Rozdział nie jest poprawiony przez betę, więc mogą pojawić się błędy :)
Deszcz dudnił w dach rezydencji. Powietrze było rześkie i przyjemne, a kropelki deszczu przedostały się do środka przez otwarte drzwi, w których stał chłopak. Jego przemoczone blond włosy opadały na zmarszczone czoło, a przymrużonymi oczami przyglądał się nieoświetlonemu pomieszczeniu. Trzęsącą dłonią wyciągnął z kieszeni różdżkę, po czym wypowiedział cicho zaklęcie. Końcówka magicznego patyka rozbłysła jasnym światłem, który oświetlił mu drogę. Zdziwił się, gdy zauważył pozrzucane obrazy, przewrócone meble i rozbite szkła na podłodze. Powoli kroczył przez to pobojowisko zastanawiają się, co takiego mogło się tu stać. Trwała wojna, jednak był przekonany, że ich rezydencja była broniona przed wrogami z zewnątrz. No właśnie… z zewnątrz. Jego serce zabiło mocniej. Przyśpieszył kroku, a gdy wszedł do salonu, wszystko jakby stanęło w miejscu. Na posadce widniała wielka kałuża krwi, przy której leżała różdżka jego matki. Podniósł ją i schował do kieszeni. Rozglądnął się dokładniej, a gdy zauważył odbity, czerwony ślady na ścianie, po jego plecach przeszły go ciarki. Wyszedł po schodach, przeskakując po dwa stopnie, czuł, że z każdą chwilą traci nadzieję. Bał się, że przybył za późno. Obwiniał się, że jej nie słuchał, że nie próbował zrozumieć. Kolejne ślady krwi… prowadziły wzdłuż korytarza, a kończyły się przed wejściem do gabinetu. Delikatnie uchylił drzwi, zaglądając do środka. Od razu poczuł zimne krople deszczu, które wpadały przez otwarte okno. Białe zasłony łopotały na wietrze, a gdy pierwsza błyskawica pojawiła się na niebie, zauważył na nich również czerwone ślady. Końcówkę różdżki skierował na podłogę, gdzie zauważył większą plamę, wyglądała tak jakby ktoś w tym miejscu upadł, a później czołgał się dalej z braku sił. Poszedł za śladem, a gdy spojrzał za biurko…
Deszcz dudnił w dach rezydencji. Powietrze było rześkie i przyjemne, a kropelki deszczu przedostały się do środka przez otwarte drzwi, w których stał chłopak. Jego przemoczone blond włosy opadały na zmarszczone czoło, a przymrużonymi oczami przyglądał się nieoświetlonemu pomieszczeniu. Trzęsącą dłonią wyciągnął z kieszeni różdżkę, po czym wypowiedział cicho zaklęcie. Końcówka magicznego patyka rozbłysła jasnym światłem, który oświetlił mu drogę. Zdziwił się, gdy zauważył pozrzucane obrazy, przewrócone meble i rozbite szkła na podłodze. Powoli kroczył przez to pobojowisko zastanawiają się, co takiego mogło się tu stać. Trwała wojna, jednak był przekonany, że ich rezydencja była broniona przed wrogami z zewnątrz. No właśnie… z zewnątrz. Jego serce zabiło mocniej. Przyśpieszył kroku, a gdy wszedł do salonu, wszystko jakby stanęło w miejscu. Na posadce widniała wielka kałuża krwi, przy której leżała różdżka jego matki. Podniósł ją i schował do kieszeni. Rozglądnął się dokładniej, a gdy zauważył odbity, czerwony ślady na ścianie, po jego plecach przeszły go ciarki. Wyszedł po schodach, przeskakując po dwa stopnie, czuł, że z każdą chwilą traci nadzieję. Bał się, że przybył za późno. Obwiniał się, że jej nie słuchał, że nie próbował zrozumieć. Kolejne ślady krwi… prowadziły wzdłuż korytarza, a kończyły się przed wejściem do gabinetu. Delikatnie uchylił drzwi, zaglądając do środka. Od razu poczuł zimne krople deszczu, które wpadały przez otwarte okno. Białe zasłony łopotały na wietrze, a gdy pierwsza błyskawica pojawiła się na niebie, zauważył na nich również czerwone ślady. Końcówkę różdżki skierował na podłogę, gdzie zauważył większą plamę, wyglądała tak jakby ktoś w tym miejscu upadł, a później czołgał się dalej z braku sił. Poszedł za śladem, a gdy spojrzał za biurko…
-Draco!-usłyszał
głos przy swoim uchu.
Szybko
podniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał się dookoła. Nadal znajdował się
w Skrzydle Szpitalnym, lecz zmieniło się jedno…nie był sam. Na krześle obok
siedział Zabini i spoglądał na niego z zaciekawieniem, nad nim natomiast stała
ona. W jej oczach czaiło się przerażenie oraz iskierka ciekawości. Szybko
przetarł spoconą twarz ręką i spróbował połknąć ślinę. Już po chwili zaczął się krztusić, a ona jak
najszybciej podała mu wody. Przyjął ją bez żadnych sprzeciwów, napił się i od
razu poczuł ulgę.
-Granger?-Wychrypiał.
-Tak to ja-
uśmiechnęła się i odwróciła się szybko do Diabła nakazując mu, żeby się
przybliżył.
Chłopak
wstał z krzesła i oparł rękę na ramieniu blondyna.
-No stary wszystkich
nas przeraziłeś- powiedział, śmiejąc się.- Przybyliśmy uwolnić cię stąd ty
nasza księżniczko.
Na ustach
blondyna pojawił się znikomy uśmiech.
-Jak się
czujesz?- Zapytała, a jej głos się załamał.
Troska. Tak
dawno nie czuł, że komuś na nim zależy. Sam nie wiedział, co ma odpowiedzieć
czuł się dobrze. Nic go nie bolało, jego głowa nie pulsowała mu tak jak po
wypadku, jednak coś w środku nie dawało mu spokoju. Wypadek, sen i teraz ona….
Nie mógł znieść jej zakłopotania, gdy ich oczy się spotykały, nie mógł znieść
tego rumieńca na jej policzkach, nie mógł znieść samego faktu, że ktoś mu
współczuje.
-Byłoby
lepiej, gdyby zamiast wody była Ognista- powiedział tylko i oparł swoje plecy o
metalową ramę łóżka.
Wiedział, że
nie takiej odpowiedzi oczekiwała, wiedział, że nie takiego zachowania się
spodziewała. Na twarzy dziewczyny
pojawił się smutny uśmiech, odeszła krok od łóżka, zastanawiając się nad nim.
Pokręciła głową, nie mogąc nadal uwierzyć. A właściwie, czego oczekiwała? Że
podczas snu będzie szeptał jej imię, że myśli o niej cały czas, że chce, żeby
była przy nim. Głupia!, Krzyczała jej podświadomość.
-Mój chłop-
krzyknął Zabini i uderzył przyjaciela mocno w ramię.- Mówiłem, że nic mu nie
będzie.
Spojrzał na
Hermione, która spoglądała w podłogę. Pokiwała głową i uśmiechnęła się do nich
bez żadnych uczuć.
-Draco mogę
z tobą porozmawiać?-zapytała, podnosząc na niego wzork.
Zauważył w
jej oczach światełko nadziei, a w głębi ból. Nie były to wesołe oczy tej
radosnej Gryfonki. Wiedział, że coś się stało, jednak…bał się. Spojrzał na
Zabiniego, który już prawie wychodził zza kotary.
-Zostań
Diable- krzyknął.- Możemy porozmawiać później? Chciałbym spędzić trochę czasu z
przyjacielem.
Iskierka w
jej oczach znikła, pozostawiając szkliste i smutne brązowe źrenice. Dziewczyna
pociągnęła nosem i opuściła głowę.
-To może ja
was zostawię- odparła, a gdy już prawie była za parawanem, usłyszała słowa
blondyna.
-Tak chyba
będzie najlepiej.
* * *
Kierowała
się do wyjścia ze szkoły. Chciała uciec, gdzieś się schować. Miała nadzieję, że
nikt jej tam nie będzie szukał, że zostanie sama. Nikt cię nie będzie szukał, do jej głowy przybyła nieznośna myśl.
Niestety, musiała się z nią zgodzić. Ron, Harry i Ginny… próbowała za wszelką
cenę ich unikać. Musiała przemyśleć wszystko, jednak najgorsze było to, że gdy
tylko przypominała sobie ich rozmowę… Wtedy nie chciała słuchać ich wyjaśnień,
liczył się sam fakt, że ją okłamali. Teraz cały czas jakiś cichy głosik w
środku nakazywał jej szczerą rozmowę z przyjaciółmi. Poniekąd rozumiała, że
robili to dla jej dobra i była im za to wdzięczna, a kłamstwo to kłamstwo. Ale
przyjaciele… potrafią sobie przebaczyć. Westchnęła i popchnęła masywne drzwi.
Jej włosy rozwiał wiatr, niosący po błoniach jesienne liście. Opatuliła się
swoim płaszczem, chcąc nie dopuścić zimnych powiewów do swojego drobnego ciało,
które i tak już drżało z zimna. Rozejrzała się dookoła. Błonia były puste, nie
widziała żadnej żywej duszy, ani nie słyszała niczyjego głosu. Zapadał wieczór, wszyscy grzali się w swoich
pokojach wspólnych, rozmawiając z przyjaciółmi, ciesząc się wolną sobotą. Ona
nie miała do czego wrócić. Nie chciała ponownie stanąć z nim twarzą w twarz,
ponieważ wiedziała, że byłoby to dla niej zbyt bolesne. Niby mała błahostka.
Pakt pomiędzy nimi, sprowadził do jej serca małą iskierkę nadziei, że ten
brutalny, nikczemny chłopak się zmienił. Teraz… sama nie wiedziała, kim jest i
czego może się po nim spodziewać. Był dla niej zagadką. Nieodkrytym skarbem, do
którego posiada mapę, jednak droga do niego jest pełna niebezpieczeństw.
Przedtem chciała podjąć to ryzyko, myślała, że postępuje właściwie. Jednak
wątpliwości wróciły z podwojoną siłą. Nawet nie zauważyła, kiedy jej nogi
zaprowadziły ją na pagórek przy domku Hagrida. Oparła się o kamienną ścianę,
przyglądając się uchodzącemu z komina dymowi. Uśmiechnęła się, gdy w oknie
ujrzała postać gajowego, który krzątał się po swojej chatce. Tak właśnie teraz
potrzebowała wsparcia od najbliższych, a pół olbrzym zdecydowanie był dla niej
ważną osobą. Zacisnęła pięści i ruszyła
kamienistą ścieżką w dół. Na około niej rósł gęsty, zakazany las, z którego
wydobywały się odgłosy huczenia sów oraz uderzeń kopyt centaurów. Po jej plecach przeszły ciarki, a jej nogi
przyśpieszyły, aby jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu. Zapukała
kilka razy w drzwi i odsunęła się od nich. Nie musiała długo czekać, po chwili
w wejściu pojawił się Hagrid, a wraz z nim wspaniały zapach ciasta.
-O cholibka!
Hermionka! A cóż to cię przywiało w taki zimny dzień?- Zapytał i odsunął się z
przejścia.- Proszę wchodź, wchodź. Gdybym wiedział ogarnąłbym cały ten bałagan.
Uśmiechnął
się skrępowany, próbując włożyć nieumyte talerze i brudne ubrania do szafy. Gryfonka
zachichotała pod nosem i zamknęła drzwi.
-Nic nie
szkodzi- odpowiedziała i usiadła przy stole.
Gajowy
zaprzestał sprzątania i oparł się o blat w jego mini kuchni. Przeczesał swoją
brodę grubiutkimi paluchami i przyjrzał się uważnie gościowi.
-Co tu cię
do mnie sprowadza?
Hermiona
spojrzała prosto w jego oczy i westchnęła, podpierając głowę na dłoni.
-Potrzebuję
rady- wyznała.- Wszystko zepsułam… nie posłuchałam ich, nie chciałam ich
słuchać. Przecież ja zawsze uważałam, że każde zachowanie prowadzi do czegoś
dobrego. A gdy moi przyjaciele zataili
przede mną tę sprawę… ja, zachowałam się egoistycznie. Powinnam była ich
wysłuchać. Ale to wszystko się zebrało. Wojna, oni, Ron, Malfoy… zaczyna mnie
to przytłaczać. Same obowiązki powodują, że kładę się późno spać, ale to sny
powodują, że jestem żywym nieszczęściem. Śni mi się pole walki, śmierć bliskich…
odrodzenie zła. Nie chce… ja tak się boję.
Gajowy
usiadł naprzeciwko niej i złapał jej drobną dłoń, przykrywając ją swoją.
-Byłem
świadkiem wielu waszych kłótni- zaczął.- Od początku waszej znajomości byliście
nierozłączną paczką i nawet sama wojna tego nie zmieniła. Wszystko robiliście
razem, w słusznej sprawię. Może mało o tym wiem, ale patrząc na was byłem
pewny, że wasza znajomość przetrwa wszystko. A teraz uśmiechnij się- nakazał
jej, a ona wykonała polecenie.- Nie pozwól, aby jedna głupia sprawa zepsuła to
co budowaliście wiele lat. Każda sprawa się wyjaśni, a wtedy będziesz wiedziała
co robić.
-Dziękuję ci
Hagridzie.
-Nie dziękuj
mi Hermiono. To nie ja pomogłem ci to zrozumieć. Zawdzięczaj to wszystko sobie.
Twoje serce jest czyste i dobre. Żadna banda oszołomów tego nie zmieni. A nawet
Malfoy! Pamiętaj, że to ty jesteś górą. Nie musisz go słuchać… ignoruj go.
Nastała
chwilowa cisza, w której Gryfonka myślała nad postacią blondyna. Potrząsnęła jednak głową i odpowiedziała:
-Tak zrobię.
Gajowy
uśmiechnął się życzliwie. Nagle podskoczył na krześle, gdy z piekarnika wydobył
się brzdęk.
-Mam
nadzieję, że lubisz szarlotkę- powiedział.- A! I tym razem na pewno będzie jadalna.
Dziewczyna
zachichotała pod nosem.
-Z chęcią
spróbuję twojego specjału.
* * *
W kominku
palił się ogień, a jego iskry co chwilę strzelały, pochłaniając swoimi
płomieniami suche drewno, które przyniosły skrzaty. Dwójka uczniów z domu
Slytherina siedziała na sofie, przyglądając się płomieniom i rozmyślając nad
historią trzeciego. Draco Malfoy zajął miejsce na fotelu, a w swojej ręce
trzymał szklankę wypełnioną Ognistą. Delikatnie obracał ją w dłoni, oczekując,
aż jego przyjaciele w końcu zabiorą głos i wprowadzą to tej beznadziejnej
sytuacji trochę światła. Potrzebował innej opinii, aby móc rozmyślać nad swoim
planem poważnie. Tak… miał już plan, jednakże jak na razie nie chciał się nim z
nikim dzielić. W głowie kłębiło mu się tyle pytań, na które nie mógł znaleźć
odpowiedzi. Ponownie podniósł wzrok na uczniów, jednak oni nadal nie wyglądali
na gotowych, aby wygłosić swoją decyzję. Nott od dłuższego czasu miał poważną
minę oraz nerwowo tupał nogą. Draco już
dawno nie widział go tak przejętym, przez co zaczął również zastanawiać się nad
tym, czy wprowadzenie chłopaka do akcji było potrzebne. Jego przyjaciel nie pierwszy raz mu już
pomagał, a gdy jakaś sprawa wciągnęła go do reszty, nigdy nie kończyło się to
dla nich dobrze. Jednak blondyn potrzebował jego pomocy za wszelką cenę.
Wiedział, że może liczyć na jego czysty i błyskotliwy umysł oraz był pewny, że
gdyby jego plan okazałby się dla niego beznadziejny, powiedziałby mu to prosto
w twarz, nie bojąc się jego reakcji. Teraz przeniósł swój wzrok na Zabiniego.
Ten natomiast nie wyglądał na ani odrobinę przejętego. Na jego ustach widniał
pijacki uśmiech, a jego rozmarzone oczy świadczyły o tym, że najważniejsze dla
niego był powrót kolegi.
-Przewidziało
ci się Smoku- powiedział, gdy tylko blondyn skończył opowiadać
Blondyn
popatrzył na niego z byka.
-A rany
zadałem sobie sam, tak Diable?!- Warknął.
-Może coś po
treningu wypiłeś. Każdy dobrze wie, że masz problemy z alkoholem. Może i
wtedy…?
-Nic nie
piłem!-Krzyknął rozdrażniony.- Każdy? Słuchaj dalej Granger, a zaraz będziesz
rozpowiadał, że Gryffindor wygra puchar domów.
Zabini
uśmiechnął się tylko i podniósł do góry szklankę z bursztynowym płynem. Niestety, Malfoy nie umiał uspokoić się tak
łatwo jak jego kolega. Wzmianka o Hermionie jeszcze bardziej sprawiła, że jego ciało
zaczęło buzować. Nie mógł znieść widoku jej smutnych oczu, ani tonu jej głosu. Zachował się jak idiota,
jednak co innego mu pozostało? Zobaczyła
jego inne oblicze, a on… to głupie, ale wstydził się przy niej pokazać swoją
słabą stronę. Wszystko zaczęło go przytłaczać; sprawa matki, wypadek w lesie i
teraz ona. Jej problemy zaczęły stawać się również jego, a on nie potrafił
teraz jej pomóc. Nie mógł… nie wiedział jak.
-Smoku weź
sobie odpuść-Zabini przeciągnął się, ziewając przy tym głośno.- To na pewno
było jakieś zwierzę. Zakazany las roi się od niebezpiecznych istot. Nic
dziwnego, że wróciłeś stamtąd półżywy.
Diabeł
posłał im kolejny raz wesoły uśmiech, jednak pozostała dwójka zignorowała jego
zachowanie.
-Co chcesz
zrobić?-Spytał Nott.- Mamy zbyt mało informacji…
-Zdaję sobie
z tego sprawę, jednak… muszę zaryzykować- westchnął.- Cały czas mam przed
oczami blond włosy tamtej kobiety, a w uszach słyszę ten przeraźliwy śmiech.
Muszę sprawdzić, czy…
-Chyba nie
masz zamiaru tam wrócić?!-Podniósł głos.
-Muszę-
odparł, przecierając twarz dłonią.
-Nawet nie
wiesz, czy jakiekolwiek ślady tam zostały. Burza mogła wszystko zmyć…
-Ja muszę to
sprawdzić! Muszę… i to jak najszybciej.
Jeśli szczęście będzie mi sprzyjało może zostanie tam coś, co nakieruje
mnie dalej, jeśli nie… będę musiał szukać gdzieindziej.
-Nie
odciągnę cię od tego pomysłu?-Zapytał.
-Nie-uśmiechnął
się do kolegi.- Pierwszy raz od jakiegoś czasu, wiem, że robię dobrze. Może w
końcu…
Drzwi do
salonu otworzyły się z hukiem. W pomieszczeniu pojawiła się Hermiona. Jej policzki
były całe czerwone, a ciało trzęsło się z zimna. Spojrzała na chłopaków i
wyszeptała pod nosem przekleństwo. Wzrok Malfoya chwilę spoglądał na nią z
zaciekawieniem, lecz przypominając sobie ich ostatnie spotkanie, wolał nie
narażać się jej już bardziej.
-No to na
nas już pora-zaczął Theodor.- Chodź Zabini wracamy do siebie.
-Już?-Spytał
zdziwiony.-Ale dopiero co Hermiona wróciła! Może wprowadzimy ją w nasz pla…
Malfoy
naskoczył na niego jak oparzony, zasłaniając mu buzię ręką. Gryfonka
przystanęła, przyglądając się z zaskoczeniem tej scenie. Już chciała coś
powiedzieć, jednak wyprzedził ją Malfoy.
-Tak, na was
już pora- wysyczał, przez zaciśnięte zęby i spojrzał wymownie na Notta.
Chłopak
zgarnął Diabła pod rękę i wyszedł z nim z pokoju. Gdy drzwi zatrzasnęły się za
nimi, nastała cisza. Obydwoje spoglądali na podłogę, nie chcąc zaszczycić się
nawet spojrzeniem. Hermiona czuła się urażona, a każde jego słowo sprawiało jej
ból. Myślała, że się zmienił. Czuła, że może być jej oparciem, a on gdy tylko
potrzebowała jego pomocy, odwrócił się od niej, a teraz miał jeszcze tajemnicę.
Westchnęła głośno i podniosła wzrok. Otworzyła usta, jednak zamknęła je szybko.
Pokręciła głową i wyszeptała , zanim w jej oczach nie pojawiły się łzy:
-Dobranoc.
Odpowiedź
Malfoy’a została zagłuszona przez zamykane drzwi. Ponownie poczuł się okropnie. Wiedział, że
jest skończonym kretynem, jednak wiedział również, że taka osoba jak on nie
jest w stanie jej pomóc.
- rozdział wyszedł krótszy niż przewidziałam. Odjęłam jedną scenę, która w pierwszym zamyśle miała być tutaj, jednak potem troszkę mi się pozmieniało. Jak już pewnie zauważaliście staram się dodawać rozdziały raz w miesiącu. Wiem, że to dość rzadko, jednak staram się pisać, w każdej swojej wolnej chwili. Na pewno rozumiecie... rok szkolny. Zaczynam się zastanawiać nad miniaturką na święta, więc możecie oczekiwać czegoś w miłym, świątecznym klimacie. I obiecuję, że z happy endem :D Ale przed świętami czeka nas jeszcze 12 rozdział, którego plan mam już mniej więcej oplanowany.