem i teatralnie wzruszyła rękami.- Taki byłeś pomocny przed chwilą, a teraz szukanie zwykłej torebki cię przerosło?!
-Jesteś niemożliwa- odpowiedział.
Nie widział nic szczególnego w małej i bezwartościowej torebce, która zapewne znalazłaby się w następny dzień, lecz posłusznie poszedł za Gryfonką. Szedł pewnie, rozglądając się na boki. Ręce schowane miał w kieszeni, a na ustach widniał cyniczny uśmiech.
-Nie trzeba było tyle pić Aniele- odpowiedział, nie mogąc się powstrzymać.- Miałabyś swoją zgubę, a teraz…
-Czy choć przez chwilę nie możesz być cicho?- Zapytała i złapała się za głową.- Strasznie tu głośno…
Warknęła pod nosem, lecz nie zaprzestała poszukiwania. Doszła do barku i okrążyła go dookoła, lecz i tam nie znalazła torebki, w której spoczywała jej różdżka.
-Czy to ona?- Usłyszała głos Daniela i momentalnie podniosła się do góry.
Obróciła się w jego stronę i spojrzała na zdobycz, którą trzymał w ręce. Tak, to była ona. Na ustach szatynki pojawił się wielki uśmiech, który łączył ze sobą szczęście oraz uczucie ulgi. Gdyby to nie był Daniel pewnie rzuciłaby się na szyję swojemu wybawcy, lecz w takim wypadku…
-Dziękuję- powiedziała jedynie i podeszła, aby ją zabrać.
Daniel odsunął w tył dłoń i schował torebkę za plecy. Hermiona założyła ręce na piersi i westchnęła głośno. Wiedziała, że nie obyłoby się bez kompromisu.
-Czego chcesz?- Spytała bez ogródek.
-Oddam ci torebkę, a ty posłusznie pozwolisz się odprowadzić do dormitorium.
-A gdzie haczyk? – Zaśmiała się.- Myślisz, że ot tak wyjdę stąd z tobą. O nie, nie, nie. Jak mnie pamięć nie myli dość niedawno groziłeś mi, a teraz mam iść z tobą gdzieś… bez świadków? Sam odpowiedz sobie na to pytanie. 
-Nie gdzieś… tylko do dormitorium –westchnął.- Jesteś pijana. Zemszczenie się w takim momencie na pewno nie sprawi mi satysfakcji… uwierz mi.
-A no tak… twój wspaniały kodeks ci tego zabrania, tak?- Spytała ironicznie.
-A żebyś wiedziała Aniele –odparł.- A teraz czy tego chcesz czy nie, odprowadzę cię do pokoju, a ty jak na grzeczną dziewczynkę przystało pójdziesz prosto do łóżka.
Hermiona westchnęła, lecz nie miała siły dłużej się sprzeczać. Bolała ją głowa, a głośna muzyka wprawiała ją w obłęd. Poczuła jak Daniel łapie ją za ramię i wyprowadza, omijając tłumy uczniów. Już po chwili znaleźli się na korytarzu, a szatynka odetchnęła z ulgą.  Wciągnęła do płuc świeże powietrze, które choć na chwilę zatrzymało mocne wirowanie w głowie. Jeszcze nigdy tak okropnie się nie czuła. Próbowała racjonalnie przemyśleć sprawę, lecz nic nie potrafiła zebrać w jedną całość. Jej dzisiejszym wybawcą nie okazała się być ani Theo, ani Zabini, nawet nie Draco… tylko on. Daniel Khal. Jej wróg. Wszystko było dziwnie popaprane, a jego zachowanie w żadnym stopniu nie przypominało zachowania z wieczoru, gdy jej groził.
-Prowadź- usłyszała jego głos, gdy znaleźli się przy drzwiach Wielkiej Sali.
Siknęła głową i wskazała palcem na klatkę schodową. Cały czas podtrzymywał ją na swoim ramieniu, którego zapach sprawiał, że jej brzuch fikał koziołki. Nieprzyjemny odór Ognistej sprawiał, że kręciło się jej w głowie. Przystanęła i spojrzała na niego z wyrzutem.
-Zdejmij ją- wskazała na marynarkę.
-Spokojnie Granger, jeszcze nawet nie było pierwszej randki –uśmiechnął się ironicznie i wykonał jej rozkaz.
Szatynka zmarszczyła czoło i zmrużyła oczy.
-Po prostu śmierdzisz alkoholem- warknęła.
-Teraz ten zapach ci przeszkadza, co?- Spytał, nie mogąc się powstrzymać.
 Fuknęła pod nosem, postanawiając pozostawić tę uwagę bez komentarza. Ponownie złapała się za jego ramię i skierowali się w korytarz, który doprowadzał do jej dormitorium. Gdy zatrzymali się przy wejściu odwróciła się do niego przodem i uśmiechnęła się sztucznie.
-Dziękuję- wysyczała.
-Ależ nie ma za co – odpowiedział tym samym tonem.- Mam tylko nadzieję, że jest to dla ciebie jasne, że jutro wracam na ścieżkę wojny.
-Jasne jak słońce – odpowiedziała.
Gdy już chciała zniknąć za przejściem, usłyszała jego głos. Przepełniony jadem i satysfakcją.
-Pozdrów Malfoya! 

***

Czuł buzującą w jego żyłach krew, która pulsowała w przyśpieszonym tempie. Zaciśnięte palce powoli zmieniały kolor na sine, lecz on nie miał zamiaru poluźnić uścisku. Wiedział, że gdyby tylko to zrobił, musiałby wyładować swoje emocje na czymś lub kimś innym, a on nie mógł pozwolić sobie na chwilę słabości. Przemykał zdenerwowany przez tłum roztańczonych ludzi, którzy wpychali się na niego z impetem, przepraszali, a z ich ust wydobywał się okropny fetor alkoholu. Draco już chciał wymknąć się z sali, gdy drogę zagrodziła mu niska czarnowłosa. Pansy uśmiechnęła się, a w jej oczach błysnęła iskierka, która nie spodobała się Malfoyowi.
-Szukałam cię cały wieczór - wyszeptała uwodzicielsko i zbliżyła się do chłopaka.
Przejechała palcem po jego klatce piersiowej, a ręką chwyciła go za krawat i przyciągnęła go do siebie bliżej. Jej ruchy były delikatne, lecz również pewne. Zachowywała się jak zwierzę, które właśnie zauważyło na swoim polu potencjalną zdobycz. Draconowi nie podobała się sytuacja, w której się znalazł. Pansy od jakiegoś czasu działała mu na nerwy swoim zaborczym zachowaniem, lecz ona nigdy nie zwracała uwagi na jego zdanie. Liczyła się jej potrzeba. Malfoy delikatnie wyplątał swój krawat z jej uścisku i odrzucił jej rękę. Dziewczyna zatoczyła się do tyłu, a on mimowolnie złapał ją, aby nie upadła.
-Jesteś pijana – stwierdził bardziej niż zapytał.
Pansy zachichotała głupkowato i przejechała swoją dłonią po jego policzku.
-A ty nadal jesteś śliczny –odpowiedziała i wtuliła się w jego ramię.
Draco najpierw chciał ją odrzucić, zachować się w stosunku niej tak jak zwykle, lecz odezwał się w jego głowie głosik pewnej Gryfonki. Pomimo tego jak bardzo nie chciał teraz iść za jej radą, czy myśleć o niej, skierował się wraz z uwieszoną Ślizgonką w stronę dormitoriów dziewczyn. Uczniowie spoglądali na nich czujnym i zaciekawionym wzrokiem, lecz nikt nie odważył się odezwać. Jego nie interesowała ich ciekawość, ani opinia, chciał jak najszybciej stąd wyjść, a żeby było to możliwe, najpierw musiał odłożyć pijaną Ślizgonkę do jej łóżka. Gdy tylko zamknął za nimi drzwi, od razu poczuł się lepiej. Głośne dudnienie muzyki zostało gdzieś z tyłu, a w dormitorium słychać było tylko delikatne dźwięki. Odór pijanych i spoconych ludzi, zamienił się w słodki aromat damskich perfum. Pansy wybełkotała coś pod nosem, lecz on nie zwrócił na to uwagi. Skierował swoje kroki w stronę ostatniego łóżka i położył na nim dziewczynę. Pansy przekręciła się na bok i uchyliła oczy. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się delikatnie.
-Pamiętasz, gdzie jest moje łóżko – stwierdziła ze zdziwieniem, lecz gdy zobaczyła jego niewyraźną minę, od razu zmieniła taktykę.-Dziękuję, że mnie stamtąd zabrałeś.
-Nie ma sprawy –odpowiedział sucho.
Dziewczyna ponowie uśmiechnęła się w jego stronę, zamyślając się. Nastała między nimi niezręczna cicha. Draco czuł wyżerające go od środka wyrzuty sumienia. Dziewczyna wspomniała o okresie w jego życiu, o którym wolałby zapomnieć. Wtedy dość często lądował w tym łóżku, właśnie z tą dziewczyną… a teraz?
-Ja już pój…-zaczął i skinął głową na drzwi.
-Nie!- Przerwała mu czarnowłosa i podniosła się nagle z łóżka.- Proszę… Zostań, chociaż na chwilę, dobrze? Dopóki nie zasnę?
Draco westchnął ciężko, lecz skinął głową. Nie miał co ze sobą zrobić. Wiedział, że gdy tylko wróci na sale spotka Hermionę, dormitorium również odpadało, bo jeśli dziewczyna chciałaby z nim porozmawiać zapewne czekałby na niego właśnie tam. Już wyobrażał sobie jej drobną sylwetkę otuloną w koc. Jej blada twarz skierowana byłaby w stronę ognia, a jego płomienie skakałyby po niej, osłaniając piegi. Pokręcił głową i usiadł na łóżku obok Pansy. Dziewczyna położyła się na jego udzie i przykryła się kocem. Czuł jej urywany oddech oraz zapach drogich perfum, którym od zawsze się psikała. Wokół dziewczyny roznosiła się dziwna aura spokoju, która podziałała również i na Dracona. Chłopak zamknął oczy, a głowę oparł na jednej z poduszek. Za chwilę i jego zmorzył sen.

***

Obudził go huk. Poderwał się z łóżka, odrzucając w bok czarnowłosą dziewczynę, która spała przyklejona do jego torsu. Pansy niezadowolona mruknęła coś pod nosem, po czym obróciła się do niego plecami i już po chwili można było usłyszeć jej miarowy i spokojny oddech. Przetarł dłonią twarz, a w jego głowie kłębiły się myśli, które zazwyczaj zatrzymywały się w momencie , gdy wpatrywał się w jej bezsilną twarz chłodnym spojrzeniem. Przepełniała go wtedy taka złość, rozrywała go od środka i sprawiała, że nie mógł się kontrolować. Teraz musiał utrzymać kontrole. To ona jedyna dzieliła go od kompletnego załamania, czy też zmiany… na gorsze. Westchnął i złapał dłonią za krawat, który zbyt mocno wpijał się w jego szyję. Rozwiązał go i zrzucił na łóżko. Drgnął nagle przestraszony, gdy ponownie coś huknęło w pokoju. Usłyszał stłumiony męski głos i damski, słodki chichot. Wytężył wzrok w stronę wejścia do pokoju i wtedy światło księżyca odbiła się o metalową zbroję.
-Diabeł?- Spytał zdziwiony.
-Malfoy!- Krzyknął drugi i szybko porzucił swoją towarzyszkę, która nie wydawała się zbytnio zachwycona z tego faktu.
Zbroja zgrzytała niemiłościwie, gdy Zabini podszedł w stronę przyjaciela.
-Co ty tu robisz?- Spytał i skinął głową w stronę śpiącej Ślizgonki.
Malfoy zignorował jego gest i wstał szybko z łóżka, po czym wyminął przyjaciela i posłał mu wredne spojrzenie:
-Mógłbym się ciebie również o to spytać- odpowiedział krótko i trzasnął drzwiami.
Już po chwile usłyszał swojego przyjaciele, a raczej dźwięki, które wydobywał jego strój. Zabini przeklinał głośno ubrania, lecz w przerwach wołał Dracona. Gdy w końcu zdołał go dogonić, przyparł go do ściany, a swoim przedramieniem przygwoździł jego klatkę piersiową.
-Co ty wyprawiasz Zabini?- Warknął Dracon, próbując wyślizgnąć się spod zbroi, lecz metal skutecznie mu to uniemożliwiał.
Zabini zignorował jego wcześniejsze pytanie i westchnął pełen irytacji.
-Odbiło ci do końca stary?!- Syknął.- Pakujesz się w to samo gówno znowu? Pansy?! Serio? Mówiłeś jak bardzo wpływa na ciebie Granger, że ci pomaga. Czemu się jej do cholery nie trzymasz?! Gdybym ja miał taką możliwość to nigdy nie pozwoliłbym, aby moje wcześniejsze życie wróciło do mnie…
-Zabini- przerwał mu, lecz chłopak ponownie go zignorował.
-Nie! Malfoy puknij się w ten głupi łeb w końcu! Już ci się znudziła…?!
-Przestań!- Krzyknął i z całej siły odrzucił kolegę do tyłu, aż ten stracił przez moment równowagę. Spojrzał na niego spod łba, po czym dodał o wiele ciszej i słabiej.- Przestań…
Diabeł spojrzał na niego z wyraźnym szokiem, lecz już po chwili ponownie podszedł do niego i wymownie skierował swoje brwi ku górze.
-Coś się wydarzyło między wami, tak?
Draco fuknął pod nosem, a na jego ustach pojawił się ironiczny uśmiech. Może właśnie nim chciał zatuszować jego wewnętrzne emocje, a może po prostu stał się już jego nierozłącznym elementem, przy rozwiązywaniu trudnych spraw.
-Nią już miał, kto się zająć… -odpowiedział krótko i gdy już chciał odejść, Zabini złapał go za ramię.
-To nie znaczy, że ty musisz…
-Nie spałem z nią!- Oburzył się i wyrwał się z jego uścisku.- Myślisz, że przez jedną głupią kłótnie jestem w stanie tak się stoczyć?
Malfoy fuknął pod nosem zniesmaczony i zniknął zza wyjściem z domu Salazara.

***

Przebudziła się, gdy tylko usłyszała głośne trzaśnięcie drzwiami, które dobiegało z sąsiedniego pokoju. Spojrzała na zegarek na stoliczku nocnym i ze zdziwieniem stwierdziła, że dochodziła już siódma. Nie była jednak w stanie dokładnie odczytać ruchu mniejszej wskazówki, ponieważ w głowie huczało jej niemiłosiernie, a oczy co po chwilę zachodziły mgłą. Opadła ponownie na wygodne poduszki i wtuliła się w nie, wciągając do nosa świeży zapach lawendy. Próbowała ponownie zasnąć, lecz nie potrafiła. Jej serce nadal łomotało w jej klatce. Miała ochotę wyskoczyć z łóżka i bez pukania wejść do jego pokoju. Spojrzeć na niego i… i co? Wzięła w ręce drugą poduszkę i przykryła swoją twarz. Chciała krzyczeć, lecz żaden dźwięk nie wydobywał się z jej ust. Chciała płakać, lecz żadna łza nie chciała polecieć z jej zaszklonych oczu. Leżała, więc tak – z poduszką przystawioną do twarzy – i myślała. Jednak wszystkie wydarzenia z wczoraj wracały do niej tak chaotycznie. Draco… jego zawód, który widziała w jego oczach, Daniel i jego kompletnie inna strona, która wywoływała u niej większą podejrzliwość niż jego pierwsza, aż w końcu jej zawód, gdy zauważyła, że dormitorium było puste.  Westchnęła głośno i obróciła się na drugi bok. Kolana przysunęła do siebie i zahaczyła nimi swój podbródek. Zimnymi jak lód rękami oplotła swoje nogi i tak trwała przez dłuższą chwilę, oczekując, aż uczucie dyskomfortu minie. Cały czas bolała ją głowa, a brzuch fikał koziołki. Nagle z jej transu wybudził ją stukot o szybę. Warknęła pod nosem i jeszcze bardziej skuliła się w sobie, lecz stukot stawał się coraz to głośniejszy. Podniosła się niechętnie z łóżka i przetarła ręką swoją twarz. Przymrużonymi oczami spojrzała w stronę okna i wtedy zobaczyła piękną i majestatyczną sowę, która wpatrywała się w nią żółtymi ślepiami. Podeszła do okna i wpuściła zwierzątko, które wyciągnęło w jej stronę nóżkę z przywiązanym listem i małą paczuszką. Ptak, gdy tylko poczuł brak ciężaru, wyfrunął zza okno i skierował się w stronę sowiarnii. Hermiona najpierw sięgnęła po list, rozwiązała czarną nić i rozwinęła pergamin.

Na dzisiejszy poranek,

Ps. Nie, to nie jest trucizna. Gdyby to była zapewne stałbym tuż obok ciebie, aby napawać się tym widokiem.

Twój najukochańszy Daniel…


Hermiona z niedowierzaniem czytała treść notatki. Fuknęła pod nosem jak wściekła kotka i rozejrzała się po pokoju – tak dla pewność. Jednak, w żadnym z kątów jej sypialni nie czaił się przerażający Ślizgon. Rozwiązała paczuszkę z lekką obawą, lecz gdy drżącymi rękami wyciągnęła z niej małą fiolkę z płynem, od razu go rozpoznała. Uśmiechnęła się mimowolnie. Odkorkowała buteleczkę i wpiła całą zawartość za jednym razem, aby nie czuć okropnego smaku. Już po chwili przestało kręcić się w jej głowie, a później wszystkie niedogodne objawy wyparowały. Wpatrywała się z niedowierzaniem w podpis na kartce, a jej wewnętrzne przeczucie cały czas powtarzało, aby uważała, lecz ona w pewien niezrozumiały dla niej sposób poczuła pewną empatię dla tego chłopaka. Wrednego, o czarnym poczuciu humoru… lecz wiedziała, że gdzieś w jego środku. Może bardzo głęboko. Tkwi dobry człowiek. Tak samo jak Draco, on również musiał wyjawić swoje prawdziwe ja.

  • a o to 19 rozdział! Muszę przyznać, że nie jestem z niego zbytnio zadowolona, lecz już nic na to nie poradzę. Próbowałam go dopracować przez ten tydzień, jednakże los postawił na mojej drodze chorobę, więc o to rozdział pisany przy kubku gorącej herbaty. Z góry przepraszam, więc za wszystkie błędy! Jestem również ciekawa Waszych opinii, których z rozdziału na rozdział jest coraz mniej. Zaczyna mnie to martwić, ale... może wszystko wróci do normy! Pozdrawiam :*