sobota, 25 października 2014

— 10.I want go far away from here

Rozdział nie jest poprawiony, gdy tylko moja beta znajdzie czas, wstawię wersje bez błędów.

Serce w klatce piersiowej Hemiony łopotało jak ptak w zamkniętej klatce, który próbuje wydostać się z niej za wszelką cenę. Przez chwilę na jej twarzy widniał wyraz zdziwienia, jednak szybko przybrała zimną obojętność.  Przyjrzała się dokładniej dziewczynie, stojącej przed nią, a w jej głowie migotała czerwona lampka, ostrzegająca przed nadchodzącymi kłopotami.
-Nie powinnaś być w pokoju?-Spytała, zakładając ręce na piersi, aby czarnowłosa nie zauważyła jej trzęsących się dłoni.-Daniel miał…
-I to zrobił- przerwała jej.- Odprowadził mnie prosto do pokoju i położył do łóżka jak dziecko. Myślałaś, że sama sobie nie poradzę? Dziękuję za troskę, jednak była zbędna.
Podeszła do szatynki i zmierzyła ją nienawistnym spojrzeniem. Hermiona wyczuła słodki zapach brzoskwiń, pomieszany z Ognistą. Pansy nadal przyglądała się jej uważnie, a odezwała się dopiero po dłuższym czasie, a jej głos przepełniony był jadem.
-Jednak cały czas zadawałam sobie jedno pytanie. Wiesz może, jakie?
Hermiona zmarszczyła czoło.
-Nie mam zamiaru bawić się w twoje głupie gierki-oznajmiła, podnosząc do góry ręce.
Obeszła Ślizgonkę, próbując przerwać tę komiczną rozmowę, jednak dziewczyna przycisnęła ją do muru i ponownie wysyczała pytanie.  Hermiona odwróciła głowę w bok, czując nieprzyjemny odór alkoholu, który wydobywał się z ust Ślizgonki. 
-Nie mam pojęcia-wysyczała, czując jak całe jej ciało buzuje z nagromadzonej złości.
Miała już tego dość. Chciała wrócić do pokoju, w końcu położyć się w łóżku i odpocząć od wydarzeń z dzisiejszego dnia.  Wszystkie problemy skumulowały się, doprowadzając ją do szaleństwa.
-Oświecę ci trochę twoją niewiedzę, pozwolisz?-Dopytała, choć nie oczekiwała odpowiedzi. Od razu zaczęła wyjaśniać.- Dlaczego to ty poszłaś do Dracona? Czemu wybrała cię McGonagall? Czemu?!
Pansy uderzyła z całej siły ręką w ścianę obok twarzy Hermiony, która podskoczyła nie spodziewając się wybuchu ze strony dziewczyny. Huk rozniósł się po pustych korytarzach, niesiony przez echo. Szatynka zdała sobie sprawę z tego, że nie wie, czemu to ona miała iść do skrzydła. Wtedy nic dla niej się nie liczyło. Nie obchodziła ją opinia zgromadzonych. Pragnęła pomóc za wszelką cenę, tak jak i on pomógł jej, gdy dręczyły ją koszmary. Nie myślała o żadnej wymówce. Bo, po co? Jednak teraz, gdy jej głowa buzowała od natłoku myśli, a żadna z nich nie była wystarczająco dobrą wymówką dla stojącej przed nią wariatki, zaczęła karcić samą siebie za bezmyślność. Jednak w końcu wpadła na pomysł.
-Jestem prefektem naczelnym. Równoważnie z tym…
-Gwiżdżę na twoje urzędy! Czemu poszłaś do Dracona?! –Krzyknęła, sprawiając wrażenie nieprzekonanej.
-McGonagall…
-Kazała ci, tak? Wiem to. A ty poszłaś za nią jak skulony piesek? Chrzanisz Granger. Nigdy nie poszłabyś do Dracona. Ty go nienawidzisz… on z wzajemnością- przerwała widząc w oczach Gryfonkę iskierkę smutku, której nie zdążyła zamaskować.- Aha…, czyli to tak-Zaśmiała się szyderczo.- Myślisz, że cię polubił? Że przełamie stereotypy o czystości krwi? Pokaże światu jak prawdziwa miłość zmienia wszystko? Skończ marzyć. Jesteś szlamą! Nic nie wartą mugolaczką, która myśli, że jak tylko Malfoy się do niej odezwie to się w niej zakochał. Naiwna, głupia…
-Zamknij się w końcu Parckinson!- Podniosła głos i wyrwała się z uścisku Ślizgonki.  Jej ręka zwinnie wyciągnęła z torebki swoją różdżkę, a jej końcówką wymierzyła w dziewczynę.- Wojna się skończyła, a ty najwyraźniej nic się nie nauczyłaś. Nie ma już podziałów.  A jeśli uważasz inaczej to dorównujesz wszystkich śmierciożerców, którzy gniją w Azkabanie.  Radziłabym ci się jak najszybciej udać do swojego dormitorium, a jeśli nie to ten wieczór może zakończyć się tobie o wiele gorzej. Wizytą w gabinecie dyrektorki oraz odebraniem punktów, przekonują cię do powrotu?
Czarnowłosa fuknęła wściekła pod nosem, jednak odsunęła się od wściekłej Gryfonki na bezpieczną odległość.
-Nie obchodzi mnie, co o mnie myślisz- odpowiedziała ze spokojem.- Dla mnie liczy się tylko Dracon, a co za tym idzie… ty masz się od niego odczepić. Inaczej- przerwała.- Będziesz miała ze mną do czynienia.
-Grozisz osobie, która stoi przed tobą z wyciągniętą różdżką? Jesteś, aż tak głupia czy ślepa?- Hermiona przybliżyła się do niej, a końcówkę zaczarowanego patyka skierowała wprost w jej szyję.- Jeśli myślisz, że uda ci się mnie przestraszyć to jesteś w dużym błędzie.  Odejdź stąd dopóki mam jeszcze cierpliwość. A niech mnie tylko Merlin trzyma, bo powoli zaczynam ją tracić.
Pansy zmierzyła ją wzrokiem, jednak posłusznie oddaliła się od niej w kierunku lochów.
-Uważaj Granger- rzuciła na odchodne.- Teraz może i wygrałaś, ale pamiętaj, że ja tak łatwo się nie poddaję.
Hermiona jeszcze przez chwilę stała w korytarzu, obserwując odchodzącą Ślizgonkę. Jej serce biło szybko z powodu adrenaliny, która buzowała w jej organizmie. Opamiętała się, gdy delikatny wiaterek wdarł się do tej części Hogwartu i orzeźwił jej ciało mroźnym powiewem. Podeszła do ściany, wymawiając hasło. Gdy tylko weszła do dormitorium, poczuła dziwną pustkę, która tu panowała. Żadna ze świec nie paliła się, tworząc przyjemnego klimatu, a w kominku nie buchały płomienie. Było zimno, więc nie myśląc dłużej Hermiona, wyciągnęła różdżkę, sprawiając, że pomieszczenie rozlała fala ciepła. Usiadła na sofie, a swoje ramiona okryła kocem, który delikatnie podrażniał jej skórę. Pociągnęła nosem, gdy poczuła, że jej oczy szklą się, a obraz tańczących płomieni ognia, rozmazuję się. Nie czuła się silna. Wszystkie bariery puściły teraz, gdy mogła się spokojnie wypłakać. Nie lubiła, gdy ktoś widział jej łzy, a dzisiaj… była tylko ona. Zero zahamowań. Zero wstydu. Jej myśli powróciły do pierwszego dnia, kiedy w tym magicznym miejscu musiała uronić łzy. Pamiętała dobrze słowa Ron’a, który wyśmiewał ją, idąc z Harrym przez błonia. Pamiętała, jak strasznie się czuła, jak chciała uciec jak najdalej od wszystkich uczniów, od magii i od osób, których chciała uznać za przyjaciół. Później walka z trollem i wszystko się zmieniło, jednak nadal pozostały wspomnienia, które dziś dały o sobie znać. Przez jej głowę przemknął Draco. Czy z nim również było tak jak z nimi? Zranił ją, lecz teraz… nie czuje tej nienawiści. Wszystko się zmieniło. Przez jeden incydent, przez krótką chwilę. Aż tak niewiele potrzeba, aby wróg stał się przyjacielem, a przyjaciel stał się wrogiem?

* * *

Gdy tylko się przebudził, poczuł palący ból w klatce piersiowej.  Szybko rozszerzył powieki, aby sprawdzić gdzie się znajduje.   Wypuścił z ulgą powietrze, gdy poczuł wyraźny zapach ziół, a naprzeciwko siebie zauważył zarys innego łóżka. Rzucił okiem na swoje ciało, nie wiedział niczego, co mogłoby mu przeszkodzić wstać, więc postanowił podciągnąć się do pozycji siedzącej.  Złapał się za głowę, gdy poczuł ogromny ból w okolicy skroni. Masował delikatnie czoło, jednak ból nie ustępował.
-Panie Malfoy- usłyszał znany mu piskliwy głos pielęgniarki.- Proszę się położyć i odpoczywać.
Niechętnie wykonał jej rozkaz, a gdy opadł z powrotem na śnieżnobiałą poduszkę, ból nie był już taki uciążliwy, jednak cały czas czuł nieprzyjemne pulsowanie.  
-Szybko się pan przebudził-oznajmiła, podchodząc do niego.- To dobrze świadczy. Eliksir zadziałał, a ja muszę się zająć obrażeniami zewnętrznymi.
Malfoy nic nie odpowiedział. Jego myśli krążyły wokół tego feralnego wieczora. Przeklinał sam siebie za naiwność i ciekawość. Niepotrzebnie szedł do zakazanego lasu, a teraz musi swoje wycierpieć. Przetarł dłońmi twarz, próbując pobudzić się do życia.
-Proszę się nie ruszać. Muszę wetrzeć maść.
Blondyn popatrzył na podejrzaną substancję, którą kobieta trzymała w pudełeczku. Gdy tylko otworzyła wieczko do jego nosa doleciał przyprawiający o mdłości zapach.
-Nie- odpowiedział, starając się, aby jego głos brzmiał głośno.
-Na to akurat nie masz wpływu mój drogi- oświadczyła i zamoczyła palce w substancji. Szybko nałożyła na jego ramiona, a on poczuł jak zimno wraz z mrowieniem roznosi się po jego ciele.
-No i widzisz- uśmiechnęła się po chwili.- Skończyłam.
Malfoy odwrócił swoją głowę w przeciwnym kierunku niż jej twarz. Kobieta fuknęła pod nosem, zabierając ze sobą lekarstwa. Gdy wyszła za parawanu, ponownie odwróciła się do chłopaka.
-Masz gościa- odezwała się chłodno i zniknęła za białym materiałem.
Dracon ożywił się przez moment, chcąc zobaczyć jedną osobę, która sprawiłaby, że pobyt tutaj nie byłby, aż taki straszny. Jednak zamiast Hermiony, przeszedł ktoś inny. Dyrektorka szkoły miała na sobie długą, zieloną suknię, a włosy jak zawsze upięte w kok, chowały się pod spiczastym kapeluszem. Na jej ustach błąkał się uśmiech, a policzki wypełniały zdrowe rumieńce.
-Witam- przywitała się z blondynem i zajęła miejsce na krześle przy jego łóżku.
Blondyn przyjrzał się jej podejrzliwie, a kiedy chciał odpowiedzieć z jego gardła wydobył się cichy jęk.
-Ty się nie trudź. Przyszłam, aby zobaczyć czy nic panu nie jest- oznajmiła.- Nieźle nas pan nastraszył wczorajszej nocy.  Obrażenia nie były poważne, jednak miał pan dużo zadrapań i kilka głębszych ran na ciele. Ból głowy może być skutkiem upadku. Powinien przejść do jutra, a jeśli rany się zagoją… myślę, że już jutro wypuścimy cię ze skrzydła szpitalnego. 
Kobieta przerwała na chwilę i zerknęła na swoje dłonie. Wciągnęła do płuc świeże powietrze i kontynuowała swoją wypowiedź.
-Jednak pewnie jak już się zorientowałeś, nie przyszłam tylko po to, aby opowiedzieć ci o twoim stanie zdrowia. Chcę wiedzieć, co takiego wydarzyło się, kiedy zostałeś zaatakowany. Wiesz, kto to był? Może jakiś szczegół rzucił ci się w oczy?
Ślizgon zmarszczył czoło, powracając do swoich wspomnień. Bał się… Z każdym kolejnym krokiem powtarzał sobie, że najlepiej będzie zawrócić. Jednak odtrącał wtedy cały czas słowa swojej podświadomości. Czy zapragnął być w końcu tym, który ocali ten świat? Może tak. Pamiętał Mroczny Znak. Poświatę zielonego węża oraz jego jadowity syk.  Poczuł, że coś uderza w jego klatkę piersiową… czuł jak upada, nie mogąc się ratować. Gdy uderzył potylicą, zaczęło mu się kręcić w głowie, a wtedy… nieznajoma osoba podeszła do niego.  Zauważył kosmyk blond włosów, a później… ciemność.  Pokręcił głową, aby oderwać się od wspomnień. Wzrok dyrektorki nadal wpatrzony był w niego. Oczekiwała na odpowiedź.
Zaprzeczył, kręcąc głową. Kobieta uśmiechnęła się do niego smutno, poklepała po ramieniu i wstała z krzesła.
-Życzę powrotu do zdrowia- pożegnała się.- Gdybyś coś sobie przypomniał, wiesz gdzie mnie znaleźć.
Malfoy pokiwał głową. Opadał głową w poduszkę, a jego serce zabiło szybciej. Czemu było mu tak ciężko skłamać? Przełknął zalegającą mu ślinę i zamknął powieki. Tym razem to on pokaże światu, że może być bohaterem.
Gdy tylko się przebudził, poczuł palący ból w klatce piersiowej.  Szybko rozszerzył powieki, aby sprawdzić gdzie się znajduje.   Wypuścił z ulgą powietrze, gdy poczuł wyraźny zapach ziół, a naprzeciwko siebie zauważył zarys innego łóżka. Rzucił okiem na swoje ciało, nie wiedział niczego, co mogłoby mu przeszkodzić wstać, więc postanowił podciągnąć się do pozycji siedzącej.  Złapał się za głowę, gdy poczuł ogromny ból w okolicy skroni. Masował delikatnie czoło, jednak ból nie ustępował.
-Panie Malfoy- usłyszał znany mu piskliwy głos pielęgniarki.- Proszę się położyć i odpoczywać.
Niechętnie wykonał jej rozkaz, a gdy opadł z powrotem na śnieżnobiałą poduszkę, ból nie był już taki uciążliwy, jednak cały czas czuł nieprzyjemne pulsowanie.  
-Szybko się pan przebudził-oznajmiła, podchodząc do niego.- To dobrze świadczy. Eliksir zadziałał, a ja muszę się zająć obrażeniami zewnętrznymi.
Malfoy nic nie odpowiedział. Jego myśli krążyły wokół tego feralnego wieczora. Przeklinał sam siebie za naiwność i ciekawość. Niepotrzebnie szedł do zakazanego lasu, a teraz musi swoje wycierpieć. Przetarł dłońmi twarz, próbując pobudzić się do życia.
-Proszę się nie ruszać. Muszę wetrzeć maść.
Blondyn popatrzył na podejrzaną substancję, którą kobieta trzymała w pudełeczku. Gdy tylko otworzyła wieczko do jego nosa doleciał przyprawiający o mdłości zapach.
-Nie- odpowiedział, starając się, aby jego głos brzmiał głośno.
-Na to akurat nie masz wpływu mój drogi- oświadczyła i zamoczyła palce w substancji. Szybko nałożyła na jego ramiona, a on poczuł jak zimno wraz z mrowieniem roznosi się po jego ciele.
-No i widzisz- uśmiechnęła się po chwili.- Skończyłam.
Malfoy odwrócił swoją głowę w przeciwnym kierunku niż jej twarz. Kobieta fuknęła pod nosem, zabierając ze sobą lekarstwa. Gdy wyszła za parawanu, ponownie odwróciła się do chłopaka.
-Masz gościa- odezwała się chłodno i zniknęła za białym materiałem.
Dracon ożywił się przez moment, chcąc zobaczyć jedną osobę, która sprawiłaby, że pobyt tutaj nie byłby, aż taki straszny. Jednak zamiast Hermiony, przeszedł ktoś inny. Dyrektorka szkoły miała na sobie długą, zieloną suknię, a włosy jak zawsze upięte w kok, chowały się pod spiczastym kapeluszem. Na jej ustach błąkał się uśmiech, a policzki wypełniały zdrowe rumieńce.
-Witam- przywitała się z blondynem i zajęła miejsce na krześle przy jego łóżku.
Blondyn przyjrzał się jej podejrzliwie, a kiedy chciał odpowiedzieć z jego gardła wydobył się cichy jęk.
-Ty się nie trudź. Przyszłam, aby zobaczyć czy nic panu nie jest- oznajmiła.- Nieźle nas pan nastraszył wczorajszej nocy.  Obrażenia nie były poważne, jednak miał pan dużo zadrapań i kilka głębszych ran na ciele. Ból głowy może być skutkiem upadku. Powinien przejść do jutra, a jeśli rany się zagoją… myślę, że już jutro wypuścimy cię ze skrzydła szpitalnego. 
Kobieta przerwała na chwilę i zerknęła na swoje dłonie. Wciągnęła do płuc świeże powietrze i kontynuowała swoją wypowiedź.
-Jednak pewnie jak już się zorientowałeś, nie przyszłam tylko po to, aby opowiedzieć ci o twoim stanie zdrowia. Chcę wiedzieć, co takiego wydarzyło się, kiedy zostałeś zaatakowany. Wiesz, kto to był? Może jakiś szczegół rzucił ci się w oczy?
Ślizgon zmarszczył czoło, powracając do swoich wspomnień. Bał się… Z każdym kolejnym krokiem powtarzał sobie, że najlepiej będzie zawrócić. Jednak odtrącał wtedy cały czas słowa swojej podświadomości. Czy zapragnął być w końcu tym, który ocali ten świat? Może tak. Pamiętał Mroczny Znak. Poświatę zielonego węża oraz jego jadowity syk.  Poczuł, że coś uderza w jego klatkę piersiową… czuł jak upada, nie mogąc się ratować. Gdy uderzył potylicą, zaczęło mu się kręcić w głowie, a wtedy… nieznajoma osoba podeszła do niego.  Zauważył kosmyk blond włosów, a później… ciemność.  Pokręcił głową, aby oderwać się od wspomnień. Wzrok dyrektorki nadal wpatrzony był w niego. Oczekiwała na odpowiedź.
Zaprzeczył, kręcąc głową. Kobieta uśmiechnęła się do niego smutno, poklepała po ramieniu i wstała z krzesła.
-Życzę powrotu do zdrowia- pożegnała się.- Gdybyś coś sobie przypomniał, wiesz gdzie mnie znaleźć.
Malfoy pokiwał głową. Opadał głową w poduszkę, a jego serce zabiło szybciej. Czemu było mu tak ciężko skłamać? Przełknął zalegającą mu ślinę i zamknął powieki. Tym razem to on pokaże światu, że może być bohaterem.


 * * *

Szatynka powoli rozchyliła powieki, do których docierały promienie słońca, przedzierające się zza zasłony. Przez chwilę nieświadoma miejsca, gdzie się znajduje, rozejrzała się po pomieszczeniu i z zaskoczeniem stwierdziła, że wczoraj musiała zasnąć przed kominkiem. Drewno, które wczoraj płonęło, dając przyjemne ciepło, dziś leżało zwęglone. Sama czuła, że w niej również zgasł płomień nadziei. Wierzyła, że rzeczy jego rzeczy zmienią położenie, że drzwi do jego pokoju będą uchylone, a gdy spojrzy przez szparę zauważy go bezpiecznego. Jej wzrok skierował się do butelki Ognitej, która nieruszona stała na stoliczku przed nią. Opatuliła się dokładniej kocem i chwyciła za butelkę. Przystawiła ją do nosa, lecz gdy tylko poczuła zapach alkoholu, odsunęła ją od twarzy. Wstała ze sofy i ruszyła do toalety. Z jej twarzy nie mógł zejść cwany uśmiech, a gdy zawartość butelki znalazła się w zlewie z zadowoleniem spojrzała na swoje odbicie w lustrze.
-Masz za to co muszę teraz przeżywać-warknęła.
Odłożyła ją na szafkę przy prysznicu, po czym ponownie wróciła do pokoju. Jej myśli krążyły wokół przyczyny ataku na Dracona. Jej umysł pragnął informacji, jednak jedynym światkiem tego zdarzenia był tylko i wyłącznie poszkodowany, który leżał nieprzytomny w skrzydle szpitalnym. Weszła do pokoju z niemrawą miną. Nic nie szło po jej myśli, a do jej głowy nie przychodziło ani jedno rozwiązanie, aby dowiedzieć się więcej. Otworzyła szafę i szybko zmieniła ubrania na nowe, a na nie nałożyła szatę. Zegarek na jej nadgarstku wskazywał, że przed chwilą rozpoczęło się śniadanie. Nie śpiesząc się ruszyła do Wielkiej Sali. Korytarze wypełniały tłumy uczniów, którzy przeciskali się, aby jak najszybciej dotrzeć do jadalni. Gdy mijała klatkę schodową, która prowadziła do pokoju wspólnego Gryfonów, przystanęła, zauważając czuprynę czarnych jak węgiel włosów. Ich właściciel szedł nie zwracając uwagi, na zainteresowanych jego osobą uczniów. Twarz miał wygiętą w grymasie niezadowolenia, a jedną ręką trzymał się za głowę, mocno ściskając włosy. Hermiona podeszła do niego z założonymi rękami. Chłopak już chciał odgonić od siebie kolejną osobę, która chciała z nim porozmawiać, lecz gdy tylko zobaczył, że to Hermiona uśmiechnął się lekko.
-Nic nie mów… proszę- westchnął.
-Chcesz, żeby nie mówiła „ a nie mówiłam?”-Uśmiechnęła się wścibsko.
-Właśnie tak- odpowiedział i złapał ją za ramię.- Nie wiem jak zniosę ten tłum… czuję się jakbym wczoraj stał się zabawką dla płaczącej wierzby. Czy przypadkiem…?
Szatynka wybuchła śmiechem, jednak zauważając grymas na twarzy chłopaka, szybko skończyła się śmieć.
-Nie Harry-odpowiedziała.- Nie pozwoliłabym cię zanieść to tego przeklętego drzewa.
Zielone oczy przyjaciele spojrzały zza przyjaciółkę. Hermiona odwróciła się szybko, a gdy zauważyła, kto do nich idzie od razu zrobiła się czerwona ze złości. Daniel uśmiechnął się cwanie, jednak ominął szatynkę, jakby jej w ogóle nie było. Z kieszeni wyciągnął małą próbówkę, w której znajdował się jasna ciecz.
-Ciesz się, że twój kumpel myśli za ciebie- wcisnął mu przedmiot do ręki, rozglądając się na boki- Pij.
Dopiero, gdy Hermiona fuknęła pod nosem, Daniel zwrócił na nią uwagę.
-Coś ci nie pasuje Gragner?-Spytał.
-Tak! Ty mi nie pasujesz Khal- warknęła i złapała za rękę przyjaciela, który zdążył już wypić zawartość próbówki.
Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.
-Pomogło.
-Tak Harry, pomogło. A wiesz, dlaczego? Bo ten ‘wspaniały’ eliksir niweluje twoje złe samopoczucie, ale również jest w tej szkole zakazany. Czemu? A dlatego, że tutaj żaden z uczniów nie może pić.
-Nie uważasz, że troszeczkę przesadzasz- usłyszała ponownie znienawidzony głos za sobą.- Nie umiesz się bawić.
-Umiem, ale wiem również co to jest rozsądek.
-Nuda- ziewnął i wymienił rozbawione spojrzenia z Harrym.
Gryfonka ponownie fuknęła pod nosem i odeszła od dwójki chłopców, rzucając na przechodniów spojrzenie godne seryjnego zabójcy. Zaciskała pięści, za każdym razem, gdy przypominała sobie o zachowaniu przyjaciela. Nie rozumiała, czemu tak łatwo dał się omotać temu przebrzydłemu gadowi, jakim był Daniel. Czy nie widzi, jaki on naprawdę jest? Samolubny dureń!- Wrzasnęła w myślach i usadowiła się przy stole Gryffindor’u. Nałożyła na swój talerz jajecznicę oraz zabrała dwa tosty. Jej stresujący wieczór, spowodował, że to był jej pierwszy posiłek od wielu godzin, co skutecznie przypominał jej burczący brzuch.
-Nie złość się Mionka- usłyszała przy uchu.
Harry zajął miejsce koło niej i również zaczął pałaszować swoje śniadanie. Hermiona postanowiła nie mówić nic. Był poranek, a ona już chciała wrócić do pokoju i odizolować się tam od całego świata.
-Jesteś taka tępa- usłyszała piskliwy głos Brown.- Myślałam, że zależy ci na dochowaniu sekretu?
Dodała, kończąc charakterystycznym dla niej perfidnym uśmiechem. Szatynka spojrzała na Ginny, która cała czerwona na twarzy, spoglądała na swoją nową ‘przyjaciółkę’ z chęcią mordu. Swoją pieść zaciśniętą miała na widelcu, który wygiął się nienaturalnie, pod naporem jej siły.
-Może już czas?- Zapytała, wykrzywiając swoje usta.- Powiedzmy co się stało tak naprawdę.
-Możesz się w końcu zamknąć Lavender?- Spytała Hermiona z wyczuwalną wrogością w głosie.
-Ooo!-Krzyknęła.- Główna bohaterka naszej historii postanowiła włączyć się w rozmowę. Chyba nie może być już lepiej, nie sądzisz Ginny?
Ruda popatrzyła na Hermione błagalnym spojrzeniem, które jednak Gryfonka zignorowała. Wiedziała, że sprawa z Ginny była podejrzana. Harry mógł sobie udawać, że nic go nie obchodzi jej los, jednak Hermiona czuła, że dla chłopak nie jest ona obojętna. Tyle przeszli ze sobą. Tak samo jak one. Nie chciała, aby kilkanaście lat przyjaźni poszło na marne. Szukała idealnego momentu i los dał jej ten dzień.
-Ginny możesz mi wytłumaczyć o co w tym wszystkim chodzi?- Zapytała spokojnie.- Czemu się od nas odwróciłaś? Przecież wiesz, że zawsze mogłaś na nas liczyć.
-Ja...
Jej wypowiedź przerwał głośny śmiech blondynki.
-Twoja przyjaciółeczka ukrywała coś przed tobą, wiedziałaś?-Przerwała i spojrzała na Harry’ego- Z resztą jak cała ta twoja paczka.
-Lavender… chce porozmawiać z Ginny.
-Błąd! Powinnaś rozmawiać właśnie ze mną- uśmiechnęła się do Rudej.- Mam już dość tych kłamstw oraz niedomówień. Harry i Ginny ukrywali przed tobą bardzo istotną sprawę, która działa się przez całe wakacje i trwa do teraz.
-Lavender!-Krzyknął Harry.
Dziewczyna spojrzała prosto w oczy Gryfonki i uśmiechnęła się wrednie.
-Jestem z Ronem.
Serce szatynki zabiło mocniej, jednak na jej ustach pojawił się sztuczny uśmiech.
-Hermiona… ja chciałem ci powiedzieć, ale on powiedział, że się zmieni. Obiecał!
Odwróciła się w stronę Harry’ego. Jego oczy patrzyły na nią błagalnie, jednak ona nie potrafiła. Wszystko się nagromadziło. Teraz jeszcze to. Osoby, które darzyła szczerym i wielkim zaufaniem… skrywały przed nią prawdę. Może i bolesną. Może i to było dla jej dobra, jednak… sam fakt. Szatynka wolała zawsze szczerą prawdę, niż kłamstwo. Odwróciła wzrok od Pottera i przyjrzała się Ginny, do której oczu powoli napływały łzy. Tak bardzo tęskniła za nią, za jej przyjaźnią i radą. Jednak teraz pojawiło się to ‘ale’, które nie pozwoliło jej przebaczyć od razu. Oczywiście, chciałaby się rzucić w jej ramiona, przytulić ją z całych sił i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.
-Miona. Ja… myślałam, że to będzie dla ciebie zbyt bolesne. Myślałam.
Szatynka pokręciła głową.
-Nic nie mów.
Odparła i zabrała torbę z książkami. Wyszła z Sali. Chciała odpocząć od otaczającej jej rzeczywistości, jednak wszystko się na nią uwzięło. Rozpięła guzik koszuli przy szyi, aby chociaż odrobina świeżego powietrza mogła ochłodzić jej rozgrzane ze złości ciało. Przeszła przez wielkie drzwi, prowadzące na błonia i zajęła jej ulubione miejsce przy jeziorze. Jednym skinieniem różdżki wysuszyła trawę, na której usiadła. Spojrzała w niebo i uśmiechnęła się, gdy promienie słońca przedarły się przez chmury, oświetlając jej twarz. W oddali rozległ się ciszy śpiew ptaków, a od jeziora można było pochwycić dźwięk cichego bulgotania. Hermiona czuła, że wszystko stanęło. Tego potrzebowała. Ciszy. Spokoju.


  • w rozdziale pojawia się mała korekta, która pozbawia rozdziału 9 końcowej części. Dzięki uwadze mojej przyjaciółki, stwierdziłam, że o wiele lepiej część z Draco po przebudzeniu będzie prezentowała się tutaj, więc nie zrażajcie się, gdy przeczytacie to samo :P Dziękuję za wielkie zainteresowanie miniaturką oraz za tak wielką liczbę wyświetleń i komentarzy! Jesteście wspaniali <3